Liga eksporterów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Choć od 1990 r. wartość polskiego eksportu wzrosła niemal dwukrotnie, to nadal jest on zatrważająco mały
Ujemne saldo w naszych obrotach z zagranicą z roku na rok się powiększa, a ostatni raz eksport przewyższał import dokładnie dziewięć lat temu. Co prawda, znaczna część ekonomistów tłumaczy, że jest to zjawisko dość typowe dla okresu dynamicznego wzrostu gospodarki, związane z jej szybką modernizacją oraz nadrabianiem kilkudziesięcioletnich zaniedbań inwestycyjnych, niemniej sytuacja w polskim handlu zagranicznym staje się na tyle alarmująca, że bez zmian systemowych wysiłki kilkuset polskich firm "ciągnących" rodzimy eksport niewiele zmienią.
Ciekawych spostrzeżeń dostarcza czwarta już edycja rankingu największych polskich eksporterów, opublikowanego przez Agencję BOSS. Wynika z niego, że spośród ok. 50 tys. polskich firm deklarujących, iż w ogóle cokolwiek sprzedają za granicą, tylko dla kilkuset z nich eksport stanowi 70 proc. handlu. W sumie jego wartość w stu największych przedsiębiorstwach z listy wyniosła ok. 11 mld USD, co stanowi prawie 40 proc. polskiego eksportu (w rankingu nie klasyfikowano firm sprzedających usługi). Natomiast dominujące w naszej gospodarce firmy małe i średnie miały w 1998 r. zaledwie 28-procentowy udział w łącznej sprzedaży za granicą, co nie powinno dziwić, skoro z ostatnich badań wynika, że tylko 7 proc. małych przedsiębiorstw (do 50 pracowników) i 16 proc. średnich (do 250 pracowników) posiada rachunek walutowy. Interesujące jest również to, że już 40 proc. firm z grona stu największych eksporterów to spółki z udziałem obcego kapitału, co przeczyłoby obiegowej opinii, że zagraniczne spółki weszły do Polski głównie w poszukiwaniu rynku zbytu. Proeksportowe nastawienie tych przedsiębiorstw jest zjawiskiem niewątpliwie pozytywnym, gdyż rokuje zmniejszanie się ujemnego salda polskich obrotów z zagranicą. Ostatecznie, jeśli udział tych firm w polskim eksporcie nie będzie nadal szybko rósł, to z pewnością nie zmaleje. Mają one bowiem silne zaplecze kapitałowe, rozbudowane służby marketingowe i "globalny" zasięg działania.
Specjaliści od handlu zagranicznego biją na alarm z powodu nie tyle coraz większej nierównowagi w naszej wymianie z zagranicą, ile ze względu na zbyt małą dynamikę eksportu. W ich opinii przeszkody są ciągle te same: brak zdecydowanej polityki proeksportowej państwa, fatalny sposób wspierania eksportu, zbytnie umocnienie krajowej waluty. Dochodzą jeszcze do tego takie czynniki zewnętrzne, jak kryzys w Rosji czy osłabienie koniunktury gospodarczej w Europie Zachodniej. Trudno się z tymi argumentami nie zgodzić, ale wydaje się, że prawdziwa przyczyna słabości naszego eksportu leży znacznie głębiej. Polska gospodarka ma ciągle zbyt mało konkurencyjnych towarów, które przebiłyby się na rynkach zagranicznych, i zbyt mało firm głównie w eksporcie upatruje szansy swojego rozwoju. W dalszym ciągu oferujemy towary w niewielkim stopniu przetworzone, produkowane przez relatywnie tanią siłę roboczą i z tanich surowców. Własna myśl techniczna, nowoczesne wzornictwo czy ponadprzeciętna jakość polskich wyrobów zdarzają się rzadko. Potwierdzeniem tego stanu rzeczy jest również wspomniana lista eksporterów BOSS, której czołówkę nadal stanowią takie przedsiębiorstwa, jak Węglokoks, KGHM Polska Miedź SA czy Huta Katowice.
