Zabawa w koniec świata

Zabawa w koniec świata

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z ambasadorem BRUNONEM DETHOMASEM, szefem przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce
To jest milenium na sprzedaż - przekonuje prof. Roch Sulima, antropolog kultury. Obecnego przełomu wieków nie doświadczamy - jak nasi przodkowie - w kręgu mistyki, ale w kręgu technologii. Jedyną refleksją, jaką możemy z siebie wykrzesać, jest pytanie: "Czy będą działać komputery?". Nastroje schyłku, apatii, pesymizmu, negacji wynikają dziś z mody na dekadencję, a nie z rzeczywistych powodów - uważają kulturoznawcy i socjologowie. Pokolenie końca dwudziestego wieku chce się bawić schyłkiem i zarabiać na nim.
- Wizja trzeciego milenium jako straszliwego progu jest napędzana przez środki masowego przekazu - ocenia profesor Andrzej Z. Makowiecki, historyk literatury z Uniwersy- tetu Warszawskiego.
- Wykorzystuje ją też reklama i handel: wkrocz w nowe milenium z nową pianką do golenia, zrób ostatnie w tym tysiącleciu zakupy. - Nastroje milenarystyczne są sztucznie podsycane, są raczej zabawą niż rzeczywistym lękiem. Nikt nie sądzi, żeby po 31 grudnia 1999 r. skończył się świat - uśmiecha się prof. Ireneusz Krzemiński, socjolog.
- Jesteśmy zmęczeni wieszczeniem katastrofy. Przecież katastrofa już była, a my żyjemy w erze po końcu świata. Był już Holocaust, Oświęcim i nic gorszego nie może się ludzkości przytrafić - zauważa reżyser Jan Jakub Kolski. Nadchodzące milenium podzieliło ludzi. Jedni się go boją, inni oczekują czegoś nowego i tajemniczego. Według kulturoznawców, odzwierciedla to dwa rodzaje podejścia do granicznego czasu i odpowiada dwóm strategiom życiowym. Ożywają nadzieje, że nowy czas będzie lepszy, lub doświadczanie przełomu wiąże się z mistyką kresu. Jedni budują pomost ku nowemu czasowi w przeświadczeniu zmiany, inni zaś (najczęściej osoby nie mające pomysłu na życie) boją się go i zamykają w sobie.
- Cały ten zgiełk na przełomie stuleci i tysiącleci czy budzenie nastrojów milenarystycznych to projekcja swoistego bezczasu, czyli momentu, kiedy jeszcze nie jesteśmy w trzecim tysiącleciu, lecz już nie w drugim - uważa prof. Roch Sulima. Jego zdaniem, społeczeństwo musi ten bezczas czymś zapełnić. Oswajanie go dokonuje się więc w swoistej obrzędowości. - Jej sens nie jest odczuwany jako wielkie święto idei, ale raczej wielki jarmark, którego rozpoczęcie rynek właśnie ogłosił: zaprojektował masę zdarzeń, wypraw, konkursów, do sprzedaży rzucił tysiące towarów A.D. 2000. Rytuały konsumpcji związane z przejściem w nowe tysiąclecie zastąpiły dawne rytuały magiczno-mistyczne czy religijne. - Ponieważ ludzie nie lubią się nudzić, szukają sensacji, dążą do nietypowości. Przełom wieków to pretekst, by mieli co przeżywać - zauważa Zbigniew Nęcki, psycholog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stąd nastroje marazmu i apatii budzące się w świecie mody, filmu, literatury, a nawet w języku. - Przyczyn postaw dekadenckich należy się doszukiwać bądź w nadmiernym dobrobycie, kiedy już człowieka nic nie bawi, bądź w ideowym marazmie i ogólnej apatii. To psychologiczna postawa związana ze skrajnym pesymizmem lub zafascynowaniem grzechem, śmiercią, demonami - przekonuje Thomas Volker, historyk sztuki z Monachium. - Dla postaw dekadenckich charakterystyczna staje się świadomość wyobcowania ze społeczeństwa połączona z buntem, podkreślaniem objawów znużenia, fascynacją tymi stanami i demonstrowaniem postaw hedonistycznych i anarchistycznych - dodaje.


