Horror codzienności

Horror codzienności

Dodano:   /  Zmieniono: 
Klątwa Cygana najpierw powoduje radość, a potem przerażenie chudnącego na śmierć adwokata
Tomasz Raczek: - Panie Zygmuncie, czy umie pan wyjaśnić, dlaczego powieści Stephena Kinga biją rekordy popularności i mają dobre recenzje u krytyków, a filmy realizowane na ich podstawie rzadko osiągają wysoki poziom artystyczny? Dlaczego tak wybitny i dysponujący bez wątpienia doskonałą pozycją przetargową autor zgadza się, by prawa filmowe do jego książek nabyli twórcy pośledniejszego gatunku, czego dowodem jest choćby znajdujący się właśnie na naszych ekranach "Przeklęty", będący ekranizacją powieści Kinga?
Zygmunt Kałużyński: - Może znaczny procent filmów miernych bierze się stąd, że jest to w tej chwili najbardziej filmowany pisarz beletrysta.
TR: - Czyżby sprzedawał prawa do ekranizacji swoich utworów na zasadzie "bierz forsę i w nogi", nie dbając o ostateczny rezultat?!
ZK: - Może producenci zbyt chętnie się tego podejmują? Gdy filmuje się tak dużo, to oczywiście zdarzają się rzeczy słabsze, ale niech pan nie zapomina, panie Tomaszu, że na przykład "Lśnienie" Kubricka - też na podstawie książki Kinga - stało się jednym z arcydzieł filmowego horroru. Fenomen Kinga polega właśnie na tym, że jest on dziedzicem jednej z najważniejszych tradycji amerykańskiej kultury. Historycy literatury zastanawiali się nawet, skąd się to wzięło. Wielkim ojcem horroru był Edgar Allan Poe - mówi się, że King jest jego następcą - który już w połowie XIX w. zarysował gatunek. Dlaczego właśnie Ameryka? Wydaje się, że jej obecni mieszkańcy dotarli kiedyś do kolosalnego, tajemniczego lądu, gdzie czuli się niepewnie, zagrożeni, obawiając się niedostępnej dla nich tajemnicy. Ta sytuacja, wręcz geograficzna, skłaniała do lęku. Dlatego stworzyli horror, który wprowadzili do życia codziennego. King jest kontynuatorem tej linii.
TR: - Chwileczkę, mam wrażenie, że "Przeklęty", który nas sprowokował do tej rozmowy, jest raczej dość banalną ilustracją ksenofobii. Niewiele tu widzę horroru, za to dużo uprzedzeń, w tym wypadku wobec Cyganów. Film opowiada o tym, jak cygańska klątwa rzucona na pewnego nie do końca uczciwego adwokata zostaje spełniona i w jej wyniku kilka osób ginie w strasznych męczarniach. Czujemy wyraźnie nastrój niechęci i pracowicie kreowanego lęku przed Cyganami. King nie pozostawia wątpliwości, iż Cyganie rzucają klątwy i że mogą być one przyczyną prawdziwego nieszczęścia. Cóż to jest innego, jeśli nie zachęta do ksenofobii?
ZK: - Zaraz, zaraz, ale skąd się to bierze? Otóż stąd, że horror amerykański polega na tym, iż potworność wkrada się do najzwyklejszego życia...
TR: - Ależ tu go w ogóle nie ma! A tabor cygański nie jest typową codziennością amerykańskiego życia! To absolutna egzotyka, dziwactwo! Cyganie w tym filmie to obcy, których należy się bać, a jeśli się ich zabije, nie ma czego żałować.
ZK: - Bo Cyganie są w tym filmie symbolem zagrożenia atakującego życie codzienne.
TR: - Podejrzany symbol, panie Zygmuncie. Myśląc w ten sposób, za chwilę uznamy, że symbolem zagroże-
nia mogą być Żydzi albo Murzyni.
ZK: - W powieściach Kinga bywają różne zagrożenia: na przykład w przyzwoitym miasteczku pojawia się para czarowników...
