Stan zagrożenia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dziesięć czarnych chmur nad Polską
Jednocyfrowa inflacja, trzy-, czteroprocentowy wzrost PKB, wymienialna waluta i obfitość towarów konsumpcyjnych nie powinny przesłaniać prawdziwego obrazu polskiej gospodarki. Jej rozwój uzależniony jest od przezwyciężenia politycznych i ekonomicznych zagrożeń. Wzrastający deficyt w handlu zagranicznym, zwiększające się bezrobocie, słaba koniunktura u naszych największych partnerów gospodarczych, większe niż początkowo szacowano skutki krachu w Rosji, spadające poparcie dla przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, nadmierne obciążenia finansowe budżetu państwa, powolna reforma górnictwa, utrzymujący się deficyt budżetowy, protekcjonistyczna ochrona rynku i nieodpowiedzialne wypowiedzi polityków to dziesięć największych czarnych chmur zbierających się nad Polską. Muszą one niepokoić polityków i ekonomistów, mimo że w porównaniu z innymi krajami Europy Środkowej i Wschodniej uważani jesteśmy za lidera w transformowaniu gospodarki.
Zdaniem większości analityków, deficyt obrotów bieżących sięgnie na koniec roku 6,5-7 proc. PKB. Poziom ten nie jest niebezpieczny dopóty, dopóki do Polski napływają dewizy z tytułu inwestycji zagranicznych, a poziom rezerw dewizowych (obecnie 26 mld USD) jest odpowiednio wysoki. Groźne jest jednak to, że ujemne saldo w handlu zagranicznym, będące istotną częścią salda obrotów bieżących, wzrosło w ciągu ostatnich czterech lat ponadtrzykrotnie, wpływy z eksportu zaś tylko w 40 proc. równoważyły import. Deficyt obrotów bieżących jest argumentem za podwyżką stóp procentowych NBP, co z kolei może wpłynąć na podrożenie kredytów i osłabić tempo wzrostu produkcji i PKB.
Niepokojąca jest sytuacja na rynku pracy. W końcu września tego roku stopa bezrobocia wynosiła 12,1 proc. (w sierpniu tego roku - 11,9 proc.). Był to wynik najgorszy od ponad dwóch lat, a ekonomiści przewidują, że liczba poszukujących zajęcia będzie się zwiększać. W końcu września na każdą ofertę pracy przypadało 142 bezrobotnych, natomiast przed rokiem - 87. Nie może być inaczej, skoro w pierwszym kwartale tego roku produkcja przemysłowa była o 3 proc. niższa niż przed rokiem. W drugim nieco wzrosła (o 1,2 proc.), a w trzecim kwartale znacznie się zwiększyła (o 7,5 proc). Po trzech kwartałach 1999 r. była jednak tylko o 1,9 proc. wyższa niż rok temu.
Nie widać oznak poprawy koniunktury u głównych partnerów handlowych naszego kraju. Dług publiczny zaciągnięty w Niemczech (odbiorca ponad 30 proc. naszego eksportu) przez rząd Kohla na transformację byłej NRD wynosi dziś 1,5 bln DM. Na samą spłatę odsetek państwo wydaje rocznie jedną piątą budżetu, czyli ponad 80 mld DM. Mimo obniżenia podatków od dochodów indywidualnych i podniesienia zasiłków rodzinnych popyt w tym kraju nie wzrósł. Zdaniem ekonomistów, konsumpcję hamuje wzrost cen energii oraz wysokie bezrobocie. Rząd planuje zmniejszenie wydatków publicznych - cięcia w dziedzinie pomocy socjalnej i dla bezrobotnych, ograniczenie wzrostu emerytur, podniesienie podatku spadkowego oraz podatku od paliw. Znaczne obniżenie podatków od przedsiębiorstw ma nakręcić koniunkturę i poprawić sytuację na rynku pracy.


Odpowiedź na pytanie, jak odbudować rynek wschodni, może mieć istotne znaczenie dla naszej gospodarki

