Ekonomiczne histerie

Ekonomiczne histerie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Potrzeba skorygowania międzynarodowego mechanizmu ekonomicznego jest dziś pilniejsza niż po burzy roku 1987
Na razie nie ma na świecie kryzysu, natomiast przeszliśmy przez paroksyzm histerii ekonomicznej. Po raz drugi w ciągu jedenastu lat, jeżeli nie liczyć histerii lokalnej, południowoamerykańskiej, po załamaniu się meksykańskiego peso w grudniu 1994 r.

Kiedy przypominam sobie, co się działo w październiku 1987 r. po krachu na Wall Street, mam wrażenie, że ówczesny rekord nie został pobity. Tornado zaczęło się na początku października, a kulminację osiągnęło w poniedziałek dziewiętnastego, gdy wskaźnik Dow Jones spadł o 22 proc., prawie dwa razy więcej niż w "czarny czwartek" 1929 r. Tamten paroksyzm, obfitujący w czarne wróżby, spłynął po gospodarce światowej jak woda po gęsi. Rok po nim nastroje były równie doskonałe jak dwa tygodnie przed krachem, a Dow Jones w następnych jedenastu latach skoczył z 1738 punktów na ponad 8 tys. Nie twierdzę i nie chcę sugerować, że podobnie będzie tym razem i że te napady histerii można lekceważyć. Potrzeba skorygowania międzynarodowego mechanizmu ekonomicznego jest dziś o wiele pilniejsza niż po burzy roku 1987. Po pierwsze, bo to już druga burza, a z meksykańską trzecia, więc przejaw jakiejś choroby, a nie czysty przypadek. Po drugie, bo histeria obecna (nie wiadomo, czy już miniona), choć mniej widowiskowa, była zarazem mniej naskórkowa niż ta pierwsza.
Oba zjawiska mają wspólną grupę przyczyn. Jest nią globalizacja, spekulacja, euforia i "czarny Piotruś". Globalizacja, bo łączy rynki krajowe w rynek światowy dzięki komputeryzacji i swobodzie przepływu dóbr ekonomicznych (liberalizacji). Spekulacja, bo w całości transakcji finansowych zwiększa się udział transakcji nastawionych na szybki zysk. Rozszerza ona w gospodarce sferę gry i ogrywania, kosztem sfery tworzenia i wymiany, a globalizacja sprawia, że dom gry jest coraz większy. Euforia, to znaczy dłuższy okres, w którym utrzymuje się, a nawet narasta przekonanie, że spekulacja jest coraz bardziej opłacalna. Po niej przychodzi depresja za sprawą "czarnego Piotrusia", czyli negatywnego wydarzenia w ważnym kraju lub regionie. Odwraca ono nastroje, wyzwala panikę i ucieczkę z domu gry. Takim "czarnym Piotrusiem" w 1987 r. były Stany Zjednoczone z chronicznym deficytem budżetu i handlu zagranicznego. Deficyty te najpierw nakręcały koniunkturę światową, a także spekulacyjną euforię, by po jakimś czasie zacząć budzić niepokój, że przecież w końcu Amerykanie będą deficyty likwidować i co wtedy z koniunkturą gospodarczą i giełdową?
Tym razem rolę "czarnego Piotrusia" zagrała Tajlandia. Rezygnując ze sztywnego kursu swej waluty, wyzwoliła panikę wśród nastawionych na spekulacje inwestorów zagranicznych, którzy już wcześniej coraz podejrzliwiej patrzyli na region Azji Południowo-Wschodniej, rozwijający się zbyt gwałtownie i zbyt długo przy zbyt wielkim zaangażowaniu kapitału krótkoterminowego.
Między zaburzeniem obecnym a tym z roku 1987 są podobieństwa, ale są też różnice. Po pierwsze, o wiele większa niż jedenaście lat temu jest skala globalizacji (czyli zintegrowania rynku światowego) i możliwa szybkość transakcji. Po drugie, o wiele większy jest wachlarz tzw. produktów finansowych, czyli sposobów, poprzez które kapitał, także spekulacyjny, wsiąka w komórki życia gospodarczego, ożywiając je i rozwijając, lecz i niszcząc, gdy się wycofuje. Po trzecie, wielokrotnie większy jest kapitał spekulacyjny. Dom gry się rozbudował, stawki i wygrane są wyższe, ale też skutki wstrząsów poważniejsze, również dla tych, co tkwią na zewnątrz. W 1987 r. burza przeszła głównie przez giełdy, godząc w tych, którzy znaleźli się tam z własnego wyboru. Obecny wstrząs ugodził głównie w waluty narodowe, od których bardziej niż od pulsowania giełdy zależy stan gospodarki i los "szarego człowieka", w końcu najważniejszego. Sięgnął więc głębiej w realną tkankę gospodarczą i dotknął interesów powszechnych. Zapewne spowolni wzrost gospodarczy, choć kryzysu chyba nie wywoła. Jeżeli jednak źródła planetarnych histerii ekonomicznych nie zostaną usunięte, następnym razem może być groźniej.
Więcej możesz przeczytać w 46/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.