Kasa bez dna

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy uda się uzdrowić kasy chorych?
Na Giełdę Papierów Wartościowych w Warszawie trafi 113,5 mln akcji Polskiego Koncernu Naftowego Niedobór środków w kasach chorych w końcu września sięgnął 1,1 mld zł, a do końca roku - według prognoz Ministerstwa Zdrowia - wzrośnie do 1,3 mld zł. Kasy miały ograniczyć marnotrawstwo w służbie zdrowia, pomóc w bardziej oszczędnym i racjonalnym wydatkowaniu pieniędzy na lecznictwo. Tymczasem, wsparte przez Ministerstwo Zdrowia i Urząd Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych, domagają się (tak jak ZUS) pieniędzy z budżetu państwa. Czy niedobór w kasach chorych zachwieje reformą systemu opieki zdrowotnej?

Autorzy reformy zakładali, że w tym roku wydatki kas będą równe ich wpływom. Budżety kas wyliczono w ten sposób, że oszacowano ich wpływy, pozostawiając im możliwość manewru w sferze wydatków. Kontrolowały one finansowane przez siebie placówki ostrzej niż poprzednio Ministerstwo Zdrowia, także poprzez ograniczanie liczby wykonywanych usług medycznych. Dlaczego zatem brakuje pieniędzy na pokrycie deficytu?
Zdaniem Teresy Kamińskiej, prezesa Urzędu Nadzoru Ubezpieczeń Społecznych (UNUZ), deficyt wynika przede wszystkim ze słabej skuteczności w ściąganiu składek zdrowotnych. Składka zdrowotna, stanowiąca odsetek od dochodu, przepływa z kont pracodawcy do kas chorych za pośrednictwem ZUS. Planowano, że zakład będzie ściągać 98,9 proc. należnych składek - w połowie września okazało się, że było to jedynie 92 proc. Już w czerwcu z tego powodu deficyt kas chorych sięgnął około miliarda złotych. Według informacji Departamentu Ekonomiki UNUZ, podczas wakacji zadłużenie pracodawców wobec kas spadło, ale zaczęło na powrót rosnąć we wrześniu. - Jest to kwota nie do uzupełnienia z bieżących wpływów ze składek - przekonuje Anna Knysok, pełnomocnik rządu ds. wprowadzenia ubezpieczenia zdrowotnego. Minister zdrowia Franciszka Cegielska precyzuje, że kasy chorych nie poradzą sobie ze znalezieniem środków na pokrycie dwóch trzecich całego, liczonego na 1,3 mld zł deficytu. Wykluczyła przy tym możliwość wyrównania niedoborów poprzez egzekucję nie zapłaconych składek, tłumacząc, że choć napłyną one wraz odsetkami, to jednak "z dużym opóźnieniem". - Nawet gdybyśmy teraz rozpoczęli postępowania egzekucyjne wobec dłużników, do końca roku nie zdołamy odzyskać należności - tłumaczy Teresa Kamińska.
Nie tylko dlatego, że w Polsce procedury egzekucyjne trwają długo. We wrześniu okazało się, że posiadane przez ZUS i przesyłane kasom chorych dokumenty nie pozwalają ustalić, od kogo należy zażądać wypłaty nie uiszczonej składki zdrowotnej. Zbigniewa Nowodworska, rzecznik pełnomocnika rządu ds. wprowadzenia ubezpieczenia zdrowotnego, informuje, że ZUS przesyłał kasom chorych listy ubezpieczonych oraz listy dłużników, czyli pracowników, za których pracodawca (na ogół bez wiedzy tych pierwszych) nie zapłacił składki zdrowotnej. - Ustawa nakłada obowiązek odprowadzania składek właśnie na pracodawcę. ZUS, nie informując nas o miejscu pracy naszych dłużników, czyli pracowników, przez długi czas przedstawiał nam de facto listę ofiar nieuczciwych firm, odmawiając wskazania właściwych winowajców - tłumaczy urzędnik Wielkopolskiej Kasy Chorych.
Kasy są zobowiązane do odprowadzania części zbieranych pieniędzy na fundusz rezerwowy, który ma być uruchamiany wówczas, gdy - tak jak w tym roku - zakłócona zostaje ich płynność finansowa. Do 2003 r. w funduszu ma się znaleźć 900 mln zł. Trudno przy tym wierzyć, że termin ten zostanie dotrzymany: odprowadzone środki wykorzystywane są już teraz na pokrycie bieżących potrzeb.
We wrześniu Sejm uchwalił ustawę zezwalającą ZUS na zaciągnięcie w budżecie pożyczki w wysokości 4 mld zł. Nie wzięto wtedy pod uwagę, że wadliwe działania zakładu spowodowały niedobór nie tylko na jego własnych kontach, ale i na kontach kas chorych. Anna Knysok i Franciszka Cegielska uznały, że należy ten niedobór zlikwidować, nowelizując ustawę budżetową, co zaproponowały rządowi.
Niedobór pieniędzy w kasach chorych może być trwały. Kasy przedstawiły już Urzędowi Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych projekty swoich budżetów na rok przyszły. Większość zakłada utrzymanie wydatków na tegorocznym poziomie, nieliczne przewidują nieznaczne cięcia. Redukcja zatrudnienia w służbie zdrowia przebiega dwa razy wolniej niż planowano. Czy autorzy projektów liczą na cud, czyli lepszą ściągalność składek, bądź na gwałtowny wzrost wynagrodzeń (od ich podstawy oblicza się wartość składek) w przyszłym roku?
Nie tylko. Teresa Kamińska chce, by fundusz rezerwowy został uzupełniony do pełnej kwoty 900 mln zł jeszcze w tym roku, ale nie przez kasy, tylko przez podatników. Miałaby być to pożyczka z budżetu lub kredyt bankowy, który zostałby spłacony do 2003 r. UNUZ dodaje jednak, że sam fundusz rezerwowy nie wystarczy i domaga się powołania dodatkowego funduszu stabilizacyjnego; według Teresy Kamińskiej, powinno się w nim znaleźć około miliarda złotych. Razem do obu funduszy miałoby więc trafić 2 mld zł.
Wszystko, oczywiście, odbyłoby się kosztem podatników. Jeśli nie zmieni się sposób egzekwowania składek zdrowotnych, takie półśrodki w ratowaniu służby zdrowia mogą się stać regułą.

Więcej możesz przeczytać w 46/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.