Mróz

Dodano:   /  Zmieniono: 
Selekcja negatywna jest u nas tak ogólnie - rzec można - przyjęta do wiadomości, że już nawet głosy protestu się nie podnoszą. Na układy nie ma rady - tak było, jest i będzie. Milczymy
Pamiętam, pamiętam, pamiętam! Pamiętam, że jestem samozwańczym rzecznikiem prasowym Statystycznego Polaka Szaraka! Pamiętam, że się sam na ten wysoki urząd wyniosłem, co zresztą przypominają mi w listach liczni (na szczęście!) P.T. Czytelnicy. Na pytanie najczęściej się pojawiające, dlaczego piszę w kratkę, odpowiadam - krata jest dziś modna. A teraz już druga odpowiedź, bardziej serio. Piszę w kratkę, bo się w prążki nie wyrabiam. Z czasem mam kłopoty, nie zdążam po prostu. To zrezygnuj pan ze stanowiska i niech ktoś inny! - krzyknie być może ten i ów. Dlatego - ponieważ ze stanowiska rezygnować nie chcę - obiecuję poprawę od Nowego Roku. Będę pisał w prążki, czyli co tydzień. I miejmy nadzieję, że nie będzie to jak w przysłowiu: "Obiecał pan kożuch - ciepłe słowo jego". A każdy kożuch się przyda, bo zima tego roku ostro jesienią się zaczęła.

Tak sobie ze smutkiem i przykrością myślę, że jest w tym coś głęboko niepokojącego, że każdy nasz kolejny rząd musi mieć swoją pogodową kompromitację. Premier Cimoszewicz miał ją z tą nieszczęsną zeszłoroczną powodzią, która pochłonęła dziesiątki ludzi. Premier Buzek powodzi nie miał w tym roku. To znaczy - miał, ale malutką. Złośliwi mówią, że powódź mu nie wyszła. Ale zima mu za to, niestety, wyszła jesienią. Właściwie trudno jest ustalić winnego tego, co się stało. "Trudno znaleźć winnego" - czytam tytuł w "Rzecz- pospolitej", a potem czytam artykuł i rozmowy, i komentarze. Rzeczywiście - wynika z tego, że trudno znaleźć winnego. Uważam jednak, że należy się starać to zrobić i zastanowić się, kto tu może być winien, bo w przeciwnym wypadku w następnych miesiącach zamarznie nam jeszcze następnych kilkaset osób, skoro już do tej pory zamarzło tych biedaków półtorej setki. Oczywiście, można wszystko zwalić na mróz i uznać za normę, że jak jest zimno, ludzie zamarzają z mrozu. Tyle u nas idiotyzmów i kompletnego braku odpowiedzialności zyskało sobie stempel normy, że nic w tym nie będzie dziwnego, jeśli i tragedie zimowe do tych norm dołączą. Ponieważ lubię od czasu do czasu napisać coś konkretnego, więc wyprzedzam ewentualne pytania, co miałem na myśli i jaki idiotyzm jest u nas normą. Odpowiem krótko: znam ich dwieście. Ten najbardziej dotkliwy to pozostałość po PRL - selekcja negatywna. Selekcja negatywna jest u nas tak ogólnie - rzec można - przyjęta do wiadomości, że już nawet głosy protestu się nie podnoszą. Na układy nie ma rady - tak było, jest i będzie. Milczymy. I nie chodzi mi tu wcale o ministra Ryszarda Czarneckiego, choć o niego również. Ale dam inny przykład. Oto nagrodzony właśnie przez rząd i nagrodzony przez prezydenta Program II Polskiego Radia i jego dyrektor Edward Pałłasz okazali się być zupełnie niepotrzebni przepoconej czapie prezesów Polskiego Radia SA. Prezesi ci, o których dużo pisałem tego roku na tych stronach, kolejny raz zasunęli nam ostrą poglądową lekcję, że każdy pracownik radia spełniający najwyższe kryteria zawodowe i moralne musi się liczyć z poważnymi konsekwencjami. Słowem, jeśli jest fachowy, uczciwy i kompetentny - musi odejść. Pałłasz, wspaniały człowiek, kompozytor, wieloletni prezes ZAiKS, został spytany przez dziennikarzy, jak ocenia sytuację, i odpowiadając, wspomniał nasze STS-owskie wspólne czasy: "Pamiętam, jak przed laty w STS Staszek Tym napisał do EugŻne?a Ionesco list, przekonując go, że powinien on - Król Absurdu - przyjechać do Polski, bo z prawdziwym teatrem absurdu my stykamy się tu niemal każdego dnia". Tak, to prawda. Napisałem taki list w formie sztuki teatralnej, którąśmy grali dość długo nawet. Edku kochany, rzecz polega na tym, że teraz to już nie teatr. To jakiś upiorny Grand Guignol dokoła się dzieje. Wracam do pogody, bo o selekcji negatywnej to był tylko taki felietonowy "Beniowski", czyli dygresja. Otóż, szukając ewentualnych winnych tego stanu rzeczy, trafiłem na pana Wiesława Walendziaka. Można by powiedzieć, że mam lekką (może nawet i ciężką) obsesję na punkcie pana Walendziaka, ale ja - jak każdy nienormalny - uważam, że jej nie mam. Skąd mi się nagle tu Walendziak wziął odpowiedzialny za tragiczne ofiary tegorocznych mrozów? Pamiętam, gdy występował w "Tok szoku" u panów Najsztuba i Żakowskiego oraz psa Liska i mówił o sobie i o tym, co on robi. Powiedział wtedy, że to jest bardzo odpowiedzialna praca, którą on wykonuje, bo on koordynuje prace rządu. Jeśli się nie mylę, to chyba rządowi podlegają służby meteorologiczne, prawda? Było wiadomo, że idzie mróz jak jasny gwint? No! To trzeba było na szczeblu różnych ministerstw uzgodnić przygotowania, żeby były namioty - tak! namioty! - a w nich łóżka polowe, koce, piece-koksowniki, kotły z ciepłą strawą i kompaktowe kabiny sanitarne. Skąd wziąć na to pieniądze? Z rezerw pewnie przewidzianych na sytuacje nadzwyczajne. Ale przecież najcięższy listopad w stuleciu taką właśnie jest. Policja zna przecież miejsca pobytu nieszczęśników w ich melinach. Trzeba było to wszystko złożyć do kupy i już. Jasna rzecz, że ofiary i tak by były. Ale nie takie! Nie tak ogromne! I absolutnie nie zgadzam się, żeby uznać to za normę: był mróz - to pomarzli. W moim poglądzie umacnia mnie też myśl Kisiela, który pisał: "Gdy widzę, że wszyscy są zgodni co do jakiejś sprawy, a jeden tylko się sprzeciwia, oczywiście całe zainteresowanie i uwagę skupię na tym jednym". Otóż, dobrze - ja mogę nie mieć racji, ale sprawy tak zostawić nie można! Życzę Wam na Święta zdrowia i przytomności umysłu.

Więcej możesz przeczytać w 52/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor: