Dzieło życia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Afryka w "Hebanie" to piekło i niebo złączone
Ryszard Kapuściński napisał dzieło życia: książkę o Afryce zatytułowaną "Heban". Pierwszy raz pojechał tam w roku 1957, potem jeździł wielokrotnie, w sumie mieszkał kilka lat. Mieszkał - to dużo powiedziane. Nie oglądał z zewnątrz, ale współobcował, dzielił los. Dowiedział się o życiu rzeczy niebywałych. Poznał ludzi rzuconych w ekstremalnie trudne warunki i przyjmujących los z godnością, spokojem, nawet z dumą. Poznał też takich, którzy byli wcieleniem diabła. Dwoistość natury ludzkiej objawiała się tam jaskrawie. Próbował ją zrozumieć. Zobaczył na własne oczy, sprawdził własnym ciałem, wrażliwością, czym jest Afryka, rozległa, różna, trudna do objęcia, tajemnicza. "Heban" jest dziełem o tamtym życiu, odkrywanym przez autora dziesięcioleciami, często za najwyższą cenę swojej choroby, niebezpieczeństwa, śmierci. Czapki z głów, panowie! Kapuściński jeździł z Afrykanami ich dziwnymi ciężarówkami po czymś, co wcale nie przypominało dróg, wędrował z koczownikami po pustyni, gościł u chłopów z tropikalnej sawanny, mieszkał w ich miejskich dzielnicach, a nie w hotelach. Bywał z nimi w rodzinie, gromadzie, wyzwolony od samotności białych ludzi, zamkniętych w swych komfortowych, cywilizacyjnych klatkach. Dla Afrykanów samotność jest największym przekleństwem, nieraz skazaniem na fizyczną zagładę. Utrzymują też ścisłą więź duchową z przodkami, obcują z nimi. Takie doświadczenia zmieniały perspektywę widzenia świata, możliwości rozumienia życia, także naszego. Cywilizacja zaczęła się wydawać dziwaczna i jakby uboga, chociaż materialnie tak nieprzyzwoicie bogata. W końcu Afryka przestała przypominać inną planetę, stała się bliższa życiu na ziemi, ciekawsza od wielu naszych dwuznacznych zwycięstw nad naturą. Aż doszło w "Hebanie" do tego, że nie wiadomo, komu jest bliżej do odkrycia tajemnic życia i śmierci. Afrykanie, nie mając prawie nic, zdają się wiedzieć prawie wszystko. Kapuścińskiego zdumiewa ich mądrość bez nauki, ich historia bez zapisywania, przekazywana ustnie i obracana w mit, ich biologiczna i uczuciowa jedność z ziemią i niebem, chociaż ziemia tak mało rodzi, a niebo poraża słońcem. Niedawno w rozmowie z Joanną Szczęsną, po śmierci Mariana Brandysa, którego uważał za swojego mistrza, autor "Hebanu" tak mówił o typach reporterów: "Są reporterzy dociekliwi, wścibscy, agresywni, ale są też reporterzy refleksyjni, którzy oddają klimat, przekazują tajemnice, aurę miejsca, o którym piszą". Zanim stał się takim właśnie reporterem, Kapuściński we wczesnej młodości bywał dziennikarzem w stylu wyścigowym: kto szybciej dorwie się do informacji i je przekaże. Jako korespondent wojenny przylatywał do kolejnych rewolucji, zamachów stanu, wojen domowych i strasznych rzezi. "Heban" otwiera rozdział: "Początek, zderzenie, Ghana ?58". Młody chłopak jeszcze latał na wizyty u ministrów, rozmawiał z urzędnikami i wojskowymi, a także z rewolucjonistami. Wyobrażał sobie, że wszystko pojmie w mig swą w istocie wielką inteligencją, zręcznością w nawiązywaniu kontaktów. Pisząc o jego książkach przed laty, z podziwem, ale też zażenowaniem odbierałam tę potrzebę biegania po świecie. Doceniałam potrzebę poznawczą, nazwałam go "Herodotem w dżinsach", ale wiedzę o wszystkim zdobywał za szybko, za pewnie formułował diagnozy. Za bardzo był błyskotliwym dziennikarzem, któremu chwilami się wydaje, że ma świat w małym palcu.