Konsumpcja związana z końcem wieku zastąpiła dawne rytuały magiczno-mistyczne

"Dekadencja staje się najgorętszym trendem milenium" - donosi brytyjska edycja pisma "Cosmopolitan", informując, jak powinna wyglądać kobieta końca wieku, gdzie bywać i jakie robić wrażenie. W modzie wygląd "trumienny" obowiązuje już od kilku sezonów. Wprawdzie czerń zawsze kojarzono z elegancją, jednak dziś nabiera nowego znaczenia. Kobieta w czerni jest tajemnicza, zmysłowa. Aby spotęgować to wrażenie, nie powinna poprzestawać na czarnej odzieży. Musi też zafundować sobie czarne włosy - najlepiej gładko zaczesane do tyłu - pomadkę, a nawet paznokcie. Ponadto lansuje się kolor wiśni, bordo i ciemnej czerwieni (co ma wywoływać skojarzenie z zakrzepłą krwią). Brytyjscy styliści stawiają też na pierścionki z czarnymi brylantami. Do ślubu nie proponują już sukni w niemodnej bieli.
- "Trumienny" wygląd nie wynika z ogólnej frustracji, przygnębienia czy przeczucia końca świata, ale jest rezultatem kolejnego trendu, zabawy - mówi niemiecka psycholog Doriss Grimm. - Gorzej z nastrojami dekadenckimi młodych ludzi, nie potrafiących się odnaleźć we współczesnym świecie - dodaje. Z końcem stulecia najczęściej dopada nas lęk dezintegracyjny. Nowe zdarzenia i sytuacje są trudne do przewidzenia, a to rodzi strach. - Wielu obiecywało sobie, że do 2000 r. zmieni pracę, kupi dom, odłoży pieniądze. Jeśli tych marzeń nie udało im się zrealizować, dopada ich frustracja, a koniec wieku kojarzy się z przegraną - mówi Wolfgang Alkowitz, socjolog z Bawarii. Stosunkowo często pesymistyczne i dekadenckie myśli towarzyszą nastolatkom. Jak podaje "L?Observateur", coraz więcej młodych ludzi próbujących popełnić samobójstwo wcale nie odczuwa pragnienia śmierci. Samobójstwa nierzadko wynikają z kryzysów, z którymi nie potrafią sobie poradzić, głębokich depresji, apatii. Badania przeprowadzone we Francji dowiodły, że aż 9 proc. z 12,5 tys. uczniów myśli o samobójstwie, które jest drugą (po wypadkach drogowych) przyczyną śmierci osób w wieku 14-25 lat. Entuzjazm, że po studiach uda im się znaleźć dobrze płatne zajęcia, coraz częściej ustępuje miejsca frustracji. W Internecie na stronach młodych dekadentów przeważają narzekania na brak pracy, zrozumienia ze strony rodziców, panuje nastrój ogólnej apatii. Kino katastroficzne cieszyło się największą popularnością w latach 70. Pod koniec wieku, mimo banalnej fabuły, znów przyciąga tłumy widzów ("Armageddon", "Twister", "Dzień zagłady"). Równie dobrze sprzedają się tytuły serwujące sporą dawkę śmierci, krwi i trupów ("Siedem", "Doberman", "Nienawiść", "Urodzeni mordercy"). Fascynacja złem nie jest w nich potępiona, przeciwnie - stanowi modę. Śmierć staje się rytuałem, zabijanie - sztuką. Na Zachodzie już w połowie lat 90. furorę robiła literatura typu splat (na przykład "American Psycho"), epatująca obrzydliwością, bo - jak utrzymują jej twórcy - "tylko morderstwa połączone z dręczeniem, opisem flaków, ropy są w stanie wstrząsnąć społeczeństwem końca wieku".


