Bitwa morska

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy uda się z Bałtyku uczynić nasze okno na świat?
Eksperci twierdzą, że następne dwa pokolenia Polaków nie mają czego nad Bałtykiem szukać. - Poziom skażenia tego morza dyskwalifikuje je jako miejsce rekreacji. Zaniedbania w polskiej ekologii sprawiają, że każdego roku tylko z Polski trafia do Bałtyku miliard litrów nie oczyszczonych ścieków. Trzeba dziś walczyć o to morze - konstatuje prof. Stefan Kozłowski z Komitetu Naukowego "Człowiek i Środowisko" PAN. - W Warszawie pokutuje pogląd, że Polska leży między Wschodem a Zachodem. Odwracanie się od Bałtyku, zarówno przez turystów, polityków, jak i ekonomistów, może być największym naszym błędem - ostrzega Grzegorz Grzelak, marszałek sejmiku samorządowego w Gdańsku, zarazem prezydent Euroregionu Bałtyk.

- Rzeczywiście, wejście do wody pełnej gnijących i śmierdzących glonów, na przykład w Zatoce Gdańskiej, choć nie tylko tu, wymaga od plażowiczów nie lada samozaparcia - przyznaje Włodzimierz Krzymiński, kierownik Ośrodka Oceanografii i Monitoringu Bałtyku IMiGW. Nadmierny rozwój glonów powodują zanieczyszczenia z lądu, głównie rolnicze. Do tego dochodzą substancje ropopochodne, słone wody z kopalni na południu Polski, ścieki z dużych miast w głębi kraju. Mimo że do Bałtyku wpada ponad 250 rzek, tylko dwie z nich, Wisła i Odra, niosą prawie połowę zanieczyszczeń (poza metalami ciężkimi i pestycydami także 40 proc. związków fosforu i 30 proc. związków azotu). Jak wynika z danych GUS, w latach 1990-1995 o 98 proc. zwiększyła się ilość azotu odprowadzanego z Polski do Bałtyku. Fotografie siarkowodorowych pustyń - obszarów beztlenowych - z dna Bałtyku najlepiej dokumentują tragedię tego akwenu. Zdjęcia zostały wykonane przez naukowców z Instytutu Badań Morza przy uniwersytecie w Rostoku. Dno Bałtyku w okolicach Głębi Gotlandzkiej pokryte jest białym nalotem i milionami martwych bezkręgowców. Siarkowodór zabija wszystko. - W tym wieku, zwłaszcza w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat, ładunek azotu w Bałtyku wzrósł czterokrotnie, fosforu zaś ośmiokrotnie - przypomina Tapani Kohonen z Komisji Helsińskiej. - Zmniejsza się zasolenie morza, zwiększa jego zasiarczenie. Poziom stężenia DDT i PCB u dorszy i śledzi złowionych w Bałtyku jest o wiele wyższy niż u ryb z Morza Północnego, uznawanego przecież powszechnie za "kloakę Europy". Doprowadziło to do poważnego spadku możliwości rozrodczych morskich ssaków i ptaków żywiących się rybami. Zmniejszyła się grubość skorupek jaj ptaków, których pożywieniem były ryby i małże (dotknęło to zwłaszcza nurzyka i orła bielika).

Odtworzenie systemu ekologicznego Bałtyku potrwa kilkadziesiąt lat. To płytkie morze ciągle służy głównie jako zbiornik ścieków