Co prawda liderem polskiego eksportu w 1998 r. został Fiat Auto Poland, ale ile w tym zasługi pierwszego członu nazwy firmy, a ile ostatniego, można się tylko domyślać. Poza tym nie tylko wśród pierwszej dwudziestki spółek trudno znaleźć przykłady jednoznacznie kojarzące się z wytworami polskiej myśli technicznej. Chyba że uznamy za nie produkty takich firm, jak Philips Consumer Electronic Poland, Volkswagen Poznań, Thomson Polkolor, Philips Lighting Poland czy też Daewoo Electronics. Aż strach pomyśleć, jak mogłaby wyglądać ta lista, gdyby nie kapitały: holenderski, niemiecki, włoski czy koreański, które nierzadko postawiły na nogi i unowocześniły dawne państwowe molochy.
"Sukcesy" polskiej branży odzieżowej również pokazują, gdzie jest obecnie nasze miejsce w europejskim podziale pracy. Zakłady odzieżowe stać jedynie na tzw. przerób uszlachetniający, czyli szycie ubrań na zlecenie domów mody z państw zachodnich. Ich obywatele nawet się nie domyślają, że firmowa koszula czy świetnie skrojona marynarka zostały uszyte gdzieś w Polsce. Efekt jest taki, że wprawdzie nasze fabryki otrzymują za wykonanie zleceń zastrzyk potrzebnej gotówki, ale Wólczanka, Vistula czy Bytom pozostają na zachodnich rynkach w dalszym ciągu anonimowe. Jeśli dodamy do tego fakt, że - jak wyliczyli specjaliści z Unii Europejskiej - polski podatnik dopłaca do każdej tony węgla sprzedawanego za granicę nie mniej niż 24 dolary, to dzisiejszy obraz naszego handlu jawi się w dość ponurych barwach. A chcąc dorównać tylko naszym sąsiadom, powinniśmy eksportować trzy razy więcej niż obecnie.
Na szczęście niektóre dziedziny naszego eksportu mocno odbiegają od tego pesymistycznego obrazu, na przykład producenci mebli już od kilku lat zasługują na miano eksportowych liderów polskiej gospodarki. Dość powiedzieć, że w latach 1990-1998 ich handel z zagranicą zwiększył się niemal dziesięciokrotnie, osiągając wartość prawie 1,9 mld USD. Dla porównania - z ubiegłorocznej sprzedaży za granicę 195 tys. samochodów osobowych uzyskaliśmy dokładnie miliard dolarów, a eksport węgla i koksu przyniósł nam 1,2 mld USD. Co więcej, produkcja mebli jako jedna z niewielu dziedzin naszej gospodarki nie przyczynia się do deficytu w obrotach z zagranicą, a dodatnie saldo tylko w ubiegłym roku wyniosło ok. 1,5 mld USD. Polskie wyroby tej branży stanowią dzisiaj około jednej piątej wszystkich mebli sprzedawanych w Niemczech. Historia naszego przemysłu meblarskiego ostatnich lat to przede wszystkim szybka prywatyzacja tego sektora, która w połączeniu z dużymi nakładami kapitałowymi (głównie ze strony inwestorów niemieckich) umożliwiła prawdziwą rewolucję technologiczną i organizacyjną. Dodatkowo wejście inwestorów zagranicznych otworzyło przed naszymi producentami główne kanały dystrybucji i sieci zbytu nie tylko w Europie Zachodniej, ale także USA i Kanadzie. Dzięki temu meble pod względem konstrukcyjnym, wzornictwa i jakości wykonania oraz stosowanych materiałów w niczym nie odbiegają od światowych standardów. Ponieważ są konkurencyjne cenowo, znajdują wielu nabywców. W efekcie na tegorocznej liście największych eksporterów znalazło się aż siedem firm wytwarzających i sprzedających meble.
