Seks polityczny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z LARRYM FLYNTEM, wydawcą "The Hustler Magazine"
Magdalena Jarco: - W 1983 r. startował pan w wyborach jako republikański kandydat na prezydenta USA. Dlaczego pan przegrał?
Larry Flynt: - Kandydowałem dla zabawy. Dzięki temu dowiedziałem się, że nie jestem typem polityka. Startowałem pod hasłem walki z nieuświadomieniem seksualnym i chorobami wenerycznymi. Nie przypuszczałem, że Amerykanie mnie poprą i zdobędę wystarczającą liczbę podpisów, aby móc wystartować. Zdecydowałem się na ten eksperyment tylko dlatego, by na własnej skórze przekonać się, jak taki wyścig wygląda od środka.

Larry Flynt ma 56 lat. Edukację skończył na poziomie ósmej klasy szkoły podstawowej. Zyskał sławę jako wydawca "Hustlera", jednego z najostrzejszych pism pornograficznych w Stanach Zjednoczonych. Występując w obronie wolności słowa, stał się też bohaterem głośnych skandali sądowych. Od czasu zamachu na jego życie (pod koniec lat 70.) jest częściowo sparaliżowany. Pierwsze pieniądze przyniósł Flyntowi handel bimbrem, który pędził wraz z bratem w rodzinnym miasteczku w hrabstwie Magoffin w stanie Kentucky. Gdy dorósł, stał się właścicielem sieci strip-barów "The Hustler Club" w Ohio. W 1972 r. wydał kilkustronicowy biuletyn "Hustler Newsletter" dla klienteli swych klubów. Rok później przekształcił go w "The Hustler Magazine", który uczynił go bogaczem. Pierwszy z nie kończącej się serii procesów o obrazę moralności Flynt rozpętał jeszcze w połowie lat 70., gdy opublikował zdjęcia Jacqueline Kennedy Onassis, opalającej się nago na greckiej plaży. W ten sposób zarobił też pierwszy milion dolarów. W 1983 r. "Hustler" opublikował parodię reklamy campari. W prawdziwych reklamach gwiazdy telewizyjne i filmowe opisywały swój "pierwszy raz". W tym dwuznacznym określeniu chodziło oczywiście o pierwszy łyk campari. W "Hustlerze" swój "pierwszy raz" wspominał pastor Jerry Falwell, założyciel prawicowego chrześcijańskiego Ruchu Moralnej Większości (w latach 80. zwalczał pornografię, homoseksualizm i prawo do aborcji). W parodii "Hustlera" Falwell wyznawał: "Mój ťpierwszy razŤ był w wychodku za domem. Nigdy nie spodziewałem się, że to będzie z mamą". U dołu reklamy umieszczono napis drobnym drukiem: "Parodia. Nie brać na serio". Pastor wytoczył Flyntowi proces o zniesławienie. Po czterech latach sprawa trafiła do Sądu Najwyższego USA, gdzie Falwell przegrał. W uzasadnieniu wyroku stwierdzono: "Wolność słowa, wolność przepływu opinii i poglądów jest podstawą rozwoju demokratycznego społeczeństwa". Flynt stał się też bohaterem głośnego filmu Milos?a Formana - "Skandalista Larry Flynt". Plakat do tego filmu wywołał w wielu krajach, również w Polsce, dyskusje o pornografii, sztuce i wolności słowa. Przedstawiał półnagiego mężczyznę, który przepasany był amerykańską flagą i niczym ukrzyżowany Jezus spoczywał na łonie kobiety.