- Odtworzenie systemu ekologicznego Bałtyku potrwa kilkadziesiąt lat, bowiem ciągle to ciasne, płytkie morze służy głównie jako zbiornik ścieków, a naturalny proces wymiany wód trwa w tym akwenie 30-40 lat - konstatuje Bertill Hegerhall z Funduszu Bałtyckiego. - Wybudowanie najbardziej potrzebnych oczyszczalni kosztowałoby co najmniej 23 mld dolarów - dodają eksperci Komisji Helsińskiej. Tymczasem za sukces można uznać pozyskanie jednorazowo na ratowanie Bałtyku 150 czy 200 mln dolarów z funduszy europejskich. Na więcej nie ma szans.
- Możemy liczyć tylko na siebie. Jeśli chcemy zarobić na turystyce, musimy inwestować w ekologię, w infrastrukturę. Niby to banał, ale dopiero od niedawna takie myślenie jest obecne - przyznaje Zbigniew Choiński, wójt gminy Mielno. - Nikt nie przyjedzie nad brudne morze, nad którym nic się nie dzieje. Dlatego na modernizację oczyszczalni i kanalizację gminy wydaliśmy w 1997 r. 18 mln zł. Każdego roku na sprzątanie plaż wydajemy 400 tys. zł; codziennie 40 ludzi zbiera śmieci z najbardziej uczęszczanego ośmiokilometrowego odcinka wybrzeża. Ale to się zwróci. Już dziś przyjeżdża do Mielna cztery razy więcej turystów niż do Ustki.
- To jest po prostu wojna o przyszłość - przekonują burmistrzowie. - Zdechłe ryby i ociekające ropą ptaki muszą się stać przeszłością. Na infrastrukturę służącą ochronie środowiska przeznaczamy każdego roku aż 90 proc. budżetu miasta - mówi Tomasz Lesner, burmistrz Władysławowa. - Wszyscy żyjemy z turystyki i rybołówstwa, więc dobry stan środowiska jest dla nas warunkiem przetrwania - potwierdza Mieczysław Struk, burmistrz Jastarni. - To właśnie dlatego od niedawna na piasku nie ma nawet niedopałków, od ubiegłego roku przesiewamy go bowiem specjalnym urządzeniem do głębokości 10 cm. Już teraz właściciele modernizują pensjonaty. Wyższy standard zaczyna się opłacać, bo każdy turysta chciałby mieć w pokoju łazienkę i telewizor. Lokalnym władzom zależy także na podniesieniu jakości usług i zapewnieniu turystom licznych atrakcji. W przeciwnym razie wybiorą podobną cenowo - a często tańszą - ofertę zagraniczną, z gwarancją słońca, wysokiego poziomu obsługi, możliwością poznania obcej kultury i regionalnej kuchni. Ustka ma już własny plan "bitwy o przetrwanie". W ciągu kilku lat planowane jest przedłużenie nadmorskiej promenady i zbudowanie tarasu widokowego, z którego będzie można podziwiać panoramę miasta. Później na powierzchni 400 ha powstanie park zdrojowy z tężniami solankowymi. - Jeśli nawet młodzi ludzie wolą wypoczynek w Hiszpanii czy w Grecji, starsi docenią zakład przyrodoleczniczy, w którym nawet w zimie będzie się można wykąpać w basenie z gorącą źródlaną wodą. Inwestycja pochłonie 10 mln zł, ale dzięki temu w 2005 r. nikt nie będzie się nudzić podczas deszczu i goście zaczną odwiedzać polskie wybrzeże także wiosną, jesienią czy zimą - przekonuje Wojciech Lewandowski, burmistrz Ustki.
- Za 4 mln zł wybudowaliśmy salę widowiskowo-sportową, za kolejne 20 mln zł oddaliśmy do użytku nowoczesny, pierwszy na polskim wybrzeżu port jachtowy na 120 jachtów. Powstał spacerowy most łączący Łebę z jej największą atrakcją: ruchomymi wydmami w Słowińskim Parku Narodowym - wylicza Halina Klińska, burmistrz Łeby. - Nigdy jeszcze miasto nie realizowało tylu inwestycji na taką skalę. Kieruje nami proste rozumowanie: gdy goście przyjeżdżają i dobrze się czują, mieszkańcy się bogacą. Miasto liczące 4200 mieszkańców przyjmuje latem 300 tys. turystów. Może po ubiegłorocznych mistrzostwach Europy w windsurfingu uda się nam zostać gospodarzem mistrzostw świata w tej dyscyplinie?


MICHAŁ WILCZYŃSKI wiceprezes fundacji Ekofundusz
Nie ma szans na przywrócenie równowagi ekologicznej Bałtyku, dopóki Wisła i Odra odprowadzać będą połowę zanieczyszczeń do tego akwenu. Od dawna naglącym problemem było uporządkowanie gospodarki ściekowej w rejonie Zatoki Puckiej i Zatoki Gdańskiej oraz budowa oczyszczalni ścieków w siedmiu dużych miastach - Warszawie, Poznaniu, Krakowie, Wrocławiu, Gdańsku, Szczecinie i Łodzi. Dysponując środkami z ekokonwersji polskiego zadłużenia, znaczną ich część skierowaliśmy właśnie na te cele. Są już pierwsze efekty. Dzięki naszym dotacjom wybudowano 22 oczyszczalnie w pasie nadmorskim. Największa z nich, nowoczesna biologiczno- chemiczna oczyszczalnia Gdańsk-Wschód - za ok. 350 mln zł - zostanie uruchomiona już w przyszłym roku, eliminując jeden z największych zrzutów ścieków do Zatoki Gdańskiej. W Zatoce Puckiej porządkowanie gospodarki ściekowej zakończyliśmy w tym roku i woda ma tam już co najmniej drugą klasę czystości. Wspólnie z Instytutem Rybactwa Śródlądowego przygotowujemy się do zarybiania tej części morza gatunkami, które niegdyś tam żyły. Pomoc zagraniczna nadal nie przekracza 5 proc. kosztów inwestycji proekologicznych w tym rejonie. Zanieczyszczona Odra ciągle dewastuje Pomorze Zachodnie. Po wybudowaniu oczyszczalni w Warszawie, Łodzi, Poznaniu, we Wrocławiu i w Bydgoszczy uda się nam wyeliminować ok. 80 proc. wszystkich zanieczyszczeń odprowadzanych do Bałtyku. Sądząc jednak po tempie budowy warszawskiej oczyszczalni, celu tego nie osiągniemy przez najbliższe dziesięć lat.




