Manipulatorzy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polityk, który nie liczy, szkodzi ludziom, ustrój, w którym się nie liczy, upada. Takim ustrojem był socjalizm
W swoich szkicach staram się poruszać problemy rozwoju gospodarki i sprawności państwa. Od czasu do czasu zwracam też uwagę Czytelników na sposoby dyskutowania o tych problemach naszego świata. Chodzi mi zwłaszcza o to, jak ustrzec się przed wpływem rozmaitych manipulatorskich chwytów, które mają u odbiorcy wyzwolić emocje i oślepić rozum. W XIX wieku opisał je - pod nazwą erystyki - niemiecki filozof Arthur Schopenhauer. Tradycję demaskowania manipulacji kontynuuje współcześnie w Polsce Mira Montana Czarnawska, której książkę "Jak bronić się przed indoktrynacją" polecam Czytelnikom.

Dziś chciałbym omówić jeden typ erystycznego chwytu, który nazwę fałszywym przeciwstawieniem. Najlepiej przedstawić go na przykładzie. Oto wypowiedź jednego z liderów SLD (na niedawnej konferencji prasowej) na temat reformy samorządowej: "Nie mówmy o liczbach, lecz o potrzebach ludzi". Jaki jest ukryty przekaz, cel tej wypowiedzi?
1. Oni (rządząca koalicja) mówią o liczbach, my (SLD) mówimy o potrzebach ludzi.
2. Liczby są o wiele mniej istotne niż potrzeby ludzi.
3. A więc oni nie troszczą się o ludzi, a my się o nich troszczymy.
Chwila namysłu wystarczy, aby zdemaskować tę manipulację. Jest absurdem przeciwstawianie liczb potrzebom ludzi. Potrzeby, którymi zajmuje się władza publiczna - takie jak wzrost poziomu życia, zakres kompetencji i dochodów samorządów lokalnych, rozwiązywanie problemów mieszkaniowych, niższe oprocentowanie kredytów - wyrażają się w liczbach. Nie da się poważnie dyskutować o potrzebach ludzi bez używania liczb. Polityk, który nie liczy, szkodzi ludziom, ustrój, w którym się nie liczy, upada. Takim ustrojem był socjalizm.
Autorzy omawianego sloganu, ludzie inteligentni, wiedzą oczywiście, że przeciwstawianie liczb i potrzeb ludzi jest nonsensem. Dlaczego mimo to posłużyli się tym chwytem? Myślę, że swoje rachuby na retoryczny sukces oparli na założeniu, że: a) ludzie mają mało czasu do namysłu oraz b) krytyczna refleksja zostanie u nich zablokowana przez emocjonalne skojarzenia związane z "potrzebami ludzi", skontrastowane z emocjonalnym wydźwiękiem "liczb". Czyż określenie "potrzeby ludzi" nie brzmi o wiele lepiej niż "liczby"? To pierwsze sygnalizuje troskę, współczucie, "wrażliwość społeczną", drugie - suche, buchalteryjne podejście.
Na podstawie powyższego przykładu możemy powiedzieć, że fałszywe przeciwstawienie zawiera logiczny absurd, przysłonięty odpowiednio dobranym ładunkiem słów, które mają wyzwolić korzystne - dla manipulatora - emocje i oceny.
Innym przykładem fałszywego przeciwstawienia jest pospolita teza: "Liczą się względy (czynniki) społeczne, a nie (tylko) ekonomiczne". Ten slogan często spotykam - w rozmaitych wersjach - w debatach budżetowych, w dyskusjach na temat podziału pieniędzy podatników.
Logiczny problem polega na tym, że głosiciele tej tezy nie definiują ani względów "społecznych", ani "ekonomicznych", ale sygnalizują - jako oczywistość - że te pierwsze są dla ludzi ważniejsze. Mamy tu ten sam mechanizm, który wystąpił w SLD-owskim przeciwstawieniu liczb potrzebom ludzi. Analiza rozumowa ujawnia, że słowo "społeczne" odnosimy zwykle do jakichś potrzeb odczuwanych przez wielu ludzi. A jakie stany rzeczy wiążemy ze słowem "ekonomiczne"? Tempo rozwoju gospodarki, czyli poprawy standardu życia ludzi, wysokość podatków, a więc ile pieniędzy zostanie nam w kieszeni, skala zatrudnienia i bezrobocia itp. Jest oczywiste, że to wszystko odnosi się do podstawowych potrzeb ludzi. Przeciwstawianie względów społecznych i ekonomicznych nie ma zatem sensu, jest erystycznym chwytem, a czasami przejawem autentycznego myślowego zamętu.
Zabawne, że tym fałszywym przeciwstawieniem szczególnie często posługują się ci, którzy najbardziej agresywnie walczą o podstawowy ekonomiczny czynnik, a mianowicie o budżetowe pieniądze. Dezawuować czynniki ekonomiczne w walce o główny czynnik ekonomiczny - to bardzo osobliwe zachowanie.
Chciałbym generalnie ostrzec Czytelników, że jednym z ulubionych słów manipulatorów jest termin "społeczny(a)", używany w różnym kontekście. Radziłbym wręcz, aby na dźwięk tego słowa zwiększyć czujność: "Uwaga, manipulacja". Od kilku lat karierę w Polsce robi np. wyrażenie "wrażliwość społeczna". Ma ono zapewne wytworzyć w umysłach odbiorców podział na "społecznie wrażliwych" i "społecznie niewrażliwych". Rzecz jasna, podobnie jak w wypadku innych fałszywych przeciwstawień, nie podaje się tutaj definicji. Chodzi przecież o uruchomienie odpowiednich emocji, które mają zablokować rozum.
Zauważyłem, że rzecznikami "wrażliwości społecznej" są często ci, którzy radzą ustępować przed naciskiem silnie zorganizowanych związkowych grup interesu. Czyż "wrażliwość" na presję tych, którzy krzyczą, blokują, grożą itp., nie zasługuje raczej na miano oportunizmu? Za taką wrażliwość płacą słabsi, gorzej zorganizowani, ci, którzy nie są w stanie posługiwać się groźbą sparaliżowania kraju.
Marzeniem manipulatorów jest to, aby media powtarzały ich nieuczciwe slogany. Wówczas media są ich nieświadomym wspólnikiem, na masową skalę upowszechniają błędne skojarzenia i oceny. Takie praktyki obserwujemy często w Polsce. Czas, aby środki masowego przekazu stały się biczem na manipulatorów.
Więcej możesz przeczytać w 33/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.