Skutki rosyjskiego kryzysu finansowego są dla polskiej gospodarki poważniejsze niż przewidywano. Nastąpiło prawie całkowite załamanie wymiany handlowej między Polską a Rosją, a spadek liczby turystów ze Wschodu spowodował, że tegoroczne obroty handlu bazarowego i przygranicznego zmniejszyły się o ponad 40 proc. Nasze przedsiębiorstwa i produkty nie są na tyle konkurencyjne, abyśmy mogli na innych rynkach natychmiast odrobić straty poniesione na Wschodzie. Odpowiedź na pytanie, jak odbudować ten rynek i jak uniezależnić się od niestabilności na nim, może mieć istotne znaczenie dla naszej gospodarki.
Coraz mniej Polaków jest skłonnych poprzeć wstąpienie naszego kraju do Unii Europejskiej. Jeżeli jesienią 1999 r. odbywałoby się w tej sprawie referendum, to "tak" powiedziałoby 48 proc. badanych. We wszystkich państwach ubiegających się o przyjęcie do UE wraz z postępem rokowań spadało poparcie dla integracji, w Polsce jednak tak duży odsetek jej przeciwników musi budzić głębokie zaniepokojenie.
Nie bardzo wiadomo, jak rozwiązać problem nadmiernego obciążenia budżetu państwa - a w ślad za tym całej gospodarki - wydatkami socjalnymi. Finanse samego Funduszu Ubezpieczeń Społecznych stanowią ok. 70 proc. budżetu państwa. Tymczasem skumulowane w ostatnich latach zaległości płatnicze ZUS, gospodarującego pieniędzmi FUS, wynoszą wraz z odsetkami ponad 17 mld zł. Na dodatek błędnie oszacowano liczbę osób przystępujących do funduszy emerytalnych tworzących drugi filar ubezpieczeń - będzie ich najprawdopodobniej o 3 mln więcej niż przypuszczano. Dochody ZUS będą więc niższe o ok. 40 proc. (4-5 mld zł) od zakładanych. Dodać do tego trzeba wyższe od przewidywanych (o ponad 600 mln zł) wypłaty zasiłków chorobowych. W efekcie ZUS potrzebować będzie dotacji w wysokości nie 14 mld zł (taką kwotę ujęto w projekcie budżetu na 2000 r.), lecz prawie 20 mld zł, z czego ok. 8 mld zł pochodzić ma z wpływów z prywatyzacji. Skąd wziąć resztę pieniędzy?
Deficyt budżetowy jest ciągle jednym z największych obciążeń gospodarki. Wprawdzie - według Ministerstwa Finansów - wykluczony jest powrót do sytuacji z lipca 1999 r., gdy wyniósł on 97,2 proc. kwoty przewidywanej na cały rok, ale sytuacja nadal jest trudna. Skumulowany dług budżetu wzrośnie w tym roku do 257 mld zł i sięgnie 40 proc. PKB. Zdaniem analityków ING Barings, deficyt finansów publicznych w 1999 r. może wynieść ok. 4,1 proc. PKB wobec 3,4 proc. PKB w 1998 r. Niejasność sytuacji w ZUS powoduje, że rynki finansowe nie są w stanie ocenić, jaki może być deficyt sektora budżetowego w 2000 r. Niepewność ta jest kosztowna, gdyż Ministerstwo Finansów musi drożej pożyczać pieniądze na finansowanie deficytu. Rentowność rocznych bonów skarbowych już wzrosła z 12,59 proc. na początku roku do 14,71 proc. obecnie. Dług budżetu powiększają poręczenia skarbu państwa dla państwowych przedsiębiorstw. Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że na gwarancjach kredytowych dla Elektrowni Opole budżet może stracić 347 mln zł, dla PKP - 178 mln zł, a dla kopalni "Bobryk" - 140,7 mln zł. Straty górnictwa wyniosą w tym roku 3,3 mld zł. Oznacza to, że w rządowym programie reformy trzeba szybko wprowadzić zmiany (głównie prowadzące do zmniejszenia zatrudnienia i wydobycia, co wiąże się z przyspieszeniem zamykania nierentownych kopalń). Istniejące obecnie 62 kopalnie - w tym kilkanaście w likwidacji - zaplanowały, że w tym roku wydobędą 116 mln ton. Tak też założył rząd w programie reformy górnictwa opracowanym na lata 1998-2002. Tymczasem już od początku 1999 r. było wiadomo, że to ogromnie zawyżone wydobycie. Rynek krajowy - jedyny opłacalny przy sprzedaży węgla (do każdej wyeksportowanej tony dopłaca się kilkadziesiąt złotych) - wchłonie najwyżej 80 mln ton (prawie o 15 mln mniej niż zakładały kopalnie i rząd).
Według ostatniej korekty programu reformy branży, do 2002 r. zostanie zlikwidowanych piętnaście kopalń. Kolejne dziewięć czeka likwidacja częściowa. Wydobycie ma spaść w 2002 r. o 36 mln ton, a zatrudnienie - o 115 tys. osób (do 128 tys.). Specjaliści, łącznie z odpowiedzialnym za górnictwo wiceministrem gospodarki Janem Szlązakiem, są zgodni, że bez reformy polskie górnictwo czeka zapaść, a w 2002 r. jego długi mogłyby sięgnąć 50 mld zł. Dla porównania - przyszłoroczne dochody budżetu państwa ocenia się na 138 mld zł.
Stabilizacji cen nie sprzyja ochrona polskiego rynku za pomocą windowania ceł. Od początku 1999 r. podwyższyliśmy cła na masło (z 40 proc. do 117 proc.), jogurt i wieprzowinę (z 25 proc. do 83,3 proc.), drób, pszenicę, rzepak i cukier (ze 170 euro do 450 euro za tonę). - Podnoszenie ceł prowadzi do wzrostu cen, a więc inflacji. Jest to wręcz zaproszenie dla producentów, aby podnieśli ceny, a w ten sposób swoje dochody - ocenia prof. Jerzy Osiatyński, były minister finansów.
Ostatnią czarną chmurę nad naszą gospodarką wywołują politycy. - Zmiany na szczytach władzy w Polsce zachodzą w ostatnich latach tak często, że wśród polityków nie ukształtował się profesjonalizm charakterystyczny dla tej klasy w krajach zachodnich - ocenia Henryka Bochniarz, prezes Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych. W Polsce ludzie wielokrotnie się przekonywali, że poglądy polityków na sprawy gospodarcze często się zmieniają. Najgorsze zaś jest to, że o ile my nauczyliśmy się traktować te wypowiedzi z dystansem, o tyle Zachód - przyzwyczajony do pewnych standardów - widzi w nich sygnały o znacznym ciężarze gatunkowym, świadomie wysyłane za pośrednictwem mediów.

Więcej możesz przeczytać w 46/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.