Błąd historii

Błąd historii

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jan Paweł II otwiera archiwum inkwizycji
Kościół przez stulecia nie wypowiadał się na temat najsłynniejszej z instytucji powołanych do walki z herezją. Tymczasem pojęcie "inkwizycja" stało się w języku potocznym synonimem nietolerancji i antytezą wolności. Kościół nie bronił się przed taką oceną, a milcząc w sprawie, której poświęcono ponad cztery tysiące książek, zbyt łatwo dawał broń swoim krytykom atakującym go za tajenie niegodziwości.
Jan Paweł II podjął długo oczekiwaną decyzję otwarcia dla naukowców watykańskiego archiwum inkwizycyjnego. Rezultatem tych badań było sympozjum trwające od 29 do 31 października. Papież podsumował jego wyniki słowami: "Zanim wydany zostanie ostateczny werdykt, czym była Inkwizycja, musimy poczekać na opinię historyków". Oceny tej z punktu widzenia Kościoła dokonają jednak nie oni, lecz Komisja Teologiczno-Historyczna. Sympozjum stanowiło część przygotowań do Dnia Prośby o Wybaczenie za czyny popełnione przeciw heretykom i Żydom, planowanego w marcu 2000 r. Jan Paweł II dał jednak do zrozumienia, że chodzi o kwestię, dla której określenie "błąd Kościoła" może być gładkim eufemizmem: "Bolesnym zjawiskiem, nad którym synowie Kościoła muszą się pochylić z sercem pełnym skruchy, jest przyzwolenie, okazywane zwłaszcza w niektórych stuleciach, na stosowanie w obronie prawdy metod nacechowanych nietolerancją, a nawet przemocą". O wolności sumienia papież jednoznacznie mówił w 1991 r.: "Wszyscy powinni szanować sumienie każdego człowieka i nie usiłować narzucać nikomu swojej własnej ťprawdyŤ, co nie narusza prawa do wyznawania jej bez pogardzania z tego powodu nikim, kto myśli odmiennie".
Instytucja Świętego Officium (Inqui- sitio Haereticae Pravitatis Sanctum Officium) powołana została przez papiestwo w 1215 r. do wykrywania i karania ruchów heretyckich i antykościelnych, początkowo głównie albigensów. W 1232 r. jej sądy podporządkowano papieżowi, który ich sprawowanie powierzył władzy dominikanów i franciszkanów. W 1252 r. oficjalnie wprowadzono stosowanie tortur w celu wymuszenia zeznań.
Jezus Chrystus zakazywał zabijania ludzi i takie poglądy wyznawano we wczesnym chrześcijaństwie. Św. Paweł mówił tylko o napominaniu heretyków, a najsurowszą karą miało być dla nich wykluczenie ze wspólnoty. Jeszcze w IV w. Jan Chryzostom uważał zabicie kacerza za zbrodnię, której sprawca nie mógł zmazać pokutą. Problemy zaczęły się, gdy chrześcijaństwo zdobyło władzę polityczną, a więc za Konstantyna Wielkiego. Teodozjusz w 453 r. przewidywał karanie herezji konfiskatą dóbr, wygnaniem lub śmiercią.

