Diwy, idolki, matki

Diwy, idolki, matki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Na liście kobiecych idolek znalazły się zarówno prof. Maria Janion czy Susan Sontag, jak i Marusia oraz Lidka z serialu "Czterej pancerni i pies", a także Pszczółka Maja
"Idolki - autorytety - wzorce" - pod takim hasłem odbyło się niedawno jedno ze spotkań zorganizowanych przez Ośrodek Informacji Środowisk Kobiecych. Na marginesie - ośrodek jest finansowany przez Fundację Forda. W spotkaniu wzięły udział studentki, profesorki, feministki i wszystkie przedstawicielki drugiej płci, którym bliski jest temat kobiecych wzorców, potrzeby identyfikacji i próby odkrycia własnych korzeni.
Jedna z dyskutantek tak wypowiedziała się na temat idolek: "W latach 70. uważano, że ruch kobiecy powinien być egalitarny, horyzontalny, a jakakolwiek hierarchia uchodziła za coś niepożądanego. Uważano, że kobiety nie powinny walczyć z sobą o władzę, rywalizować, budować zależności. Krytykowano gwiazdorstwo; w ruchu kobiecym nie było wówczas miejsca dla gwiazd - osoby bardziej popularne i znane szybko znajdowały się poza ruchem. Z drugiej strony krytykowano wzory, które proponowała kultura masowa. Nakazywały im one granie ról społecznych narzuconych przez patriarchat, co prowadziło do powielania schematów szkodliwych dla kobiet z punktu widzenia feminizmu". Ale jak to w życiu bywa, poglądy są po to, by je od czasu do czasu weryfikować.
Mentalnościowej przemiany dokonała amerykańska feministka Noami Wolf, która w książce "Fire with fire" autorytatywnie, lecz także przekonująco, stwierdziła, że "dziewczynki powinny mieć modele do naśladowania, bowiem fakt, że chłopcy od najwcześniejszych lat mogą się identyfikować z postaciami aktywnymi i silnymi, powoduje, że wyrabiają sobie pogląd na samych siebie i swoją rolę społeczną". Wolf, którą wkrótce obwołano gwiazdą emancypacji, przekonała swoje ideologiczne koleżanki do tego, że należy stworzyć mitologię kobiecą, sferę, do której kobiety mogłyby się odwoływać, czerpiąc z niej wewnętrzną siłę. Z kolei amerykańska organizacja NOW zapoczątkowała akcję pod hasłem "Zabierz swoją córkę do pracy", której celem miało być pokazywanie córkom ich matek jako kobiet aktywnych, realizujących swoje potrzeby zawodowe.
Nic więc dziwnego, że kolejna dyskutantka potwierdziła, że "w latach 90. sytuacja w ruchu wyzwolenia kobiet się zmieniła; okazało się, że można pracować na własny rachunek, liczy się indywidualizm, a gwiazdorstwo nie jest niczym złym. Także feminizm tego nie gani". Po wprowadzeniu w temat nadszedł czas na postawienie konkretnego pytania: kim są kobiece idolki? Kim są te, które wywarły brzemienny wpływ na nasze życie, istotne wybory i w rezultacie na to, jakim to życie jest?
Na liście idolek wymienianych przez uczestniczki dyskusji są m.in. prof. Maria Janion, Marusia i Lidka z serialu "Czterej pancerni i pies", prof. Krystyna Kersten, Susan Sontag, Jane Campion, Aniołki Charliego, Pszczółka Maja, Królowa Śniegu, Irena Kwiatkowska jako kobieta pracująca, Hillary Clinton i pani od polskiego. A także wiele innych postaci bajkowych i z literatury i kobiet z krwi i kości. Znanych i anonimowych. Po przytoczeniu kilkudziesięciu nazwisk autorki listy zastosowały wielokropek, dając nam tym samym możliwość wymienienia własnych idolek.
Czynność ta wbrew pozorom może mieć zgoła terapeutyczne działanie. Wówczas może się okazać, że ewentualny brak idolki w naszym życiu albo nie pozwolił się nam wyrwać z grania roli, jakiej nigdy nie lubiłyśmy, albo że idolką był ktoś, kogo wcześniej wcale o to nie podejrzewaliśmy, albo że w stu procentach kibicujemy... własnemu odbiciu w lustrze. A to by oznaczało, że udało się nam skonstruowanie własnego "ja" na podstawie najistotniejszych potrzeb, emocjonalnych priorytetów i silnego poczucia suwerenności. I że miałyśmy niebywałe szczęście, zwierzęcy wręcz instynkt przetrwania albo też że ktoś nad nami ciężko i konsekwentnie pracował. Od podstaw i w dzieciństwie. Już z pobieżnych obserwacji wynika, że najskuteczniej byłoby, gdyby przewodniczką po nie znanym nam świecie była własna matka. Mądra matka. W przeciwnym razie nie będzie nam czego zazdrościć: "Jestem córką matki, która przekazała swym dzieciom uczucia strachu i nieufności do ludzi. Do siedemnastego roku życia spałam u jej boku, czułam strach przed śmiercią. Teraz jest lepiej, nie boję się już śmierci" - zwierza się wielka gwiazda włoskiej piosenki Milva. Nie ominęły jej jednak próby samobójcze po odejściu męża. Jak nigdy nie ukrywała, że latami trawiła ją z tego powodu melancholia uniemożliwiająca "normalne" życie.
Jaką cenę zapłaciła za zły start? "Nie potrafię powiedzieć, kim jestem. Wiem, że jestem osobą pełną sprzeczności, że posiadam ciemną i nie znaną, a może nawet złą stronę. Otaczam się miłością wielu osób, ale wiele przeze mnie cierpiało. Najczęściej te, które darzyłam najmocniejszym uczuciem" - wyznaje piosenkarka. A jakim Milva była wzorcem-matką dla swojej córki? Z jej słów łatwo się domyślić: "Z córką Mariną mam teraz wspaniały kontakt i staram się być z nią tak często, jak jest to możliwe. Moja córka, poezja, muzyka, sztuka dają mi szczęście i radość życia" - napisała Milva w programie wydanym z okazji jej recitalu w Warszawie. A dlaczego artystka pominęła w swoim życiorysie mężczyznę? Przeoczenie czy świadoma detronizacja? Ponieważ Milva wymownie milczy, warto trochę "zmanipulować" rzeczywistość i przytoczyć opinię innego idola, Jeana-Paula Bellmondo: "Według mnie naj- atrakcyjniejsze są kobiety po czterdziestce. Niestety, mężczyźni po czterdziestce są za starzy, żeby to dostrzec". Co na to wyznawcy idola?
Więcej możesz przeczytać w 45/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.