Ciuciubabka na parkiecie

Ciuciubabka na parkiecie

Dodano:   /  Zmieniono: 
W ostatnich tygodniach Giełdą Papierów Wartościowych w Warszawie wstrząsnęły trzy wydarzenia. Ich negatywnymi bohaterami okazały się firmy Elektrim, Morliny i Górażdże. Osoby zarządzające tymi spółkami nadszarpnęły zarówno zaufanie do przedsiębiorstw, jak i do reguł panujących na rynku.
Trudno sobie wyobrazić smutniejszą końcówkę i tak już smutnego roku na warszawskim parkiecie.
Szczególne znaczenie dla rynku ma sprawa Elektrimu. Szósta pod względem wartości spółka giełdowa cieszyła się do tej pory ogromnym zaufaniem inwestorów zagranicznych. Analitycy z atencją obserwowali jej rozwój i posunięcia zarządu. Mimo że od ubiegłego roku nie rozpieszczała ona akcjonariuszy swymi wynikami, niezmiennie uzyskiwała dobre oceny. Rekomendacje opierano m.in. na tym, że do Elektrimu należała jedna trzecia akcji Polskiej Telefonii Cyfrowej - właściciela dynamicznie się rozwijającej Ery GSM.
- Zyski z telefonii komórkowej w największym stopniu decydowały o wycenie Elektrimu - uważa Ryszard Czerwiński, analityk CBM WBK. Tymczasem zarząd firmy ogłosił, że zgodnie z umową zawartą w lutym 1996 r. Kulczyk Holding ma prawo żądać od Elektrimu odsprzedania 6,5 proc. akcji Ery GSM po cenie, za jaką konglomerat obejmował je kilka lat temu. Zatem giełdowa spółka oddałaby je po kursie kilkakrotnie niższym od rynkowego. Wartość tych walorów szacuje się dziś na 120-200 mln USD. Elektrim otrzymałby niewielki ułamek tej sumy. Tę gorzką pigułkę akcjonariusze zapewne przełknęliby z pokorą. Problem polega na tym, że zarząd nie uznał za stosowne wcześniej powiadomić ich o umowie. Andrzej Skowroński, prezes Elektrimu, tłumaczył, iż nie doceniono tempa rozwoju Ery. Nie przypuszczano też, że sprawa okaże się tak istotna dla właścicieli.
Akcjonariusze firmy zareagowali masową wyprzedażą jej akcji. Mimo że Kulczyk Holding nie przejął jeszcze pakietu Ery, w ciągu dwóch sesji wartość Elektrimu spadła o jedną czwartą, czyli o 700 mln zł. Wprawdzie spółka nadal ma 25 proc. akcji w PTC, wartych kilka razy więcej niż w momencie kupna, jednak straciła zapewne rzecz równie istotną - zaufanie części inwestorów lokujących w niej miliardy złotych. Komisja Papierów Wartościowych i Giełd zapowiada skierowanie sprawy do prokuratury. Zgodnie z art. 174 ustawy o publicznym obrocie papierami wartościowymi szefom Elektrimu grozi od sześciu miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności i grzywna do 5 mln zł.
Zarządy spółek giełdowych mają obowiązek informowania akcjonariuszy o każdej sprawie mogącej mieć wpływ na notowania firmy. Istnieje nawet specjalny katalog zawierający listę takich sytuacji. Oczywiście nie wszystkie można przewidzieć. Stwarza to władzom firm pole manewru.
W 1996 r. II Urząd Skarbowy Warszawa-Śródmieście przeprowadził kontrolę w Agrosie Trading, zależnym od notowanego na giełdzie Agrosu Holding SA. Inspektor urzędu zakwestionował fakt eksportu papierosów, które zgodnie z kontraktem miały być sprzedane za wschodnią granicę. W kwietniu ubiegłego roku nakazał spółce Agros Trading zwrot podatku VAT. Agros odwołał się od tej decyzji. W grudniu 1997 r. urząd skarbowy zawiesił sprawę. Do dzisiaj jej nie rozstrzygnięto. Czy władze spółki Agros Holding powinny poinformować o decyzji urzędu? Wprawdzie jeszcze wtedy nie powstała należność podatkowa, jednak istniało takie prawdopodobieństwo. W opinii Włodzimierza Kłody, wiceprezesa zarządu Agros Holding, wyrażonej w raporcie bieżącym spółki, spółka dominująca dopiero "w momencie powstania należności zostałaby zobligowana do podjęcia działań wynikających z obowiązków informacyjnych". Rada nadzorcza zmieniła jednak zdanie i poinformowała KPWiG o sprawie. "Stanowisko urzędnika przeprowadzającego kontrolę w żaden sposób nie jest podstawą do naliczenia podatku. Czy zatem o każdej takiej sytuacji mamy informować publiczność?" - pyta Zofia Gaber, prezes zarządu Agros Holding SA.
Inwestowanie staje się w Polsce coraz bardziej ryzykowne, coraz częściej coś dzieje się poza plecami inwestorów. Nawet najlepsi analitycy okazują się bezradni. W łeb bierze cała staranność ich analiz, śledzenie posunięć i wyników - mówi Ryszard Czerwiński.
