Krzemowe dolinki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kilkadziesiąt polskich firm elektronicznych oferuje wyroby najwyższej światowej klasy

Pod koniec lat 80. mieliśmy mało pieniędzy i wiele pomysłów - mówi Antoni Trojanowski, dziś prezes firmy Zolan z Sochaczewa. Najpierw w kilka osób montowali w garażu mało wówczas znane w Polsce anteny siatkowe i logarytmiczne. Gdy zaczął nadawać Topcanal, pojawiło się wielkie zapotrzebowanie na anteny do odbioru tej stacji. - Po nasze anteny ustawiały się nawet kolejki - wspomina Trojanowski.
A był to czas, kiedy przestawały istnieć niemal wszystkie polskie wielkie firmy elektroniczne. Budynki po zakładach Kasprzaka i Róży Luksemburg zajęły banki, w miejscu produkującego mikroprocesory CEMI znajduje się obecnie centrum biznesowe. Nie ma już jednej z większych w Europie fabryk telewizorów - warszawskiego Elemisu, dawno zapomnieliśmy o wrocławskim Elwro. Podobny los spotkał inne fabryki, które nie potrafiły się dostosować do współczesnych realiów. Przez kilka lat polskie sklepy zalewane były importowaną elektroniką, głównie z Dalekiego Wschodu. Obecnie na nasz rynek wracają rodzimi producenci. Zdobywają oni również zagraniczne rynki. Konkurują nowoczesnością swoich wyrobów oraz ich przystępną ceną.
W 1990 r. Jerzy Sobków i Marian Ciaciura, dziś właściciele znakomicie prosperującej firmy Sowar z Wrocławia, za uzbierane i pożyczone kilkaset dolarów wynajęli garaż. Wykorzystując kilka lutownic, wiertarkę i imadło, zaczęli montować pokojowe anteny radiowe i telewizyjne. Pół roku później wprowadzili na rynek pierwszą w kraju zewnętrzną antenę aktywną z wbudowanym wzmacniaczem. - To był strzał w dziesiątkę - opowiada Sobków. - Ja produkowałem anteny, a wspólnik rozwoził je po sklepach. Akurat w tym okresie we Wrocławiu zaczęła nadawać pierwsza w Polsce prywatna telewizja Echo. - Nasza antena, mimo prostoty, okazała się bardzo skuteczna w odbiorze tej stacji i szybko zyskała uznanie - mówi Sobków. Firma zaczęła się błyskawicznie rozrastać. Po roku wydzierżawiła od jednej ze szkół barak magazynowy o powierzchni 300 m kw. Jej oferta powiększyła się o nowe wyroby: wzmacniacze antenowe, zasilacze, separatory oraz kolejne wersje anten. W tym samym czasie we Wrocławiu bankrutowały firmy elektroniczne, w tym Polkat, dotychczasowy monopolista na rynku anten, a także Inco, Radiotechnika, Dolam, Elwro.
Twórcy firmy DGT najpierw pracowali w gdańskiej spółdzielni Elkor, produkującej m.in. mało zaawansowane technicznie centralki telefoniczne. Po rozpadzie spółdzielni założyli własną firmę. - Potrzeby polskiego rynku telekomunikacyjnego były wówczas ogromne, a światowe koncerny działały u nas dość ospale. Powstała luka, w którą się wcisnęliśmy - opowiada Andrzej Adler, przewodniczący rady nadzorczej DGT. Zaczęli od produkcji bardzo nowoczesnych central automatycznych średniej wielkości. W 1991 r. sprzedaż firmy wyniosła 390 tys. zł, rok później - już 3,28 mln zł.
Sześć lat temu jeden z szefów sopockiej firmy Digitex, mającej problemy ze znalezieniem miejsca na rynku, kupił w Niemczech na własny użytek małą, tanią centralkę do "rozdzielania" rozmów telefonicznych w przedsiębiorstwie. Urządzenie wręcz zrewolucjonizowało pracę firmy. Po kilku tygodniach jednak się zepsuło. - Dopiero wtedy zrozumieliśmy, jak ważną spełniało u nas funkcję i jak duże może być w Polsce zapotrzebowanie na podobne urządzenia - mówi Aleksandra Owczarek z firmy Digitex. Jej inżynierowie szybko opracowali projekt znacznie nowocześniejszej centralki. W polskich przedsiębiorstwach nie dostrzegano jednak jeszcze potrzeby sprawniejszej łączności wewnętrznej, choć aż 70 proc. rozmów prowadzonych w każdej firmie to połączenia wewnętrzne. - Postanowiliśmy sami wykreować popyt na nasz produkt - opowiada Owczarek. Świeżo wyprodukowane centralki pożyczano więc nieodpłatnie różnym firmom. Mogły je potem kupić lub zwrócić. Żadna nie zwróciła.
Po katastrofie LOT-owskiego iła-62 okazało się, że można było jej uniknąć, gdyby istniały urządzenia do systematycznej diagnostyki ważniejszych pod- zespołów. Nieprawidłowości w działaniu rejestrowała wprawdzie tzw. czarna skrzynka, ale wówczas nie było możliwości odczytywania zapisów w normalnym trybie. Deszyfrowano je dopiero po poważniejszych awariach i wypadkach. Kilka osób pracujących w LOT i w innych instytucjach związanych z lotnictwem wpadło wówczas na pomysł skonstruowania uniwersalnej czarnej skrzynki, zbudowanej z elementów półprzewodnikowych i umożliwiającej łatwe i szybkie odczytywanie zapisu. W tym czasie na świecie nie było jeszcze podobnych urządzeń. Wkrótce zarejestrowano prywatną firmę ATM, zatrudniającą kilka osób. W wynajętym garażu powstał pierwszy rejestrator, który zainstalowano w samolocie Ił-62. - Eksperyment okazał się na tyle udany, że w unowocześnione rejestratory zaczęto wyposażać również boeingi - opowiada Paweł T. Jajkowski, menedżer w ATM. Kupował je nie tylko LOT, lecz również inne linie lotnicze. Obroty firmy wzrastały w tempie logarytmicznym. W krótkim czasie wyprodukowano ponad 200 rejestratorów, które okrzyknięto lotniczą rewelacją.
W 1982 r. Jarosław Prolejko, absolwent wydziału elektroniki Politechniki Gdańskiej, założył swoją prywatną firmę - Proelco. Jeden ze znajomych pokazał mu dostępną wówczas w sklepach dość prymitywną pozytywkę zastępującą dzwonek domowy. Na ubogim polskim rynku urządzenie sprzedawano jednak bez problemów. Prolejko opracował własny projekt znacznie doskonalszej pozytywki. Wkrótce zarobił tyle, że rozbudował firmę i podjął się produkcji następnych wyrobów. Najpierw były to bardzo wtedy poszukiwane dekodery systemu telewizji kolorowej PAL. Niebawem przedsiębiorstwo stało się liderem na tym rynku. Na początku lat 90. w Proelco powstało biuro konstrukcyjne. Pierwszym jego dokonaniem był projekt nowoczesnego telewizora.
Na przełomie lat 70. i 80. na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej opracowano nowoczesną technologię wytwarzania włókien do kabli światłowodowych. Światłowody z Lublina w niczym nie ustępowały wyrobom najlepszych firm telekomunikacyjnych na świecie; w kraju nie było jednak funduszy na uruchomienie ich masowej produkcji.
W minionych latach w Polsce powstało wiele nowoczesnych urządzeń elektronicznych, niemniej rzadko które z nich wyszło poza fazę projektu. - Przy pełnej dostępności najnowocześniejszych elementów elektronicznych można dziś zaprojektować niemal wszystko. Najważniejszy jest jednak pomysł; trzeba znaleźć niszę na rynku i potrafić sprzedać swoje produkty - uważa Trojanowski z Zolanu.