Z końcem stulecia najczęściej dopada nas lęk dezintegracyjny. Nowe zdarzenia i sytuacje trudno przewidzieć, a to rodzi strach

- Dekadencja jest atrakcyjna. Zazwyczaj chwytliwe są przecież informacje dotyczące tego, co złe, nieprzyjemne, tragiczne - zauważa prof. Jerzy Bralczyk, językoznawca. - Chętniej czytamy o niepowodzeniach niż o powodzeniach. W kulturze okresy szczęśliwości nie są tak płodne jak naznaczone piętnem - dodaje. Jego zdaniem, nastroje schyłku i negacji w języku ujawniają się nie tyle w samym słownictwie, ile w całych tekstach i w nie spotykanej dotychczas wulgaryzacji polszczyzny. Popularność zyskują gatunki eskapistyczne: fantasy, science fiction, horrory. Atrakcyjna jest muzyka rap i techno, w której ujawnia się agresja i rozgoryczenie. Równocześnie dochodzi do technologizacji dyskursu: w cenie jest skuteczność, komunikatywność, sukces - czyli językowy pragmatyzm.
- Niepokoje związane z przełomem wieków próbuje się racjonalizować, obudowywać uzasadnieniami, ale w rzeczywistości są one kompletnie irracjonalne. Kalendarz stuletni jest bowiem jedynie laicką konwencją. Odzwierciedla społeczny czy kulturowy porządek świata. Nie ma wiele wspólnego z wierzeniami, ale budzi skutki przeczuciowe, katastroficzne - zauważa prof. Makowiecki. - Uzasadniony jest natomiast kalendarz roczny, bo usiłuje odwzorowywać powtarzalny cykl przyrody. Przełomów wieków nigdy specjalnie nie obchodzono. Rzymianie je jedynie odnotowywali. Towarzyszyły temu zabawy, obrzędy, a nie atmosfera przerażenia. Pojęcie dekadencji, rozpadu pojawiło się dopiero za czasów Marka Aureliusza. U schyłku pierwszego milenium powszechnie obawiano się końca świa- ta - przepowiednie biblijne traktowano dosłownie. Potem uwagę badaczy zwrócił dopiero schyłek XIX w. Wtedy obserwowano wyraźne objawy kryzysu kulturowego: rozczarowanie nauką po okresie wiary w jej możliwości, słabnięcie religijności, niepokoje ekonomiczne, kryzys filozofii.
Dziś czynimy analogie do tamtego schyłku. Niepokoją nas akty terroryzmu, obserwujemy powrót do religijności doktrynalnej, odradzanie się sekt, ucieczkę w metafizykę, magię - wyliczają historycy. - Tamten nastrój bezradności i upadku autorytetów wywołany był konkretnymi wydarzeniami świadczącymi o końcu pewnej formacji kulturowej. Dziś jest to raczej wynik mody - mówi prof. Nęcki. Przestrzega on przed przesadnym traktowaniem tego czasu jako czegoś nowego, niezwykłego. - Gdy cieszymy się każdą chwilą, nie musimy histerycznie podkreślać wielkości momentów, które są wielkie tylko dlatego, że sami je nakręcamy.
Dlaczego nie przeżywamy tego schyłku tak jak nasi przodkowie na przełomie wieków XIX i XX, gdy powszechne były odczucia bezsensu, apatii, beznadziei? Bo nasz wiek to wiek konsumpcjonizmu. - A konsumpcjonizm odwraca uwagę - uważa Makowiecki. - Oferuje wiele możliwości wytłumienia pytań. Ale gdyby zmusić wszystkich do wyjścia z kin, dyskotek, oderwania się od telewizorów i nakłonić ich do refleksji, to findesieclowy chór mógłby zabrzmieć groźnie: "Życie jest puste, nie ma nic przed nami, nie ma oparcia w religii, nauce, filozofii". Ale ta epoka nie sprzyja zatrzymaniu się i refleksji. To epoka atakowania zjawiskami, informacjami, odwracania uwagi od pytań: "Czy jest Bóg?", "Po co żyje człowiek?".

Więcej możesz przeczytać w 51/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.