Niedawno najprawdopodobniej doszło do przecieku informacji dotyczących spółek Górażdże i Morliny. Osoby, które je uzyskały, zarobiły kilkadziesiąt procent wartości akcji. Na sesji w czwartek 26 listopada obroty akcjami Górażdży, przy ich stałym kursie, wzrosły o 6 mln zł. Były dziesięciokrotnie wyższe niż na poprzednich dziesięciu sesjach. Na notowaniach ciągłych kurs wzrósł o 7 proc. Dzień później nastąpiła maksymalna zwyżka przy redukcji kupna. Na początku ubiegłego tygodnia spółka zanotowała kolejny maksymalny wzrost (uwzględniając notowania ciągłe, kurs zwiększył się o 27 proc.). Do gry weszli ci, którzy dopiero wtedy zorientowali się, że coś się święci, nie mając jeszcze pojęcia co. Po zakończeniu poniedziałkowych notowań ciągłych okazało się, że inwestor strategiczny cementowni Górażdże - belgijski koncern CBR Baltic - wezwał do sprzedaży wszystkich akcji spółki za 60 zł, czyli po cenie o 80 proc. wyższej od średniego kursu w ciągu 30 poprzednich sesji.
Podobny mechanizm zadziałał w wypadku Morlin, krótko przed tym, gdy okazało się, że ich właścicielem zostanie hiszpańska spółka Campofrio Alimentacion. Wartość polskiego przedsiębiorstwa w ciągu kilku sesji wzrosła o ponad jedną trzecią. W grudniu ubiegłego roku przeciek musiał nastąpić w Wedlu, ponieważ po okresie stagnacji (wartość akcji nie przekraczała 160 zł), nagle notowania spółki zaczęły rosnąć. Kilka dni później PepsiCo, posiadające 80 proc. głosów na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy, zapowiedziało, że kupi akcje warszawskiej firmy po kursie 200 zł i wycofa ją z giełdy.
Za ujawnienie poufnych informacji grozi kara pozbawienia wolności do lat trzech i grzywna do 1 mln zł. Osoba korzystająca z takich danych podlega karze pozbawienia wolności od sześciu miesięcy do pięciu lat i grzywnie do 5 mln zł. - Nawet najsurowsze kary nie wyeliminują przestępstw giełdowych. To hazard; jeżeli komuś raz uda się złamać prawo, będzie szukał kolejnych okazji. Chodzi przecież o miliony złotych Ważne, że istnieją instrumeny prawne umożliwiające ściganie łamiących prawo - mówi Beata Stelmach, rzecznik prasowy KPWiG. Do podjęcia ryzyka zachęca fakt, że prawdopodobieństwo ukarania przestępcy nie jest zbyt duże. Od początku istnienia giełdy do prokuratury skierowano ponad 200 spraw dotyczących złamania przepisów o publicznym obrocie papierów wartościowych. Jedynie co dziesiąta skończyła się wniesieniem oskarżenia do sądu. Natomiast wyroki skazujące można policzyć na palcach jednej ręki.
Zdaniem sędziów, wykrywalność i liczba skazanych byłyby o połowę wyższe, gdyby w trakcie procesu pracownicy KPWiG występowali w roli oskarżycieli posiłkowych. Niestety, unikają tego. W Polsce nie ma sędziów będących specjalistami giełdowymi. Ponadto jest zbyt mało przykładów orzecznictwa.
Trudno udowodnić manipulowanie kursem bądź korzystanie z informacji poufnej. "Inwestor" zawsze może twierdzić, że kierował się jakimś elementem analizy technicznej bądź fundamentalnej. Może znaleźć dziesiątki powodów, dla których zainteresował się tą, a nie inną spółką. Nie oznacza to jednak, że przestępcy mogą się czuć bezkarni. Przekonała się o tym poznańska "spółdzielnia". W latach 1995-1997 grupa osób manipulowała kursami wybranych spółek, najprawdopodobniej wpływając na wysokość notowań Chemiskóru, Echa i Domplastu. Wartość akcji pierwszej z nich udało się zwiększyć dziewięciokrotnie. - Komisja całą grupę obserwowała półtora roku - mówi Beata Stelmach. Od roku sprawą zajmuje się Prokuratura Wojewódzka w Warszawie.
W 1996 r. cztery spółki - Swarzędz, Zasada, Rafako i Espebepe - opublikowały nie zbadany przez biegłego rewidenta raport roczny za 1995 r. Okazało się, że nie utworzyły wymaganych rezerw, które znacznie pogorszyłyby ich wskaźniki finansowe. Komisja uznała, że księgowi świadomie zrezygnowali z obowiązku rzetelnego przedstawienia kondycji firmy i skierowała sprawę do prokuratury. Z tych czterech spraw jedna zakończyła się aktem oskarżenia. W listopadzie 1997 r. głównemu księgowemu Espebepe zarzucono nieprawidłowości podczas sporządzania raportu.
Nie ma na razie w Polsce zwyczaju procesowania się akcjonariuszy ze spółkami. Czy zmienią to właściciele Elektrimu? Może uczynią to inni? Spółki bowiem kuszą potencjalnych akcjonariuszy prognozami świetnych wyników. Tymczasem nierzadko na koniec roku okazuje się, że firma osiąga niewielką część planowanego zysku, w dodatku nie opublikowała korekt prognozy. Inwestor został oszukany. Za tego typu wykroczenie Komisja Papierów Wartościowych ukarała spółkę Kruszwica.


Więcej możesz przeczytać w 50/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.