Kontrola jakości

Kontrola jakości

Dodano:   /  Zmieniono: 
Uzyskanie normy ISO to dopiero początek drogi ku rynkowemu sukcesowi
Pięćset polskich spółek otrzymało certyfikaty jakości ISO. To bardzo mało, zważywszy, że na całym świecie certyfikaty te przyznano już 150 tys. firm. Do 2010 r. powinniśmy dostosować nasze przepisy do standardów unijnych, zatem polskie przedsiębiorstwa myślące o ekspansji na Zachód muszą się dostosować do tamtejszych norm.

Wokół systemu ISO narosło kilka mitów. Jednym z nich jest przekonanie, że przyznanie certyfikatu jest przepustką do europejskich rynków. To nieprawda. Najlepszym tego przykładem są dwie spółdzielnie mleczarskie z województwa łomżyńskiego: Kurpianka z Kolna i zakład z Piątnicy. W grudniu ubiegłego roku otrzymały certyfikaty zgodności z normą ISO 9002. Tymczasem embargo Unii Europejskiej spowodowało, że mleczarnie - mimo potwierdzonej przez niemieckiego audytora (firmę Germanischer Loyd) wysokiej jakości wyrobu - nie mogły sprzedawać produktów za zachodnią granicę. Tym samym władze piętnastki zastosowały zasadę odpowiedzialności zbiorowej.
- Działamy na terenie czystym ekologicznie, co zapewnia wysoką jakość surowca używanego do produkcji naszych serów. Ponadto audytorzy podczas kolejnej kontroli nie znaleźli w firmie niezgodności z normą - zapewnia Mirosław Porawski, prezes spółdzielni Kurpianka. - Normy ISO serii 9000 dotyczą wyłącznie systemu zarządzania i organizacji pracy. Mają zatem pośredni wpływ na jakość wyrobu i nie określają jego parametrów. Do tego w Europie służą normy EN, a w Polsce PN, ustalane przez Polski Komitet Normalizacyjny - mówi Wojciech Henrykowski, dyrektor Polskiego Centrum Badań i Certyfikacji (PCBC). Inaczej mówiąc, system ISO ma stworzyć najlepsze warunki produkcji lub świadczenia usług; nie gwarantuje jednak jakości wyrobu końcowego.


Spośród 500 polskich przedsiębiorstw, które mają certyfikat, przynajmniej kilkanaście boryka się z poważnymi trudnościami

