Trzy dni

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jedność sama przez się nie jest wartością. Wartością jest różnorodność. Tym różni się demokracja od władzy monopartii
Na przełomie października i listopada każdy musi się zmierzyć ze śmiercią. Ludzie od pokoleń zmagają się z kosą kostuchy, nie chcą przyjąć do wiadomości wykonywanych przez nią wyroków. Są jak gdyby dwa sposoby na te zmagania. Amerykański - który maskaradą święta Halloween każe przebrać śmierć i tak ją pokonać. Polski - gdzie śmierć pokonana zostaje pamięcią. Lampki, które zapalamy na grobach, są znakiem obecności i pamięci właśnie i są znakiem niezgody na śmierć. Mówimy Jej, że będziemy pamiętać o naszych najbliższych, że mogą odejść, ale nie znikną. Ale zawsze, kiedy w Zaduszki zapalam znicz, pamięć wraca do tego, co było, myśl budzi refleksję. Rozpamiętuję przeszłość, co jest u mnie rzadkim wydarzeniem.


Zadawałem sobie pytanie, jakie były najszczęśliwsze dni mojej prezydentury. Były takie trzy. Kiedy 17 września 1993 r. (data nie była wybrana przypadkowo) odmaszerował sprzed Belwederu ostatni żołnierz radziecki (zresztą pomylił drogę i poszedł w niewłaściwym kierunku - może był w tym i jakiś prognostyk), zakończył się tym samym półwieczny okres zniewolenia. Był to piątek, jeszcze w sobotę zawieźliśmy na Wawel zwłoki gen. Władysława Sikorskiego. Pamiętam kolejkę ludzi żegnających w kościele Mariackim tragicznie zmarłego wodza naczelnego (kolejka wychodziła daleko w rynek). Nazajutrz, 19 września, ludzie poszli do urn, aby zagłosować na SLD. Przez te trzy dni 1993 r. miałem jednak przejmujące uczucie, że jestem w Wolnej Polsce.
Wspomnienia nie powinny jednak przesłaniać dnia dzisiejszego. Przed kilkoma dniami odbyło się pierwsze, inaugurujące zebranie rady politycznej Chrześcijańskiej Demokracji III Rzeczypospolitej Polskiej. Uchwalono na nim powstanie zespołu poselskiego partii w ramach Klubu Parlamentarnego AWS. Od razu posypały się oskarżenia o rozbijacką działalność. Ci posłowie, którzy ów zespół tworzą, od dawna noszą legitymacje Chrześcijańskiej Demokracji III RP. Z drugiej strony, nikt nie podważa prawomocności i potrzeby istnienia zespołów poselskich ZChN czy SKL. Nie widzę powodów, aby posłowie ChDRP mieli się kierować odmienną pragmatyką.
I tu dochodzimy do morału, który powinien być nauką z czasów totalitaryzmu. Jest to stosunek do odmienności. Różnice są naszym bogactwem, ale nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Czasy "jedności moralno-politycznej", jakie zafundował nam czas komunizmu, skompromitowały mocno pomysł jedności za wszelką cenę. Jedność sama przez się nie jest wartością. Wartością jest różnorodność. Tym różni się demokracja od władzy monopartii. Człowiek został stworzony - wierzę w to głęboko - na boski obraz i podobieństwo. Dlatego ludzie są tak różni, tak odmienni, tak niepowtarzalni. To, co nas może ubogacić, to właśnie przychylny stosunek do ludzkiej odmienności, bo w nim możemy się dopatrzyć planu stworzenia.
Nie wszyscy jednak cenią sobie różnorodność. Wydaje się też, że powstało nowe pokolenie polityków (a dotyczy to jednako lewicy i prawicy), dla którego nie liczy się nic ponad władzę i pieniądze. Ideały traktuje jako zbędny bagaż lub też instrumentalnie. To pokolenie przyszło do polityki po "okrągłym stole", przyszło już na gotowe. Pokolenie pełne ambicji oraz bezwzględności - i muszę powiedzieć, że trochę się go boję.
Wrócę jednak na chwilę do minionych wyborów. Były one przede wszystkim sukcesem medialnym. Środki masowego przekazu odtrąbiły zwycięstwo, aby się ono stało. Kiedy jednak przyjrzymy się elektoratowi prawicy, jasne będzie, że traci ona poparcie. W 1993 r. prawica (prawda, że rozdrobniona) zyskała 65 proc. głosów. Cztery lata później prawica już zjednoczona zyskała ok. 40 proc. Te wybory pokazały, że tendencja utraty poparcia będzie się utrzymywać. Strach pomyśleć, co będzie za trzy lata. Tym bardziej że już wiosną nastanie gorsza koniunktura gospodarcza, wtedy przyjdzie płacić koszta reform - a to wszystko będzie jeszcze przykryte teczkami. To się nawet nie będzie sumować - to się będzie potęgować. Ktoś może zarzucić mi czarnowidztwo, ale po to marynarz musi widzieć rafy, aby je omijać.
Więcej możesz przeczytać w 45/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.