Z biegiem lat i narastaniem doświadczeń Kapuściński przemieniał się po prostu w pisarza, którego wiedza i sąd są już innego rodzaju. W "Hebanie" wydarzenia są pokazywane inaczej, nie tylko jako aktualności. Mają rozległe zaplecze w przeszłości, które Kapuściński poznaje, zajmując się historią (jest wszak historykiem z wykształcenia i ta wiedza okazuje mu się potrzebna jako pisarzowi). "Heban" jest książką otwartą na rozległe perspektywy czasowe, dowiemy się z niej wiele o losach Afryki w różnych epokach: o handlu niewolnikami, o dziewiętnastowiecznym podziale kontynentu pomiędzy europejskich kolonizatorów, o ich sposobach rządzenia, niszczenia ziemi, o buntach krwawych i daremnych. Aż wreszcie kolejne kraje zdobywały niepodległość, by utopić ją w wojnach domowych, zohydzić w dyktaturach, ocalić zaś w heroicznym trwaniu zwykłych ludzi. "Heban" jest przede wszystkim książką o tych ludziach, bo oni są największą tajemnicą i wartością Afryki. Autor napisał to wprost w krótkim wstępie: "Nie jest to książka o Afryce, lecz o kilku ludziach stamtąd, o spotkaniach z nimi, czasie wspólnie spędzonym. Ten kontynent jest zbyt duży, aby go opisać. To istny ocean, osobna planeta, różnorodny, przebogaty kosmos. Tylko w wielkim uproszczeniu, dla wygody, mówimy: Afryka. W rzeczywistości, poza nazwą geograficzną, Afryka nie istnieje". W "Hebanie" widać ten ogrom. W poszczególnych rozdziałach przenosimy się z miejsca na miejsce, zmieniają się radykalnie państwa, ustroje, pejzaże. Kapuściński pisze stylem zdyscyplinowanym, starannie dobiera wiele mówiące fakty i szczegóły, jego obrazy są maksymalnie skondensowane. Tylko dlatego może opowiedzieć nam o Ghanie i Zanzibarze, o pustyni i sawannie, o wielu miastach, miasteczkach i wioskach. Ale gdy decyduje się mówić o rzeziach w Ruandzie, nazywa ten rozdział "wykładem", by pomiędzy opis a rzeczywistość nie do opisania wstawić suchość wykładu, sprawozdania. Natomiast rozdział zatytułowany "Dzień we wsi Abdallah Wallo" jest poematem prozą o człowieku w raju. Ten człowiek nie żyje w ogrodzie, ale na spalonej słońcem ziemi, jest biedny i wiecznie głodny, ciężko pracuje: "Życie jest tu stałym wysiłkiem, nieustannie powtarzaną próbą znalezienia ciągle załamującej się, kruchej i chwiejnej równowagi między przetrwaniem a zagładą". Im cięższa jest walka o biologiczne przetrwanie, tym cudowniejsza wydaje się zdolność tych ludzi do życia w nieomal tkliwej wspólnocie. Gdy czytałam opis poranku w Abdallah Wallo, wzruszenie ściskało mnie w gardle. Modlitwa mężczyzn, bieganina dzieci, krzątanie się kobiet, rytuał porannych wizyt i pozdrowień, gdy wszyscy wszystkich odwiedzają i pytają, czy dobrze spali. Zazdrościłam Kapuścińskiemu, że widział jeden z cudów tego świata: wielkie bogactwo wewnętrzne w wielkim ubóstwie. Jakim człowiekiem można być, żeby bez narzekania trwać w takim trudzie i w takiej radosnej otwartości na życie, na innych? Kto z nas by to potrafił?

Książka Kapuścińskiego stawia nas przed wieloma pytaniami. Są to pytania pryncypialne. Czym jest życie, jego sens, moralność, zbrodnia, pycha i pokora, bunt i zgoda na los? Zadajemy je sobie w naszej kulturze od zawsze, ale nasze odpowiedzi, nasze reakcje są zupełnie inne. Dlaczego człowiek szukający daremnie studni na pustyni, umierający wraz ze swym wielbłądem, przeklina tych, którzy go od niego odciągają, by ocalić mu życie; on chce umrzeć ze swoim zwierzęciem. Czemu niewyobrażalnym wprost nieszczęściem jest tam samotność, gdy my przyzwyczailiśmy się do niej jak do zatrutego powietrza? Czemu z obozów dla ginących nomadów ludzie uciekają z powrotem na pustynię, gdzie czeka ich zguba? Afrykański przyjaciel Kapuścińskiego tak mu na to wszystko odpowiada: "Taka jest już nasza natura - mówi nawet bez rezygnacji, a wręcz z odcieniem dumy. Natura to coś takiego, czemu nie wolno się sprzeciwiać, próbować poprawiać czy robić coś, aby się od niej uniezależnić. Natura jest dana przez Boga, więc jest doskonała. Susze, upały, puste studnie i śmierć w drodze też są doskonałe. Bez nich człowiek nie odczułby potem prawdziwej rozkoszy deszczu, boskiego smaku wody i życiodajnej słodyczy mleka. Zwierzę nie umiałoby się cieszyć soczystą trawą, upajać zapachem łąki. Człowiek nie wiedziałby, co to takiego stanąć w strumieniu chłodnej, krystalicznej wody. Nawet nie przyszłoby mu do głowy, że to po prostu znaczy być w niebie". Tak więc Afryka to piekło i niebo złączone, by dało się odróżnić jedno od drugiego i można było poznać prawdziwy smak życia. Tak to wygląda w "Hebanie".


Więcej możesz przeczytać w 49/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.