Heil Haider?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Austrii grozi totalna izolacja polityczna
Kilka godzin przed zaprzysiężeniem przez prezydenta Austrii Thomasa Klestila nowego rządu z udziałem Austriackiej Partii Ludowej (ÖVP) i skrajnie prawicowej Wolnościowej Partii Austrii (FPÖ) Wiedeń opuścił ambasador Izraela w Austrii Nathan Merom. Wcześniej minister spraw zagranicznych Belgii Louis Michel nakazał swym dyplomatom zerwać wszelkie oficjalne kontakty dwustronne z Austrią, a turystom odradził wyjazdy w austriackie Alpy. "Nasz kraj czekają teraz ciężkie czasy" - ocenia międzynarodową sytuację Austrii "Wiener Kurier". "Za kilka tygodni cała ta wrzawa ucichnie" - ze stoickim spokojem odpowiada Jörg Haider, przywódca FPÖ i główny sprawca całego zamieszania.

Zgodnie z wcześniejszym ostrzeżeniem rządy wszystkich czternastu państw Unii Europejskiej nałożyły na Austrię bezprecedensowe w historii tej organizacji kary. Z austriackim rządem nie będą utrzymywane jakiekolwiek kontakty polityczne, nie będą popierani kandydaci tego kraju ubiegający się o stanowiska w organizacjach międzynarodowych, a kontakty z ambasadorami ograniczą się do spotkań roboczych. Austrii grozi totalna izolacja polityczna. Tym razem Europa dała jasno do zrozumienia, że nie zamierza akceptować w Wiedniu rządu z udziałem partii posługującej się jawnie ksenofobiczną i rasistowską retoryką. Po raz pierwszy w historii Unii Europejskiej jedno z państw członkowskich postawiono pod pręgierzem. Nikt nie może zarzucić rządom państw UE, że podobnie jak w 1933 r. bezczynnie przyglądały się przejmowaniu władzy przez skrajnych nacjonalistów. Czy jednak w południe 4 lutego Austria rzeczywiście przestała być nagle demokratycznym państwem i za sprawą jednego podpisu prezydenta stała się faszyzującą enklawą?
Opinie na temat słuszności tak zdecydowanej i błyskawicznej reakcji państw unii są podzielone. Pojawia się coraz więcej głosów sugerujących, że uchwała mająca powstrzymać pochód FPÖ do władzy okazała się falstartem. "W tej wyjątkowo trudnej chwili rządy zareagowały zdecydowanie zbyt wrażliwie, a przez błędną ocenę spowodowały jeszcze większe zamieszanie. Austria jest partnerem, na którym można polegać. Nie można jednemu z narodów UE tak po prostu przystawić pieczątki banitów" - powiedział były minister spraw zagranicznych Niemiec Klaus Kinkel. Wątpliwości, czy reakcja UE nie była zbyt gwałtowna, wyraził także fiński minister finansów. Lider fińskiej opozycyjnej Partii Centrum Esko Aho stwierdził z kolei, że unia nie powinna się mieszać w wewnętrzne sprawy państw członkowskich, jeśli przestrzegają one demokratycznych procedur. A w Austrii na razie zasady demokracji nie zostały pogwałcone.
Pośrednim i niezamierzonym skutkiem ultimatum czternastu rządów państw UE okazał się dodatkowy wzrost poparcia dla wolnościowców. Haider, który od dawna krytykował unię za nadmierny centralizm i ingerowanie w wewnętrzne sprawy państw członkowskich, otrzymał oto doskonały dowód na poparcie swych tez. Większość Austriaków w imię zasady "wszyscy za jednego" opowiedziała się za odżegnywanym od czci i wiary populistą. Austriacy sami chcą decydować o kształcie swego rządu, a na wszelkie pouczenia z zagranicy reagują alergicznie. Tak gwałtowna w tonie reakcja rządów państw UE nie pozostawiła pola manewru także przywódcy chadeków Wolfgangowi Schüsselowi. Gdyby pod jej presją zrezygnował z zamiaru wejścia w koalicję z partią Hai- dera, jako "pantoflarz Brukseli" straciłby resztki swej politycznej wiarygodności. W całym tym międzynarodowym zamieszaniu niejasny pozostaje udział prezydenta Klestila. Jak podały dwie duńskie gazety, istnieją podejrzenia, że miał on osobiście zabiegać u prezydenta Francji Jacques?a Chiraca o podjęcie przez państwa UE uchwały nakładającej sankcje na jego kraj. Gdyby informacje te się potwierdziły, Austrię czeka kolejny skandal na najwyższym szczeblu. Trudno do końca zrozumieć, jaki zamiar przyświecał autorom europejskiej deklaracji, ponieważ dla układu ÖVP i FPÖ nie ma obecnie żadnej rozsądnej alternatywy. Uległe spełnienie żądań opinii międzynarodowej mogło się skończyć jedynie rozpisaniem przedterminowych wyborów parlamentarnych, które prawdopodobnie przyniosłyby jeszcze większy sukces FPÖ. Kim jest Jörg Haider i jego Wolnościowa Partia Austrii? Dlaczego jej dojście do władzy budzi taki niepokój w Europie i na świecie? Wywodzi się ona z powstałego w 1949 r. Związku Niezależnych (VdU), który po wojnie skupił w swoich szeregach Austriaków o poglądach liberalnych i wolnościowych. Przymiotnik "niezależny" oznaczał dążenie do niepodległości kraju okupowanego - podobnie jak Niemcy - przez cztery zwycięskie mocarstwa. Austria, przyłączona w marcu 1938 r. do III Rzeszy, uczestniczyła w II wojnie światowej po stronie Hitlera i po wojnie pozostawała pod okupacją aż do 1955 r.
