Kradzież narodowa

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Polsce starodruki traktuje się tak, jakby nie miały wymiernej wartości rynkowej
Niemal wszystkich kradzieży dzieł sztuki można by uniknąć, gdyby instytucje kulturalne używały do ich ochrony nie tylko standardowego zamka Yale. Niekiedy zamiast kosztownych systemów alarmowych wystarczyłyby zwykłe procedury regulujące możliwość korzystania ze starodruków. W powodu ich braku Biblioteka Jagiellońska straciła ponad pięćdziesiąt woluminów o wartości 18 mln zł, a z Biblioteki PAN w Krakowie złodziej bez większego trudu wypożyczył pierwsze wydanie dzieła "O obrotach sfer niebieskich" Mikołaja Kopernika.

W Polsce starodruki traktuje się tak, jakby nie miały wymiernej wartości rynkowej. - Wyceny inkunabułów dokonane przez pracowników Jagiellonki były zaniżone ponad sto razy. Kilka miesięcy po kradzieży biblioteka nie ujawniła nawet danych pozwalających na pewną identyfikację książek - mówi Janusz Pawlak, współwłaściciel antykwariatu Rara Avis, zaangażowany do pomocy w odzyskaniu książek. Wartość jednego ze skradzionych dzieł Ptolemeusza pracownicy Jagiellonki wycenili na kilkanaście tysięcy złotych. Tę samą książkę dom aukcyjny Reiss und Sohn wycenił na 1,2 mln DM.
Zdaniem antykwariuszy, o złym zabezpieczeniu zbiorów świadczy nie tylko kradzież inkunabułów, ale także sprawa aresztowanego kilkanaście dni temu Bojana Ch., studenta Akademii Ekonomicznej w Krakowie. W jego mieszkaniu policja znalazła 64 książki i 150 map z sygnaturami Biblioteki Jagiellońskiej. Wśród map znalazły się również sygnowane przez Bibliotekę Pruską. Pochodzący z Bułgarii Bojan Ch. zawsze wypożyczał dużo książek, a używając skanera i kolorowego kserografu, podrabiał ekslibrisy i nalepki z sygnaturami. Zwykłe przejrzenie oddawanych egzemplarzy mogłoby zapobiec stratom.
"W kradzieże dzieł sztuki niekiedy zamieszani są pracownicy placówek kulturalnych" - stwierdzono w specjalnym raporcie Komendy Głównej Policji. Jedna z hipotez przyjętych przez krakowską prokuraturę zakłada, że w kradzieży inkunabułów współuczestniczył jeden z pracowników Biblioteki Jagiellońskiej. - Powinno się przestrzegać zasady, że do pomieszczeń, w których znajdują się zbiory specjalne, nie należy wchodzić pojedynczo - instruuje Piotr Ogrodzki, dyrektor Ośrodka Ochrony Zbiorów Publicznych. Pracownicy bibliotek często lekceważą to zalecenie. Ze zbiorów specjalnych Biblioteki PAN w Gdańsku starodruki wynosiła sprzątaczka. - Ta pani, próbując sprzedać książkę, nie usunęła nawet pieczątki PAN - mówi antykwariusz Zbigniew Bogdanowicz z Gdańska. Dzięki jego interwencji na swoje miejsce w zbiorach specjalnych powrócił pamiętnik Paula Schnaase z 1780 r. W bibliotekach na całym świecie niezwykle rzadko udostępnia się oryginały cennych starodruków. Do analizy takich dzieł wykorzystywane są mikrofilmy lub innego rodzaju kopie. W Polsce jest inaczej: bez większego trudu można dostać do ręki egzemplarz pierwszego wydania "O obrotach sfer niebieskich", który na aukcji w Christie?s w Londynie zostałby wyceniony na 500 tys. funtów.
- Rozwiązaniem, które nie wymagałoby wielkich nakładów, byłoby wprowadzenie zasady weryfikacji wszelkiego rodzaju listów polecających i zaświadczeń - przekonuje Ogrodzki. Do kradzieży z Biblioteki PAN w Krakowie nie doszłoby, gdyby zastosowano choćby tak banalny przepis jak konieczność oddawania książek przy każdym opuszczeniu czytelni. Przeglądaniu starodruków mógłby towarzyszyć też pracownik biblioteki. - Do ochrony zbiorów nie wystarczą jedynie zabezpieczenia mechaniczne, trzeba również zadbać o dobór personelu i przestrzeganie surowych regulaminów - podkreśla Stefan Miedziński, dyrektor ds. administracyjnych Biblioteki Narodowej w Warszawie.