Nieco inną sytuację mamy w branży motoryzacyjnej. Wprawdzie wyeksportowanie przez Polskę w ubiegłym roku prawie 200 tys. samochodów osobowych wydawało się jeszcze parę lat temu czystą utopią (w 1990 r. nasz eksport wyniósł 58 tys. pojazdów), to jednak należy pamiętać, że stoją za tym inwestycje obcych koncernów w wysokości prawie 6 mld USD, czyli 20 proc. wartości wszystkich inwestycji zagranicznych w Polsce. Ponadto motoryzacja jest jednym z głównych źródeł naszego deficytu w handlu zagranicznym, obliczanego tylko w 1998 r. na ok. 1,4 mld USD. To się jednak wkrótce zmieni. Tylko w pierwszym półroczu tego roku sprzedaliśmy za granicą 100 tys. samochodów (za ok. 500 mln USD), a całoroczne plany przewidują eksport 230-240 tys. pojazdów. Założenia przyszłoroczne są jeszcze bardziej ambitne (ok. 320 tys. samochodów, czyli aż 50 proc. ich całej produkcji), a motoryzacyjnymi szlagierami eksportu mają być modele daewoo matiz oraz opel agila, którego produkcja rozpocznie się niebawem w nowej fabryce Opla w Gliwicach. W ostatnich latach staliśmy się prawdziwymi potentatami w produkcji i eksporcie telewizorów. Wartość ubiegłorocznej sprzedaży za granicą sięgnęła tu ponad 600 mln USD (głównie za sprawą wcześniejszych inwestycji Thomsona oraz Daewoo).
Przykłady naszych - jakże nielicznych - sukcesów eksportowych dowodzą, że bez dużych inwestycji i głębokich zmian restrukturyzacyjnych nie da się osiągnąć znaczących wyników w handlu z zagranicą. Przykładem może być branża rolno-spożywcza. Oto bowiem niepostrzeżenie z jednego z większych eksporterów żywności w Europie staliśmy się jej importerem (prawie 750 mln USD deficytu w 1998 r.). Nie potrafiliśmy skorzystać ani na chorobie wściekłych krów w Wielkiej Brytanii, ani na aferze dioksynowej w Belgii. Na domiar złego dotowane produkty rolno-spożywcze z UE wyparły nas z rynków wschodnioeuropejskich.
Tymczasem działalność eksportową firm można nazwać ciągłym poszukiwaniem okazji. Kiedy się taka pojawi, wówczas nasi przedsiębiorcy dość szybko zwiększają wywóz. Niestety, gdy przychodzi osłabienie koniunktury, jeszcze szybciej z zagranicznych rynków wypadają. Zdaniem specjalistów, dzieje się tak głównie dlatego, że nasze towary są mało konkurencyjne, ich eksport zaś nie jest priorytetem w wielu naszych przedsiębiorstwach. Dochodzi do tego słabość systemu wspierania eksportu ze strony państwa. Instytut Koniunktur i Cen Handlu Zagranicznego od kilku lat prowadzi szczegółowe badania nad kondycją finansową i zachowaniami polskich przedsiębiorstw w związku z ich działalnością eksportową. Wnioski formułowane ostatnio na tej podstawie są więcej niż pesymistyczne. Dla przedsiębiorstw jeszcze nie eksportujących jest to najmniej ważny aspekt ich aktywności inwestycyjnej! W 1999 r. pierwsze kroki w celu rozpoczęcia takiej sprzedaży deklarowało zaledwie 2 proc. ankietowanych przez wspomniany instytut. Prawie 40 proc. naszych eksporterów sprzedaje swoje wyroby za granicą po cenach niższych od cen krajowych, a ponad 20 proc. nie przeznaczyło w ostatnich trzech latach żadnych środków na modernizację swoich wyrobów i procesów produkcyjnych.
Mało budująca jest pasywna postawa eksporterów. Ewentualny wzrost własnego eksportu uzależniają oni od czynników, na które nie mają bezpośredniego wpływu - poprawy koniunktury na rynkach zagranicznych, lepszej polityki proeksportowej państwa. Należytej wagi nie przykładają do własnych działań mogących pobudzać eksport, takich jak skuteczniejszy marketing, unowocześnianie produkcji czy poprawa zarządzania i organizacji samej firmy.


Więcej możesz przeczytać w 48/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.