Gra w dziada

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zabójcy generała Papały pozostaną nieznani?
Wiele wskazuje na to, że nigdy nie poznamy zleceniodawców zabójstwa gen. Marka Papały, a jeśli nawet poznamy, nie będzie można im niczego udowodnić przed sądem. Za to morderstwo może też nie odpowiedzieć wykonawca. Dowiedzieliśmy się, że latem tego roku odbyła się nieformalna wizja lokalna. Ekipa śledcza przywiozła - w tajemnicy, nie oznakowanymi samochodami - Siergieja S. na ul. Rzymowskiego, gdzie zginął Marek Papała. Siergiej S., mimo szczerych chęci, nie potrafił jednak wskazać miejsca, gdzie czekał na swoją ofiarę, nie znał usytuowania pobliskich ulic. Grał, miał szczere chęci się przyznać, czy ktoś go do tego namówił? - Śledztwo wciąż trwa (Prokuratura Okręgowa w Warszawie wystąpiła właśnie o przedłużenie śledztwa do 25 czerwca 2000 r.), gdyż wiadomo, że jego fiasko spowoduje dymisje i to na samej górze Komendy Głównej Policji - mówi nasz informator z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. - To sprawia, że bada się nawet najbardziej absurdalne wątki, podsuwane policji głównie przez jej konfidentów. Widać wyraźnie, że ktoś nimi steruje. Jest paradoksem, że w tej sprawie pewne kręgi polityczno-biznesowe wskazują na siebie jako zainteresowanych śmiercią Papały, choć de facto jego wiedza nie była dla nich groźna. To typowe "ściemnianie" - kiedy w pokoju są cztery osoby i jedna ginie, zwykle nie można udowodnić, kto bezpośrednio zabił.
- W tej sprawie było mnóstwo fałszywych tropów, które absorbowały prokuratorów - mówi Julita Sobczyk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Tak było na przykład w wypadku listu znalezionego w lesie pod Białymstokiem. List miała napisać osoba zlecająca pośrednikowi znalezienie zabójcy gen. Papały. Do wyjaśnienia tego tropu zaangażowano bardzo duże siły policyjne, przeczesano las, przesłuchano mieszkańców, zorganizowano obławę. - Okazało się, że był to ślepy trop, fałszywka wyprodukowana zapewne przez nudzących się okolicznych mieszkańców - mówi Julita Sobczyk. - W kilku innych wypadkach fałszywe tropy i informacje przekazywane były przez osoby zainteresowane tokiem śledztwa. W pierwszych tygodniach po zabójstwie w przynajmniej czterech środowiskach polityczno-biznesowych na własną rękę sprawdzano, czy komuś nie "puściły nerwy" - dowiedzieliśmy się od wysokiego urzędnika MSWiA, który miał dostęp do raportów policji i UOP. W dwóch wypadkach prywatne śledztwo prowadzili byli wysocy oficerowie SB, w trzecim znana firma detektywistyczno-ochroniarska. W gronie przesłuchiwanych w tych prywatnych śledztwach znaleźli się były minister, trzech byłych podsekretarzy stanu (w tym jedna kobieta), emerytowani wysocy oficerowie SB i UOP, posłowie. - Niczego nie wyjaśniono, a wręcz przeciwnie - zagęściła się atmosfera wzajemnych podejrzeń. Głośno dywagowano na przykład, kto, dlaczego i jak szybko znalazł się na miejscu zbrodni. To wtedy dla zagmatwania śledztwa "otwarto" dwa zlecenia "na generała", choć od kilku tygodni Papała już nie żył - mówi nasz informator. Jedno miało wskazywać na kierunek bałkański (narkotyki), drugie - ukraiński (broń). Przygotowano nawet świadków, mających zeznać, że cztery dni przed zabójstwem byli ogniwami w łańcuchu osób pośredniczących w tych kontraktach. - Ile ci ludzie musieli mieć na sumieniu, skoro nie dopuszczali możliwości mordu z osobistych pobudek i nie mieli nawet odrobiny zaufania do swoich wspólników. Jeśli prowadzili legalne interesy, dlaczego tak się bali oficjalnego śledztwa i kontroli skarbowej? - zastanawia się wysoki oficer Komendy Głównej Policji. Nikogo nie dziwiło w tych środowiskach, że nie tylko emerytowani, ale też czynni oficerowie policji i służb specjalnych błyskawicznie "ustawiali" się w biznesie. Wszyscy - z politykami włącznie - świadczyli sobie wzajemnie usługi, pożyczali duże sumy