Właściwe dzieje inkwizycji zapoczątkowała herezja katarów, czyli albigensów oraz waldensów. Katarzy uznawali istnienie dwóch bogów (dobrego i złego), a cały porządek ziemski, w tym Kościół, był - ich zdaniem - dziełem szatana. Krytykowali zwłaszcza luksusowe życie duchowieństwa. Początkowo Kościół stosował pokojowe metody zwalczania odstępców; prowadzono dysputy religijne, organizowano misje, rzucano ekskomuniki i anatemy. Kiedy nie przynosiło to jednak oczekiwanych efektów, biskupi francuscy na synodzie w Tours z udziałem papieża Aleksandra III zobowiązali władze świeckie do przyjęcia aktywnej postawy wobec szerzącej się herezji. Wezwano więc do inkwizycji (łac. inquisitio), a więc prowadzenia badań i dochodzeń wśród podejrzanych. Słowo to zrobiło w następnych latach oszałamiającą karierę. Na IV soborze laterańskim w 1215 r. w Rzymie podjęto wiele zasadniczych decyzji wymierzonych przeciw odstępcom. Anatemą obłożono wszelkie herezje skierowane przeciw wierze katolickiej. Do ich ścigania zobligowano władze świeckie, które wypędzały z podlegających im terenów wszystkich odszczepieńców. Ekskomunika groziła nie tylko heretykom, ale także osobom utrzymującym z nimi jakiekolwiek kontakty. Kacerzy pozbawiono wszelkich praw obywatelskich - nie mogli obejmować urzędów, występować w sądzie, podlegali konfiskacie mienia, unieważniono wszelkie zobowiązania wobec nich, np. długi.
Ściganiem herezji zajmowały się sądy biskupie. Dopiero synod biskupów francuskich w Tuluzie w 1229 r. zalecił powoływanie specjalnych sędziów śledczych, czyli inkwizytorów. Zobowiązano ich do zwalczania kacerzy. Byli nimi przede wszystkim dominikanie, którym w 1233 r. Grzegorz IX powierzył walkę z odszczepieństwem. Wybór ten gwarantować miał bezstronność, uczciwość i łagodność procesów. Ustalono, że kacerzom przyznającym się do winy należy udzielić rozgrzeszenia; w akcie pokuty ubierali specjalny strój z naszytym na piersiach i plecach żółtym krzyżem. Tracili również prawa publiczne, a czasem - jak lekarze - do wykonywania zawodu. Zatwardziałych heretyków przekazywano władzom świeckim, by ukarały ich śmiercią przez spalenie na stosie. Heretyka ujawniano przez zadenuncjowanie, przy czym delator zachowywał anonimowość i otrzymywał nagrodę pieniężną. Wówczas to wydano słynny zakaz posiadania, a nawet czytania przez wiernych Biblii, co miało zapobiec nieprawidłowym interpretacjom. Za Pismo św. trzeba było w tym czasie zapłacić tyle, ile za połowę domu; dostęp do niego był więc ograniczony. Zasadnicze znaczenie miało to, że inkwizycja nie była specjalnością Kościoła, lecz ruchem, w którym w takim samym stopniu zaangażowane było państwo. Cesarz Fryderyk II w 1224 r. niezależnie od Kościoła ogłosił ściganie heretyków i karanie ich śmiercią na stosie. Pozbawiał też praw publicznych dzieci odszczepieńców, z wyjątkiem tych, które zadenuncjowały swoich rodziców.


Kościół uważa się za instytucję uniwersalną i z trudem przychodzi mu się przyznać
do ziemskiego aspektu swojej przeszłości


Proces inkwizycyjny stał się synonimem niesprawiedliwości w postępowaniu sądowym. Zrezygnowano z domniemania niewinności na rzecz zasady, że osoba, której nie udało się dowieść niewinności, wędrowała na stos. Dominikanin Bernard Gui, pełniący funkcję inkwizytora w Tuluzie w XIV w., pisał w swym podręczniku inkwizytora: " Jeśli obwiniony jest podejrzany o znaczne wykroczenie, można, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, założyć jego winę". Do wszczęcia procesu przeciwko podejrzanemu wystarczyły donosy dwóch zgodnych z sobą świadków. Od 1252 r. heretyków traktowano jak kryminalistów i zaczęto ich poddawać torturom. Katowanie dzieci, starców i kobiet w ciąży stało się specjalnością dopiero późniejszej inkwizycji hiszpańskiej. Z czasem w procesach pojawiały się udziwnienia. Tak więc w 1254 r. zapoczątkowano procesy zmarłych heretyków. Po udowodnieniu winy ich szczątki ekshumowano i palono na stosie. Nie było to jednak zajęcie jałowe - dotkliwie uderzało w spadkobierców zmarłych, których majątek konfiskowano.
Wczesny Kościół sprzeciwiał się prześladowaniom heretyków. Teolog Wasow jeszcze w XI w. przekonywał, że należy ich zwalczać jedynie za pomocą argumentów. Św. Tomasz z Akwinu, kanonizowany w 1323 r., pisał już jednak: "Co się tyczy kacerzy, ci dopuścili się takiego grzechu, który usprawiedliwia to, iż nie tylko zostają wyklęci przez Kościół, ale także przez karę śmierci usunięci z tego świata".

Najbardziej znana była inkwizycja hiszpańska, powołana w 1478 r. przez Ferdynanda Katolickiego za zgodą Sykstusa IV. Miała ścigać przede wszystkim moryski i marranów, czyli nawróconych Żydów i Maurów, oskarżonych o potajemne wyznawanie dawnej wiary. Pierwszym słynnym inkwizytorem w Hiszpanii był od 1482 r. mnich dominikański Tomas de Torquemada (1420-1480). To inkwizycja przyczyniła się do tego, że w 1492 r. Żydzi hiszpańscy pod groźbą kary śmierci otrzymywali polecenie opuszczenia Hiszpanii albo zmiany wiary na katolicką. Katastrofalny fanatyzm i głupota doprowadziły do tego, że kraj pozbył się 165-400 tys. osób należących do warstwy zamożnej i przedsiębiorczej, wymierzając samobójczy cios swojej gospodarce. Działalność tej inkwizycji skrytykował ówczesny papież Sykstus IV, który zarzucał jej wzbudzanie "powszechnego zgorszenia" przez łupienie z bogactw, katowanie i mordowanie nie heretyków, lecz niewinnych ludzi. Ta instytucja miała złą sławę również w ówczesnej Polsce - przywiązana do demokracji szlachta (nie wolno jej było torturować) dostrzegła w niej brutalne łamanie praw obywatelskich. Ostro potępiał ją Piotr Skarga, a narzędzia kaźni zyskały wówczas mało chlubne określenia: "hiszpańskimi butami" nazwano aparat do łamania goleni, a "hiszpańską pokutą" - siedzenie w dybach.
Inkwizycja stosowała metody okrutne i nieludzkie. Proces inkwizycyjny był wszakże powszechny również w sądownictwie świeckim tego czasu. Wyeliminowany został dopiero w dobie oświecenia, kiedy zaczęto rozróżniać grzech od przestępstwa, zrezygnowano z tortur, a za anachronizm uznano procesy o czary. Okrutny był jednak nie Kościół, lecz człowiek tych czasów. Przyjmując perspektywę badań opinii publicznej, należałoby stwierdzić, że inkwizycja hiszpańska cieszyła się w okresie swej świetności szacunkiem, uznaniem i poparciem większości społeczeństwa. Kiedy więc przyjmie się, że Kościół jest instytucją działającą w historii, co nie pozwala mu wyrosnąć ponad mentalność danej epoki, stanie się oczywiste, że nie błądził bardziej niż inni. Wprost przeciwnie - procesy przed trybunałami inkwizycji uchodziły za sprawiedliwsze i łagodniejsze niż przed sądami świeckimi. Problem polega jednak na tym, że Kościół uważa się za instytucję uniwersalną i z trudem przychodzi mu się przyznać do tego jakże ziemskiego aspektu swojej przeszłości.
Dzisiejsze rozplenienie się sekt religijnych, nierzadko przestępczych, nie pozwala nam zbyt przychylnie spojrzeć na herezje czasów inkwizycji. Jest jednak także inna prawda - bez apostazji nie ma zmian i rozwoju. Już Jan Hus zwrócił uwagę, że dla starozakonnych Żydów Jezus Chrystus i jego uczniowie byli tylko nieszczęsnymi odszczepieńcami.

Więcej możesz przeczytać w 46/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.