Odzyskać utracone
Doniesienia o coraz częstszych kradzieżach dzieł sztuki i antyków wzbudzają zaniepokojenie w kraju i za granicą. Jerzy Giedroyc, redaktor paryskiej "Kultury", zaproponował, by w specjalnym wydaniu "Gazety Antykwarycznej" opublikowano listę i opisy najbardziej znaczących strat, jakie poniosła w wyniku kradzieży kultura narodowa. Chcemy zrealizować ten projekt. Wszystkich pragnących pomóc w opracowaniu takiej listy, zwłaszcza dyrektorów zbiorów publicznych i prywatnych kolekcjonerów, oraz tych, którzy mogliby materialnie wspomóc takie przedsięwzięcie, prosimy o kontakt z autorem tekstu lub "Gazetą Antykwaryczną",
Kraków, ul. Kochanowskiego 10/12,
tel. (0-12) 623 36 12, 632 51 45,
e-mail: [email protected].


Gdy nie ma zabezpieczeń, bardzo ułatwiona jest kradzież obrazów. Kiedy zrabowano osiem barokowych portretów z Auli Leopoldyńskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, okazało się, że budynek nie miał systemu alarmowego ani krat, a pilnowała go 70-letnia portierka. Przestępcy weszli po piorunochronie i nie musieli nawet wyważać okien, zamek był bowiem tak słaby, że ustąpił po pchnięciu okna. - Najgorzej zabezpieczone są zbiory prywatne - mówi podkomisarz Sławomir Cisowski, specjalista ds. kradzieży dzieł sztuki. Jedyną ochronę obrazów o wartości kilkuset tysięcy złotych stanowią standardowe zamki w drzwiach. Kiedy w sierpniu tego roku skradziono obrazy w jednej z warszawskich willi, mieszkańcy spali spokojnie w pokojach obok, a na drodze złodziei stanęły tylko kraty i okno, które bezszelestnie wypchnęli. Straty wyceniono na 650 tys. zł; przestępcy wynieśli m.in. dzieła Jana Matejki, Jacka Malczewskiego i Wojciecha Kossaka.


Kradzież dzieł sztuki stała się równie dochodowa jak przemyt broni i narkotyków. Zajmują się tym nie tylko pojedyncze osoby, ale i całe gangi. Piętnastowieczną "Madonnę w ogrodziemistycznym" odnaleziono w zeszłym roku - sześć lat po zaginięciu - przy okazji operacji podjętych przeciwko jednemu z gangów działających m.in. w okolicach Wrocławia. - Gangsterzy doskonale wiedzą, że dzięki jednemu włamaniu do niezbyt dobrze strzeżonego obiektu mogą zyskać kilkaset tysięcy, a nawet kilka milionów złotych - przestrzegają policjanci. I doradzają właścicielom dzieł sztuki, by nie tylko je ochraniali, lecz także stosowali znakowania i sporządzali dokładne ich opisy. - Niestety, często właściciele nie mają zdjęć ani dokumentacji, nie znają też tytułu obrazu czy autora - mówi nadkomisarz Dariusz Nowak z krakowskiej policji. Tymczasem za kilka złotych można już oznakować swój obraz specjalnym pisakiem, a dodatkowo zrobić zdjęcie na tle dowolnego przedmiotu, co później ułatwia określenie wymiarów dzieła. Najcenniejsze dzieła sztuki należy znakować w bardziej wyrafinowany sposób za pomocą hologramów lub mikrokryształów. Przestępcy obawiają się bowiem wszelkich znaków identyfikujących właściciela.
- Biblioteki mogłyby same zdobyć pieniądze na ochronę posiadanych starodruków, na przykład sprzedając dodatkowe egzemplarze mniej wartościowych książek - doradza dr Jerzy Huczkowski, redaktor naczelny "Gazety Antykwarycznej". Nie przekreśla to konieczności sfinansowania kolejnych zabezpieczeń dóbr kultury. Z opracowań Komendy Głównej Policji wynika bowiem, że w Polsce w systemy sygnalizujące włamanie i napad wyposażonych jest jedynie 45 proc. muzeów. W najbliższym czasie prawdopodobnie niezbędne będzie też utworzenie specjalnych oddziałów policji zajmujących się kradzieżami dzieł sztuki, wzorowanych na przykład na włoskim Wydziale Policji ds. Ochrony Zasobów Sztuki (Comando Carabinieri Tutela Patrimonio Artistico). Efekty działania specjalnych grup można już było obserwować w Krakowie, gdzie dzięki powołaniu takich oddziałów udało się odzyskać część zrabowanych obrazów. 

Więcej możesz przeczytać w 46/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.