- Jesienią przyciągamy do sal konferencyjnych. W tym roku oddaliśmy do użytku trzecią już taką salę. Zimą zapraszamy kuracjuszy. Nadrabiając zaległości z lat poprzednich, budujemy miejski kompleks sportowo-rekreacyjny, powstaje aqualand z kompleksem zjeżdżalni. Tegoroczny sezon nauczył nas, że nie możemy być zależni od pogody. Turyści przyzwyczajają się zresztą, że upałów szuka się na południu Europy, do nas przyjeżdża się w celach poznawczo-wypoczynkowych - przekonuje Mieczysław Struk, burmistrz Jastarni.
- Przez kilkadziesiąt ostatnich lat, jeśli nie od czasów zaborów, z różnych względów odwracaliśmy się od morza. Teraz jest szansa, abyśmy się z tym morzem przeprosili, zwracając się ku wodzie - mówi prof. Mieczysław Kochanowski, urbanista, autor projektu rewitalizacji przemysłowych terenów przylegających do śródmieścia Gdańska. Jego projekt przewiduje zbudowanie nadmorskiego bulwaru o długości 3,5 km i stworzenie przylegającego do niego city z prawdziwego zdarzenia, mieszczącego siedziby banków, instytucji ubezpieczeniowych, hotele itp. Tendencja wychodzenia miast portowych "nad wodę" zauważalna jest na całym świecie. W miarę wzrostu pojemności i tonażu statków porty odsuwały się od miast, a w ślad za nimi szedł przemysł przyportowy, np. rafinerie. Gdy związki portów z miastami miały już wyłącznie charakter funkcjonalny, miasta wkraczały na teren opuszczony przez porty. Tak było w Bostonie, Baltimore, Rotterdamie i londyńskich dokach. Projekt zagospodarowania terenów poprzemysłowych Gdańska nagle stał się jednak drażliwą kwestią polityczną - część terenów należy bowiem do Stoczni Gdańskiej. Zablokowanie sprzedaży stoczni i przekazania zbędnych jej terenów miastu uniemożliwi rozwój Gdańska w stronę morza.
- Polska z roku na rok traci atuty związane z położeniem nad Bałty- kiem - ostrzegają eksperci. - Spedytor optymalizuje drogę przesyłki od nadawcy do odbiorcy. Ładunek nie musi iść przez polskie porty, jeśli szybciej dotrze do odbiorcy przez Hamburg czy Rotterdam, mające lepsze połączenia ze światem. Dlaczego Szczecin nie stanie się - jak niegdyś - zapleczem transportowym Berlina? Dlaczego porty Trójmiasta nie postawią na obsługę Białorusi, zachodnich republik WNP? - zastanawia się prof. Stanisław Szwankowski z Instytutu Morskiego. O przyszłości polskiego Bałtyku i polskich portów wschodniego wybrzeża zadecyduje autostrada A1. - Jeśli autostrada nie powstanie, polska strefa nadmorska będzie skazana na powolny uwiąd - przekonuje Janusz Lewandowski. Także raport Banku Światowego wskazuje na szansę, jaką jest transport mieszany i powiązanie infrastruktury portowej z lądowym zapleczem.
- W stolicy wciąż nie dostrzega się, że Polska leży nad morzem. Polska polityka bałtycka de facto nie istnieje - stwierdza Grzegorz Grzelak, prezydent Euroregionu Bałtyk, który sojuszników częściej szuka w Sztokholmie, Oslo i Kopenhadze niż w Warszawie. "Region Morza Bałtyckiego zamieszkuje ponad 50 mln ludzi. We wschodniej części tego regionu wzrost gospodarczy wynosi 6 proc., w zachodniej - jedynie 2 proc. Ten fakt stwarza ogromne możliwości" - to zdanie Percy Barnevika, byłego prezesa zarządu ABB, jest dziś powtarzane przez skandynawskich przedsiębiorców. Z inicjatywy Petera Wallenberga, głowy rodu kontrolującego połowę obrotów sztokholmskiej giełdy, odbyły się już dwa szczyty biznesowe Morza Bałtyckiego. W ostatnim roku szwedzki eksport do nadbałtyckich "tygrysów" wzrósł o 47 proc. Skandynawia zwraca się jednak ku Estonii i Łotwie - na ich tle blado wygląda promocja Polski i polskiej turystyki podczas imprez, z których wyłania się obraz kraju roztańczonego zespołami folklorystycznymi w oparach bigosu i piwa. - Polska nie może zapominać o morzu, a wybrzeże musi zacząć żyć, zamieniając się w polską riwierę - z odpowiednią infrastrukturą, czystym, krzemowym piaskiem, którego tak zazdroszczą nam Skandynawowie. Nadmorskie tereny przez cały rok powinny przyciągać dobrymi pensjonatami, basenami, aqualandami, kawiarniami. Stawiając na ekologię, przeznaczając na uporządkowanie gospodarki wodno-ściekowej nawet 90 proc. budżetów gmin, stawiamy na przyszłość. Czy mamy inne wyjście? - pyta burmistrz Władysławowa.

Więcej możesz przeczytać w 34/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.