Kontratak

Kontratak

Dodano:   /  Zmieniono: 
Marian Dziurowicz, prezes PZPN, ma pecha co najmniej z dwóch powodów
Po pierwsze dlatego, że zarządza najbardziej popularną dyscypliną sportu, bacznie obserwowaną przez media. Po drugie - to ja, człowiek niemal do obłędu zakochany w piłce nożnej, zostałem prezesem Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki. Mimo to nie oczekuję od szefów krajowego futbolu żadnych cudów; chcę tylko, aby narodowa reprezentacja i polskie kluby odnosiły sukcesy, a rodzimy futbol przestał być kojarzony jedynie z kryminalnymi aferami. Obejmując przed rokiem urząd, miałem nadzieję, że uda się szybko i bezboleśnie posprzątać piłkarskie stajnie Augiasza. Bardzo się pomyliłem. Rozmowy z prezesem Marianem Dziurowiczem prowadziły donikąd: uśmiechał się łagodnie, kiwał ze zrozumieniem głową, przyniósł nawet srebrną szablę w dowód sympatii. Szabla jednak nie zawisła na ścianie gabinetu, a posłużyła mi do cięcia. Pierwszy cios nie powalił jeszcze przeciwnika, gdyż ten jako tarczy obronnej użył Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej. Panowie z FIFA, w imię solidarności z rzekomo krzywdzonym związkiem piłkarskim, zagrozili wykluczeniem polskich drużyn z wszystkich rozgrywek międzynarodowych. Nie chcąc wydawać wyroku skazującego, polskie zespoły, na prośbę prezesów kilkunastu klubów odwołałem decyzję o zawieszeniu działaczy PZPN. Mógłbym co prawda złośliwie zapytać, gdzie są dzisiaj polskie drużyny klubowe w rozgrywkach UEFA, jak czuje się Wisła Kraków w obliczu europejskiej banicji, gdzie podziało się słowo honoru szefów klubów złożone wicepremierowi Januszowi Tomaszewskiemu? Mówili przecież "śmierć Dziurowiczowi", "zreformujemy PZPN". Widząc, że nie mogę liczyć na poparcie ludzi uwikłanych w wieloletnie układy panujące w polskiej piłce, zdecydowałem się na samotną walkę. Wierzę, że po raz ostatni. UKFiT wszedł w posiadanie dokumentów w sposób jednoznaczny stwierdzających rażące naruszenie prawa przez PZPN. Na zjeździe w 1995 r. znalazło się kilkanaście osób, które zgodnie z prawem nie mogły być tam obecne. Zostały zaproszone osobiście przez prezesa związku, otrzymały w prezencie mandaty i zapewniły Dziurowiczowi wyborcze zwycięstwo. Nie jest więc prawdą - jak uparcie twierdzi PZPN - że władze polskiej piłki zostały wybrane w demokratycznych wyborach. Mieliśmy do czynienia co najwyżej ze znanym z przeszłości centralizmem demokratycznym, który dopuszczał do oficjalnych procedur jedynie osoby cieszące się zaufaniem władz. Strajk klubów ligowych przed kilkoma miesiącami był wyraźną demonstracją niezgody na ograniczenie ich praw do decydowania o polskiej piłce nożnej. W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak uznać nieważność zjazdu i statutu Polskiego Związku Piłki Nożnej i skierować sprawę do sądu powszechnego, wnioskując o ustanowienie kuratora. Jestem przekonany, że tym razem FIFA i UEFA przyjmą bez zastrzeżeń do wiadomości decyzje niezawisłego polskiego sądu, jeśli uzna on dotychczasowe działania PZPN za bezprawne. Przecież obie te federacje również zostały przez PZPN oszukane. Zobowiązywał się on wobec nich do jak najszybszego zwołania nadzwyczajnego zjazdu wyborczego, mającego wybrać nowe władze. Tymczasem kontrolerzy UKFiT, badający umowę na dostarczanie bezcłowego sprzętu firmy Nike dla PZPN, stwierdzili, że brakuje towaru za milion złotych, że w związku znajduje się sprzęt nie objęty ewidencją celną. Rzecz dotyczy tylko roku ubiegłego, ponieważ dokumentacja za lata poprzednie - według zeznań świadka - została spalona. Na początku września Krzysztof Odliwański (przedstawiciel Nike w Polsce) podjął próbę zniszczenia rachunków za dostarczony sprzęt i zastąpienia ich fakturą obejmującą wszystkie dostawy. Pytam zatem: co się stało z brakującym sprzętem, skąd w magazynie PZPN wziął się sprzęt, który nigdzie nie był zewidencjonowany, dlaczego nikt nie zgłosił kradzieży organom ścigania, ile stracił na tym polski sport i kto na tym zarabiał? Opisane zdarzenie ma charakter procederu kryminalnego. Mechanizm ten mógł wyglądać następująco: bezcłowy sprzęt sportowy przepakowywano do innych samochodów i wywożono do hurtowni i sklepów detalicznych. Jednocześnie na ten sam dokument celny przychodziły do Polski inne transporty, które nie były objęte zwolnieniem z opłat granicznych. Sprzęt ten, w celu ewentualnego zmylenia służb celnych, dostarczano do magazynu PZPN. Po pewnym czasie jednak mógł bezpiecznie trafiać do odbiorców prywatnych. Aby wyjaśnić tę sprawę, na prośbę Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście przekazałem jej zebrane materiały dowodowe. Zostaną one wykorzystane w toczącym się już postępowaniu w sprawie niegospodarności w piłkarskim związku.


Więcej możesz przeczytać w 49/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.