- Przedsiębiorstwa posiadające certyfikat ISO zdobywają zaufanie klientów. Dla firmy eksportującej swoje produkty jest to niemal niezbędny dokument. Konsumentów norma informuje, że producent gwarantuje stałą i niezmienną jakość, kontrahentom zaś daje pewność, iż firma kontrolowana jest przez audytorów - mówi Leszek Kielak, kierownik Zespołu Certyfikacji Systemów Jakości w PCBC.
Kolejnym mitem jest twierdzenie, że ISO otrzymują tylko najlepsze firmy. Spośród ok. 500 polskich przedsiębiorstw, które mają certyfikat, przynajmniej kilkanaście boryka się z poważnymi trudnościami. Normy ISO nie uchroniły bydgoskiego Rometu przed bankructwem. Dwa lata temu certyfikat otrzymały należące do niego dwa zakłady - w Poznaniu i Wałczu. Również w Bydgoszczy trwały prace nad wdrożeniem normy; postawienie firmy w stan upadłości przerwało ten proces. Nowoczesny system zarządzania (potwierdzony certyfikatem) nie sprawił automatycznie, że wyroby Rometu stały się konkurencyjne wobec jednośladów innych krajowych producentów lub rowerów sprowadzanych z Azji czy południa Europy. Wysokie koszty produkcji (nie obniżane mimo nowoczesnego systemu zarządzania) spowodowały, że rowery z Bydgoszczy były o jedną trzecią droższe od produkowanych przez konkurencję. - Audytorzy nie oceniają kosztów i jakości gotowego wyrobu. Firmy powinny uczynić to same, przeprowadzając po roku bądź dwóch analizę wymiernych efektów wdrożenia systemu jakości - twierdzi Wojciech Henrykowski.
Problemów nie uniknęły też inne firmy wyróżnione certyfikatem. Większość naszych hut otrzymała normy ISO w 1995 r. Od tamtej pory tylko kilka zakładów udało się zrestrukturyzować. Reszta nadal przynosi straty. - Polskiemu hutnictwu szkodzi parasol ochronny państwa. Tak naprawdę branża nie odczuwa presji konkurencji. W trakcie przygotowań do certyfikacji uporządkowano sprawy finansowe, nie zmieniono jednak radykalnie organizacji pracy. Huty ciągle stoją przed koniecznością zwolnienia pracowników. Uzyskanie norm ISO nie doprowadziło też do oczekiwanej poprawy jakości wyrobów - ocenia Michael Scheiber z niemieckiej spółki TÜV, zajmującej się certyfikacją i audytem firm. W tym wypadku normy oddalają nas od Unii Europejskiej, zamiast do niej przybliżać.
Wyniki hut, które szczycą się uzyskaniem certyfikatów, są bardzo złe. Huta Stalowa Wola w ubiegłym roku poniosła 55 mln zł strat, Huta Batory - 13 mln zł, Elstal Łabędy - 30 mln zł, Huta Kościuszko - 5,8 mln zł, Huta Katowice - 
5,1 mln zł. Międzynarodowe certyfikaty nie uchroniły przed stratami także firm innych branż. Ubiegłoroczny deficyt Zakładów Koksowniczych Przyjaźń w Dąbrowie Górniczej wyniósł 105 mln zł. Nie lepsza jest kondycja PZL Świdnik, m.in. producenta śmigłowca Sokół. Ubiegły rok firma zamknęła stratą w wysokości 19,1 mln zł. Zastanawiają słabe wyniki Browarów Dolnośląskich Piast, które posiadają normę ISO 9002. W 1997 r. wartość sprzedaży spółki zmniejszyła się o ponad 12 proc. To duża strata, zwłaszcza że spożycie piwa w tym czasie wzrosło w Polsce o 16 proc.
Dlaczego firmy, które otrzymały certyfikat, nie są w stanie zdyskontować tego faktu? - Nie potrafią znaleźć się na rynku, czyli najprawdopodobniej źle działają ich służby marketingowe. W firmach brak też stałej wewnętrznej kontroli - uważa Michael Scheiber. - Uzyskanie certyfikatu ISO nie gwarantuje sukcesu. Nie wieńczy też, jak się powszechnie sądzi, procesu dostosowywania firmy do zachodnich standardów. To dopiero początek drogi. Certyfikaty ISO powinny być uzupełnione innymi normami: sanitarnymi, ekologicznymi i branżowymi. Wtedy nawet decyzje polityczne zabraniające importu będą nieskuteczne - uważa Ryszard Musiał, przedstawiciel TÜV.
Otrzymanie certyfikatu jakości jest szczególnie ważne dla małych i średnich firm, gdyż uwiarygodnia je w oczach dużych zagranicznych partnerów. Duże spółki mają rozległe kontakty za granicą i ugruntowaną pozycję na rynkach, ale i one coraz częściej zabiegają o certyfikat. Już dzisiaj wiele przedsiębiorstw (szczególnie w branży budowlanej, elektrycznej i w gazownictwie) ma trudności ze zdobyciem kontraktów w państwach UE, ponieważ nie posiadają dokumentu potwierdzającego spełnienie określonych norm.
Dla wielu firm, zwłaszcza małych, przeszkodą w uzyskaniu certyfikatu jest jego cena. Od rozpoczęcia całego procesu do jego zakończenia trzeba wydać przynajmniej 100 tys. zł. Proces trwa nawet dwa lata. - To kolejny mit - uważa Ryszard Musiał. - Firmy mogą znacznie obniżyć koszty uzyskania certyfikatu, na przykład uczestnicząc w zbiorowych szkoleniach organizowanych przez audytorów.
Pieniądze wydane na poprawę zarządzania z reguły szybko się zwracają. Przedsiębiorstwa chętnie wykorzystują uzyskanie certyfikatu w działaniach marketingowych. - Po wprowadzeniu normy ISO i kampanii reklamowej z tym związanej sprzedaż naszych artykułów zwiększyła się o 30 proc. - twierdzi Zbigniew Kalinowski, prezes Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Piątnicy. - Ubieganie się o normy tylko dla efektu marketingowego nie ma sensu. Jest on znikomy w porównaniu z tym, co firma zyskuje w wyniku zmiany sposobu zarządzania i mentalności pracowników - dodaje Scheiber.