TR: - Nie mam nic przeciwko temu, by bajka wypełniła horror, bo bajka i horror to - moim zdaniem - rodzeństwo, ale tutaj chodzi o coś innego: o balansowanie na krawędzi prowokacji społecznej. Przecież ten film po prostu nastawia widzów agresywnie do Cyganów.
ZK: - Nie, proszę pana, w sumie jednak nie. Pan ciągle nie chce zauważyć tego, co jest głównym motorem owego horroru i co tłumaczy to, co pan nazywa ksenofobią. Tematem "Przeklętego" jest najzwyklejsza amerykańska codzienność.
TR: - Że prawnik jest nieuczciwy, a żona niewierna?
ZK: - Nie, nie, wcale nie o to mi chodzi. Idzie o zagrożenie przez otyłość. Coś, co się może zdarzyć każdemu.
TR: - Zgadza się, film opowiada o prawniku, który wykorzystał swoją pozycję, by uniknąć odpowiedzialności za nieumyślne spowodowanie śmierci Cyganki, za co zostaje przeklęty przez jej ojca. Klątwa brzmi: "Chudnij". Wypełnia się ona na naszych oczach, najpierw powoduje radość, a potem przerażenie chudnącego na śmierć bohatera.
ZK: - I to jest klucz do horroru amerykańskiego, który różni się tym od europejskiego, że dotyczy spraw codziennych, pozornie zwykłych; nie potrzebuje klimatu starych zamczysk. Niech pan przypomni sobie inny film zrobiony według książki Kinga - "Misery". Dziewczyna uwielbiająca pisarza - co jest normalne w dzisiejszym życiu kultural- nym - prawie doprowadza do jego zaszczucia i śmierci. W "Przeklętym" widzimy coś typowego dla współczesnego, higienicznego Amerykanina, który chce schudnąć, lecz do jego życia nagle wkracza okropność symbolizowana przez cygańską klątwę. Klątwa jest uzasadniona, bo nasz bohater zawinił. Zresztą w tym filmie wszyscy są winni i to jest właśnie moralna ideologia horroru Kinga.
TR: - Że wszyscy są źli i wszyscy zasługują na najgorszą śmierć?
ZK: - Śmierć jak śmierć. Chodzi raczej o to, żebyśmy zdali sobie sprawę z grozy, jaka może wkroczyć do naszego życia i dokonali rachunku sumienia. King sugeruje, że jeżeli spotka nas los tak fatalny jak bohatera filmu, może po prostu na niego sobie zasłużyliśmy. Ale najciekawsze w tym obrazie jest obserwowanie rozwoju grozy. Może "Przeklęty" jako kino nie jest tak sprawnie wykonany jak inne, lepiej zrealizowane filmy według Kinga, ale jeśli idzie o rozwój potworności, o scenariusz, który się zaczyna od diety, a kończy na moralnej kompromitacji wszystkich wciągniętych przez los, jest to sukces godny dziedzica tradycji amerykańskiego horroru.
TR: - No i niewątpliwie "Przeklęty" trochę gra na naszym lęku przed każdą klątwą, jakakolwiek by była. W chwili, gdy ktoś staje naprzeciwko nas i wykrzykuje "przeklinam cię", niezależnie od tego, jakie ów ktoś ma kwalifikacje do rzucania klątwy i na ile może być ona skuteczna, przechodzi nas dreszcz strachu, bo już samo słowo "przeklinam" brzmi strasznie. Żadne racjonalne wytłumaczenie nic tu nie pomoże. Wierzymy w klątwy lub nie wierzymy, ale zawsze się ich boimy, bo przecież nigdy nic nie wiadomo. Podobny dreszcz odczuwam zresztą nawet wtedy, gdy rozmawiam z pewną osobą, która - jak wiem - ma w domu figurki znajomych i nakłuwa je szpilkami, gdy chce im zaszkodzić...
Więcej możesz przeczytać w 35/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.