- Prezydentowi Carterowi zaoferował pan milion dolarów na badania wpływu pornografii na ludzi, kolejny milion przeznaczył pan dla tego, kto dostarczy informacji mogących pomóc w aresztowaniu zabójców prezydenta Kennedy?ego, później sam ubiegał się pan o fotel prezydencki. Czy ma pan obsesję na punkcie prezydentury?
- To nie jest obsesja. Sprawia mi frajdę granie na nosie amerykańskim politykom, wśród których aż się roi od hipokrytów. Kiedy więc tylko nadarza się okazja, żeby wetknąć kij w mrowisko, natychmiast ją wykorzystuję.
- Jaki jest związek między polityką a pornobiznesem?
- Nie ma nic bardziej politycznego niż seks. To środek komunikacji, którego najczęściej używamy i który chętnie doskonalimy, by lepiej się rozumieć. Nasze życie opiera się na żądzy przetrwania, a seks jest najskuteczniejszym sposobem, który to przetrwanie umożliwia.
- Oferuje pan milion dolarów kobiecie, która przyzna się do intymnych związków z członkiem amerykańskiego Kongresu. Ile kobiet odpowiedziało już na to ogłoszenie, opublikowane ostatnio w "Washington Post"?
- Do tej pory zgłosiło się ponad dwa tysiące kobiet, ale większość z nich opowiada mało prawdopodobne historie. Powołaliśmy więc specjalny zespół, który zajmuje się badaniem prawdziwości tych zeznań. Jestem pewien, że wyłonimy 15-20 poważniejszych tropów. Na razie nie chcę jednak zdradzać szczegółów. Zdecydowałem się dać to ogłoszenie właśnie w "Washington Post", żeby obnażyć wszechobecną zwłaszcza w Waszyngtonie hipokryzję. Jeśli kongresmeni w Waszyngtonie chcą decydować o losie prezydenta i wydawać sądy o jego życiu erotycznym, nie powinni mieć nic do ukrycia we własnym życiu.
- W ciągu dwudziestu ostatnich lat pańska wędrówka po sądach pochłonęła ponad 40 mln dolarów. Czy nie tańszym sposobem promocji pańskiej osoby i wydawanych przez pana pism byłaby zwyczajna kampania reklamowa?
- Kiedy ukazało się moje ogłoszenie w "Washington Post", przez tydzień słowa "Ameryka" i "Larry Flynt" dominowały w doniesieniach największych mediów w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej. Wywołanie podobnego odzewu za pośrednictwem reklamy jest - moim zdaniem - niemożliwe. Nie mówiąc już o nieporównywalnie wyższych kosztach. Czy skandalizuję wyłącznie dla reklamy? I tak, i nie. Robiłem w życiu wiele rzeczy, nie zastanawiając się nad tym, czy będzie to miało związek z promocją. Ale z drugiej strony, jeśli jakiś aspekt mojej działalności da się wykorzystać w celach promocyjnych, robię to.
- W rezultacie w Polsce uważany jest pan za największego pornografa, we Francji - za cynika, a w USA - za obrońcę wolności słowa.
- Różnice, o których pani mówi, prawdopodobnie wynikają z tego, że Polacy czy Francuzi nie czują, że ich swobody są gwałtownie naruszane. Przez ostatnie ćwierćwiecze walczyłem o to, by poszerzyć granice wolności słowa. Nie ma bowiem nic ważniejszego niż prawo jednostki do wolności osobistej. Ludzie powinni mieć prawo do decydowania o tym, co chcą, a czego nie chcą czytać czy oglądać, niezależnie od tego, jakie treści dany materiał przekazuje. Natomiast najwyższym dobrem, jakie państwo może przekazać swym obywatelom, jest danie im świętego spokoju. Taką właśnie filozofię wyznaję także w biznesie.
- Wydaje pan trzydzieści pism, z których najbardziej znany jest porno- graficzny "Hustler". Kto jest jego odbiorcą?
- Moje pismo kupują ludzie w wieku 19-35 lat, ale nasi główni odbiorcy to osoby 28-letnie. Aż 20 proc. czytelników to kobiety. Nie mam pojęcia, skąd tak duże zainteresowanie tym miesięcznikiem u płci pięknej. Zwłaszcza że na początku, w połowie lat 70., kobiety stanowiły zaledwie 3 proc. naszych czytelników. Tworzyłem ten magazyn dla przeciętnych Amerykanów, ale kupują go zarówno hydraulicy, jak i wykładowcy wyższych szkół.
- Czy jest coś, czego nie opublikowałby pan w "Hustlerze"?
- Pornografii dziecięcej. Nie tylko dlatego, że zabrania tego prawo, ale dlatego, że dzieci nie mogą same stanąć w swej obronie. Publikowanie tego typu materiałów to zbrodnia, której nigdy bym nie popełnił. Nie mam pojęcia, jak ten biznes będzie się dalej rozwijać, lecz chciałbym, żeby zniknęło pojęcie obsceniczności. Zauważyłem, że wielu przeciwników pornografii ma problemy z mówieniem o własnym życiu intymnym. Mam dużo szacunku dla ludzi, którzy nie uznają pornografii, manifestując to tym, że nie kupują takich materiałów. Mają do tego prawo. Ale taki sam szacunek należy się ludziom, którzy myślą inaczej, którym takie publikacje dostarczają rozrywki i odpowiedzi na pytania związane z ich życiem intymnym. Nie obawiam się, że w erze viagry przemysł pornograficzny skazany jest na wymarcie. Nie znam mężczyzny, który nie lubiłby oglądać pięknych kobiet.
- Na początku lat 80. poznał pan Ruth Carter, siostrę ówczesnego prezydenta USA, i nawrócił się pan pod jej wpływem. Co zafascynowało pana w religii i dlaczego nawrócenie trwało tak krótko?
- Rodzimy się ze zdolnością przeżywania uczuć wyższych, w tym uniesień religijnych. Ludzie, którzy ich doznają, nie potrafią znaleźć racjonalnego wytłumaczenia stanu, w jakim się znajdują. Często ma to podłoże psychiczne. Potrzebna im wtedy porada specjalistów i szczególna troska rodziny. Ja również znalazłem się w takim stanie. Psychiatrzy stwierdzili u mnie depresję maniakalną. Moja przygoda z religią trwała jednak krótko.
- Czy poza nieskrępowaną wolnością słowa są jeszcze jakieś wartości, w które pan wierzy?
- W życie, szczęście, wolności obywatelskie, które gwarantuje amerykańska konstytucja. Dzięki niej jesteśmy całkowicie wolni od wpływu państwa na nasze życie. Gdy zaczynałem pracę, chodziło mi o to, by zarabiać dużo pieniędzy i przy okazji dobrze się bawić. Pochodzę z biednej rodziny ze wschodniego Kentucky - najbiedniejszego regionu Ameryki. O pieniądzach mogliśmy więc tylko marzyć. Pornobiznes umożliwił mi realizację marzeń o bogactwie i wolności. Dziś moje imperium wydawnicze przynosi mi rocznie pół miliarda dolarów zysku.
- "Hustler" w wersjach narodowych jest już obecny praktycznie na całym świecie. Jakie są dalsze plany rozwoju imperium Larry?ego Flynta?
- Wiosną przyszłego roku chcę wystartować w USA z nowym tytułem. Tym razem będzie to magazyn dla czarnoskórych "Black Fashion Magazine" - o modzie i jej wpływie na życie, bez skandali. Nie dlatego, że jestem skandalizowaniem zmęczony, bo zawsze szukałem i będę szukać możliwości wywoływania napięć, podnoszenia poziomu adrenaliny, ale to przedsięwzięcie traktuję wyłączne w kategoriach komercyjnych. Uważam, że na rynku jest luka, którą warto wypełnić.

Więcej możesz przeczytać w 45/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.