System ISO pojawił się jedenaście lat temu. Jego pierwowzorem była brytyjska norma BS 5750. Dzisiaj system funkcjonuje w 130 krajach. Normy serii 9000 okazały się zbyt ogólne, dlatego też na początku lat 90. zaczęto wprowadzać nowe, obejmujące różne dziedziny gospodarki. Pojawiły się wymagania wobec sektora motoryzacyjnego - QS 9000 (dla producentów amerykańskich) i VDA 6.1 (dla firm niemieckich). Wprowadzono też normy dla urządzeń medycznych (seria EN 46000) czy związane z ochroną środowiska (seria ISO 14000).
W skład serii ISO 9000 wchodzą:
ISO 9001 - zapewniająca jakość w zakresie projektowania, konstruowania, instalowania, produkcji i serwisu;
ISO 9002 - zapewniająca jakość produkcji oraz kontroli;
ISO 9003 - gwarantująca jakość kontroli i badań końcowych;
ISO 9004 - zawierająca wytyczne do wprowadzenia systemu ISO.
Coraz częściej normy ISO wprowadzane są w branży usługowej: hotelach, urzędach, kancelariach adwokackich. Uzyskują je również placówki oświatowe - niedawno ISO 9001 otrzymała Wyższa Szkoła Morska w Gdyni.
Na krajowym rynku działa ok. 20 firm audytorskich i przyznających certyfikaty, w tym dwie rodzime: Polskie Centrum Badań i Certyfikacji oraz Polski Rejestr Statków. PCBC jest członkiem międzynarodowej organizacji IQNet, zrzeszającej po jednej jednostce z każdego kraju. W związku z tym centrum wydaje dwa certyfikaty: krajowy i międzynarodowy.


Zagraniczne firmy certyfikujące zarzucają PCBC wadliwą organizację, niezgodną z rozwiązaniami Unii Europejskiej. Według nich, firma, która przyznaje certyfikat, nie może przeprowadzać audytu. W Polsce PCBC pełni obie funkcje jednocześnie. - Przygotowujemy nową ustawę dotyczącą systemu oceny zgodności. Wejdzie ona w życie za dwa, trzy lata. Chcemy rozdzielić PCBC na dwie jednostki: akredytującą, która będzie potwierdzała kompetencje, oraz certyfikującą. Zagraniczne firmy powinny zwrócić uwagę na to, że podobne problemy istnieją również w Portugalii i Niemczech - wyjaśnia dyrektor Henrykowski.
- Macie niewiele czasu, by dostosować się do zachodnioeuropejskich norm. Prawdziwe zderzenie z konkurencją Unii Europejskiej nastąpi już za kilka lat. Wtedy może być za późno - mówi Schei- ber. Tymczasem większość właścicieli firm myśli o przeżyciu, a nie o rozwoju. W Polsce - jak w każdym innym stosunkowo biednym społeczeństwie - problemem jest to, że przy zakupie większości produktów decydujące znaczenie ciągle ma cena, natomiast jakość stawia się na drugim miejscu. Lepszy pieniądz jest wypierany przez gorszy - już niemal pięćset lat temu udowodnił to Mikołaj Kopernik. Trawestując te słowa, można powiedzieć, że między Wisłą a Bugiem zbyt często gorszy towar wygrywa z lepszym. Krzepiące jednak jest to, że pojawia się coraz więcej rodzimych "przodowników pracy kapitalistycznej". W odróżnieniu od bohaterów poprzedniego systemu pokonują oni bariery jakościowe, a nie ilościowe.

Więcej możesz przeczytać w 33/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.