W 1995 r. właściciele Zolanu wydzierżawili upadłą fabrykę zajmującą się niegdyś produkcją transformatorów. - W Polsce zaczęła się gwałtownie rozwijać telekomunikacja; pojawiło się wielkie zapotrzebowanie na nowoczesne, małe zasilacze i ładowarki do akumulatorów. - Nasze zasilacze, w tym impulsowe, były lepsze niż dostępne do tej pory wyroby z Dalekiego Wschodu - mówi szef Zolanu. Wkrótce zainteresowali się nimi zagraniczni producenci urządzeń zasilanych prądem stałym, na przykład Zepter. Zolan stał się także dostawcą amerykańskiego Axessu, potentata na rynku wyposażenia do telefonów komórkowych. Innym przebojem rynkowym okazały się czujniki wykrywające obecność gazu wydobywającego się z nieszczelnych instalacji. Zolan, który zatrudnia już ok. 200 osób, dzięki współpracy ze szwajcarską firmą TSL Halbeiter AG staje się znany także w Europie Zachodniej; jest na przykład jednym z nielicznych polskich przedsiębiorstw wystawiających na Światowych Targach Elektroniki w Monachium.
W 1997 r. zatrudnienie w Sowarze wzrosło do 80 osób, w większości wysoko wykwalifikowanych inżynierów. Firma sprzedała już ponad milion anten, ostatnio zakupiła nowoczesne linie do montażu elektronicznego. Do produkcji wprowadzono nowe urządzenia, m.in. bezprzewodowy system alarmowy. - Wielu potentatów elektronicznych z Europy montuje swoje wyroby na Dalekim Wschodzie, na przykład na Tajwanie. My potrafimy robić to nie gorzej, a ponadto jesteśmy bliżej - mówi Sobków. Sowar już nawiązał współpracę z kilkoma kontrahentami z Europy Zachodniej.
Do tej pory Digitex sprzedał kilka- naście tysięcy swoich central. Zdobyły one nagrody i medale na prestiżowych targach elektronicznych. - Połączenie zachodnich podzespołów z własną myślą techniczną i oprogramowaniem powoduje, że nasze wyroby nie ustępują produktom renomowanych firm, a są znacznie tańsze - ocenia Aleksandra Owczarek.
W 1997 r. obroty DGT wyniosły ok. 70 mln zł - w ciągu sześciu lat wzrosły 180 razy. Firma zatrudnia prawie 300 osób. - Postawiliśmy na nowoczesność i na jakość, wygrywamy z największymi światowymi koncernami telekomunikacyjnymi - mówi Andrzej Adler. Spełniająca standardy NATO centrala DGT 3450/WW w tym roku zdobyła m.in. Złoty Laur Międzynarodowych Targów Logistycznych w Kielcach. ATM z Warszawy rozszerzył swoją działalność i oprócz produkcji rejestratorów lotniczych zajmuje się m.in. zaawansowanymi technikami informatycznymi.
- Uczę się szybko i sam. Nie lubię schematów - mówi o sobie Prolejko. W ubiegłym roku jego firma sprzedała aż 91 tys. nowoczesnych telewizorów, zdobywając ok. 10 proc. polskiego rynku. Jej obroty wyniosły niemal 100 mln zł, a zysk brutto - 22 proc. W ciągu najbliższych pięciu lat Proelco zamierza zwiększyć swój udział w rynku do 15 proc.
Na początku lat 90. w Polsce powstał wreszcie prawdziwy rynek telekomunikacyjny. Okazało się, że ciągle udoskonalana przez naukowców UMCS technologia wytwarzania światłowodów przetrwała próbę czasu. Niebawem w Bełżycach koło Lublina rozpocznie się budowa (kosztem 170 mln zł) pierwszej w Europie Środkowej i Wschodniej fabryki światłowodów. Tym samym wykorzystano wreszcie w sposób przemysłowy wynalazek polskich naukowców. Fabryka ma przynosić zyski już trzy lata po jej uruchomieniu. W 2002 r. będzie produkowała ok. 1,5 mln km światłowodów, w większości na eksport.

Więcej możesz przeczytać w 45/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.