VdU był partią demonstracyjnie antymarksistowską, ze szczególną zajadłością krytykującą teorię walki klas, co nie mogło się podobać radzieckiemu okupantowi. Ten fakt, a także narastające w łonie związku różnice ideologiczne, doprowadziły do rozwiązania VdU w 1955 r. Większość jego członków przejęła wtedy Wolnościowa Partia Austrii (FPÖ), utworzona przez Antona Reinthalera. W latach 1955-1966 FPÖ była w parlamencie jedyną partią opozycyjną wobec chadeckich konserwatystów (ÖVP) i socjaldemokratów (SPÖ). Partie te po wojnie rządziły w Austrii na przemian albo w koalicji. Dopiero w 1983 r. wolnościowcy weszli po raz pierwszy w skład rządu, tworząc rząd z socjaldemokratami. Na czele FPÖ stał wtedy umiarkowany Norbert Steger, który był wicekanclerzem. W 1986 r. na zjeździe w Innsbrucku na czele FPÖ stanął Haider i od tego czasu zaczął się jej nieprzerwany marsz w górę. Haider okazał się zręcznym populistą. Partia pod jego kierownictwem szybko przestała być "sześcioprocentową" (tyle głosów uzyskiwała przeciętnie w wyborach) i już w 1986 r. zdobyła 18 mandatów. Cztery lata później niemal podwoiła stan posiadania, uzyskując 33 miejsca w parlamencie, w roku 1994 miała ich już 42, a po ostatnich wyborach - 52; tyle samo co ÖVP.
Wolnościowcy to partia prawicowa, radykalna, o dominujących w ideologii akcentach nacjonalistycznych. Jej obecny przywódca nie ukrywa swego podziwu dla Niemiec i Niemców. Wygłasza przy tym poglądy niepokojące. O III Rzeszy powiedział kiedyś w parlamencie, że miała "uporządkowaną politykę zatrudnienia". W efekcie musiał na kilka lat wycofać się z centralnej sceny politycznej, na którą jednak wkrótce powrócił jako gubernator Karyntii, jednego z dziewięciu landów Austrii. Niepokój w Europie budzi także inne twierdzenie Haidera: "Współczesny model demokratycznego państwa przeżył się...".
Równocześnie znany jest jego krytyczny stosunek do polityki integracyjnej Austrii. Kraj ten przyjął po wojnie kilka fal emigrantów: z Węgier w 1956 r., z Czechosłowacji w 1968 r., z Polski po ogłoszeniu u nas stanu wojennego, a w ostatnich latach wielu uchodźców z krajów byłej Jugosławii. Takie hasła, jak "Łódź jest pełna" lub "Przede wszystkim Austria", podobają się Austriakom, którzy są pełni obaw o wypracowany z wielkim trudem po wojnie spokój i dobrobyt.
Działacze FPÖ nie zgadzają się z określaniem ich partii jako ugrupowania "faszystowskiego" czy "neonazistowskiego". Argumentują, że żaden z czołowych działaczy FPÖ nigdy nie był oskarżony o szerzenie poglądów faszystowskich, a w Austrii idzie się na długie lata do więzienia już za samo podanie w wątpliwość faszystowskich zbrodni. Nie brakuje ludzi (nie tylko w Austrii), którzy przywódcę FPÖ uważają raczej za dynamicznego liberała i zręcznego populistę niż za radykalnego rasistę. Haider, który w styczniu skończył 50 lat, wygląda na młodzieńca. Wysportowany, zawsze dobrze ubrany, opalony, modnie ostrzyżony. Jest zdolnym mówcą, ostro atakującym rząd, co dla polityka opozycji nie jest jednak wielką sztuką. Młodym obiecuje jeszcze lepszy byt, emerytom - bezpieczeństwo socjalne, zaś wszystkim Austriakom - gwiazdkę z nieba. Rzecz jasna, pod warunkiem, że z jego partii będą się rekrutować ministrowie.
Trudno teraz wyrokować, czy partia Haidera jest antyeuropejska i czy po dojściu do władzy będzie się sprzeciwiać rozszerzeniu Unii Europejskiej. FPÖ jest na pewno partią "antysocjalistyczną", niemal alergicznie reagującą na wszystko, co choćby lekko pachnie lewicą. Nie raz można było zauważyć, że Haider w swym postępowaniu kieruje się zasadą "posłuchaj, co mówią socjaldemokraci, i mów co innego". Dopóki socjaliści sprzeciwiali się przystąpieniu Austrii do wspólnoty, dopóty Haider był "za" i wychwalał korzyści, jakie odniesie Austria, kiedy stanie się członkiem Unii Europejskiej. Kiedy tak się stało, a socjal- demokraci zmienili zdanie, zmienił je także Haider. Teraz eksponuje straty, jakie poniosła Austria po przystąpieniu do unii. Co będzie mówił, kiedy uzyska wpływ na sprawowanie władzy - trudno przewidzieć. To samo dotyczy neutralności kraju. Socjal- demokraci wypowiadają się za jej utrzymaniem, więc Haider głosi, że neutralność to nonsens we współczesnej Europie i Austria powinna z niej zrezygnować. W tej kwestii znajduje pełne poparcie konserwatywnej chadecji.
Jörg Haider nie wszedł do nowego rządu. Dzięki temu ostudził nieco zagraniczne protesty i zmniejszył ryzyko obarczenia go odpowiedzialnością za ewentualne porażki polityki gabinetu Schüssela, do którego wprowadził pięciu swoich ministrów. Teraz przygotowuje się już do następnych wyborów parlamentarnych - po nich to on ma być kanclerzem.


Więcej możesz przeczytać w 7/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.