pieniędzy, których potem nie oddawano, wystawiali referencje, organizowali "fundusze założycielskie" na poczet dużych interesów. Marek Papała zastanawiająco dobrze się w tym środowisku zaaklimatyzował. Kilka tygodni przed śmiercią mówił znajomym, że pożyczył bardzo korzystnie pieniądze. - Czyżby nie był świadomy tego, że w tych kręgach nie było pożyczek, lecz inwestycje? Zachowywał się, jakby nie zastanawiało go, że nikt nie chce zwrotu pieniędzy, nie naciska, a wręcz przeciwnie - oferuje kolejne pożyczki? - opowiada nasz informator z MSWiA. - Nie była to ani zemsta świata przestępczego, ani porachunki o charakterze osobistym, chociaż sprawy osobiste generała, szczególnie wątki damsko-męskie, były wyjątkowo zagmatwane i sprawdzano je z pewnym zażenowaniem - twierdzi osoba znająca aktualne wyniki śledztwa. - Za zabójstwem może stać grupa ludzi, którzy w latach 1995-1997 za wszelką cenę próbowali powrócić do polityki, pozostając poza jednym z głównych obozów politycznych - dodaje nasz informator. Co ciekawe, kilka nazwisk z tego kręgu, w tym jedno bardzo znane, pojawiło się w słynnym notesie Wariata. Dwie osoby miały kontakty z bratem Wariata - Dziadem, szefem gangu wołomińskiego. Generał Papała zdobył wiedzę o kulisach sponsorowania kampanii wyborczej tych ludzi. Dowiedział się tego przypadkowo, podczas towarzyskich rozmów. Kilka dni przed śmiercią, na przyjęciu zorganizowanym przez znanego warszawskiego adwokata, powiedział (słyszało to kilka osób), że może warto, by te informacje sprawdzić w śledztwie. Informator policji usytuowany w wołomińskim gangu doniósł potem, że jego szefów proszono, by delikatnie przypomnieli Papale o pożyczkach.
Oficer UOP zajmujący się tą sprawą twierdzi, że gen. Papała miał zwyczaj publicznie sugerować różne rzeczy, choć przeważnie nie zamierzał nic w tych sprawach robić, bo posiadane przezeń dowody były zbyt wątłe, a poza tym nie pracował już w policji. Podczas wspomnianego przyjęcia mówił na przykład, że spróbuje się spotkać z pewnym ważnym politykiem, byłym ministrem, by zapytać go, czy powinien coś robić ze swoimi podejrzeniami. Dywagacje generała szybko dotarły do zainteresowanych. Zdaniem policjantów, komuś mogły puścić nerwy, chociaż - jak się potem okazało w śledztwie - poufne materiały generała nie mogły nikomu zrujnować kariery politycznej. Były to plotki i fragmenty prowadzonych wcześniej przez policję śledztw, opatrzone przez Papałę znakami zapytania i lakonicznymi komentarzami. Znaki zapytania postawił też przy nazwiskach kilku polityków. - W Sejmie zawiązywała się nowa koalicja, gra toczyła się o wysoką stawkę. Interwencja Papały, choć nie poparta jakimiś zniewalającymi dowodami, mogła wywołać zamieszanie, pokrzyżować niektórym szyki - mówi nasz informator z MSWiA. - Początkowo trop prowadził do Gdańska, ale później okazało się, że ewentualni zleceniodawcy zabójstwa najprawdopodobniej wywodzą się z Warszawy. Żadna z osób branych obecnie pod uwagę w śledztwie nie ma bezpośrednich związków ze światem przestępczym. Ale ponieważ wiele wskazuje na to, że łańcuch pośredników był w tej sprawie wyjątkowo długi, na jakimś etapie ktoś mógł zinterpretować odległą sugestię jako "otwarcie zlecenia". Prowadzący śledztwo nie sądzą, by ktoś ze wspomnianych polityków chciał śmierci Papały, czy aż tak się go obawiał. Ktoś mógł wspomnieć na przykład, że Papała za dużo mówi, sprawia kłopoty lub coś podobnego. A generał bywał w tylu kręgach towarzyskich, że jego opowieści mogły się nie podobać wielu ludziom, zdziwionym tym, iż ktoś, kto wydawał się "swój", wcale taki nie jest. "Znajomi" z Wołomina czy innej grupy przestępczej mogli chcieć się komuś zasłużyć, dlatego słaba sugestia - po przejściu przez kilka ogniw pośrednich - mogła się stać zleceniem. - Materiały zgromadzone w śledztwie wskazują, że najprawdopodobniej było to zabójstwo na zlecenie - przyznaje Julita Sobczyk. