Krótsza noga

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czarownice są i dzisiaj wśród nas. Tylko że zamiast szkodzić ludziom wszelkiego stanu, koncentrują się na odbieraniu rozumu... kobietom. Zmieniła się również terminologia. Nie ma czarownic, są feministki
Czarownice: wiedźmy, osoby, które umieją stosować praktyki magiczne, aby wywoływać burze, wichry, grad i powodzie, szkodzić ludziom wszelkiego stanu, zabijać dzieci, pozbawiać krów mleka, a ludzi rozumu; miały na ogół działać w nocy, fruwać na miotle, używać zwierząt - kotów psów, wydr, sów i kruków - jako pomocników, kraść albo niszczyć cenne przedmioty, zjadać ludzi żywcem lub wykopanych po śmierci z grobu, zatruwać studnie itd". Takie hasło w "Encyklopedii drugiej płci" zamieścił Władysław Kopaliński. Co trzeba koniecznie odnotować (a co także pochodzi z cytowanego źródła): "Inkwizycja piorunowała przeciw czarownicom - zwykle starym kobietom, wdowom i starym pannom, nieraz słabym na umyśle lub chorym psychicznie, które mają lubieżne stosunki z szatanem i słuchają jego rozkazów". Gdyby w definicji tej dokonać niewielkich korekt, głównie dotyczących fantasmagorii, to dowodziłaby ona, że czarownice są i dzisiaj wśród nas. Tylko że zamiast "szkodzić ludziom wszelkiego stanu", pod koniec wieku koncentrują się na "odbieraniu rozumu"... kobietom. Zmie-niła się również sama terminologia. Nie ma już czarownic, są feministki.
"Ważniejsze od bycia kobietą jest bycie pełnowartościowym człowiekiem" - pisze w "Emancypantkach i feministkach" Agnieszka Romaszewska-Guzy. "Tak, tak, po stokroć tak!" - chciałoby się zawołać za autorką, tyle że na tym kończy się moja zgoda z poglądami przez nią wyrażanymi. To, co dla niej jest faktem, dla mnie jest długą drogą do celu, mimo że - jak twierdzi cytowana - "wszystkie postulaty ośmieszanych i ciąganych po sądach sufrażystek zostały zrealizowane. Kobiety stały się obywatelkami, biorą udział w wyborach, mogą decydować o sobie, kształcić się, pracować". Aż tyle czy tylko tyle?
Jeśli aż tyle, to dlaczego aż 69 proc. kobiet między 15. a 75. rokiem życia (według sondażu "Kobiety 2000 - style życia kobiet" ARC Rynek i Opinia) uważa, że są w Polsce dyskryminowane i jest im trudniej niż mężczyznom? Czyżby ankietowane były również ofiarami feministycznej indoktrynacji? Ach, te kobiety, jak łatwo poddają się wpływom i nierozsądnie uodparniają na to, co mogłoby z nich uczynić "pełnowartościowego człowieka". Dlatego też należało wreszcie postawić to śmiałe pytanie: "Jaką wartość dla polskich kobiet niesie z sobą pseudoideologia zwana feminizmem"? Autorka na nie odpowiada. Przede wszystkim feminizm strasznie miesza nam w głowie ("nam", ponieważ zgadzam się z tymi 69 proc. odpytywanych). "Do Polski docierają echa różnych nurtów nowoczesnego feminizmu i przez wiele wykształconych kobiet 'kupowane są' po prostu bezkrytycznie. W licznych umysłach (znowu tych 69 proc.) powstaje poprawny politycznie mętlik, będący mieszanką prastarych stereotypów o walce płci i nowoczesnych przesądów co do szczególnych walorów kobiecości w ludzkim świecie".
Szkoda, że zamiast koncentrowania się na rozstrzygniętej już kwestii, czy kobieta powinna siedzieć w domu, czy też robić karierę (wiadomo już, że niech robi, co chce), autorka nie pochyla się nad tymi maltretowanymi, poniżanymi, molestowanymi i bezdomnymi. To też kobiety. Na dowód tego, jak nam, Polkom, dobrze, autorka przedstawia przykład tureckiego męża tyrana, który wybiera szkołę dla dziecka, nie konsultując decyzji z żoną. Pani Agnieszko, dlaczego tak delikatnie? Przecież można w celu spotęgowania wrażenia, jak nam, Polkom, dobrze, odwołać się do przykładu irańskiego młodzieńca, który kamienuje siostrę za to, że rozmawia z nieznajomym przez telefon. Z tym, że taki sposób myślenia to nic innego jak wcielanie w życie porzekadła, że wśród ślepych jednooki królem. Wśród ślepych.
Nie przemawiają do mnie także przykłady Polek, które dobrze radziły sobie w życiu, bo trzeba je traktować jako wyjątki potwierdzające regułę. Klementyna Tańska - pisze autorka - "zarabiała piórem na utrzymanie swoje i matki i choć była nieco ułomna (miała krótszą nogę), była na tyle interesującą kobietą, że zakochał się w niej wybitny historyk Karol Hoffmann, za którego wyszła w staropanieńskim wieku 30 lat". No cóż, też jestem nieco ułomna (całe życie mam krótszą o centymetr nogę), za mąż wychodziłam trzy razy, zarabiam, chociaż nie muszę utrzymywać swojej matki. I cóż z tego? Dlaczego o tym piszę? Ponieważ taka metoda analizowania i rozprawiania się z "feministyczną pseudoideologią" jest niebezpieczna, niesprawiedliwa i nieprawdziwa. Spostrzeganie świata poprzez siebie, własną pozycję zawodową i chlubne rodzinne tradycje - z pominięciem losu innych kobiet - prowadzi na manowce. Dochodzi się m.in. do następujących wniosków: "Rola kobiet w Polsce jest bardzo ciekawa i prestiżowa". I dalej: "Jeśli dodać do tego zdobycze równouprawnienia, bycie kobietą staje się naprawdę przyjemne. Można być pełnym człowiekiem, a nie trzeba być babo-chłopem". Naprawdę?
I jeszcze jedno, koledzy, którzy zostawili panią późną nocą na ulicy, z pewnością nie pomylili pani z facetem, ale po prostu byli źle wychowani. Mówię to pani nie jako kobieta, nie jako baba-chłop, ale jako człowiek. Kończę, pozdrawiam i wskakuję na miotłę. Od czasu kiedy jestem ułomna, o wiele łatwiej mi się fruwa, niż stąpa po ziemi.

Więcej możesz przeczytać w 35/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.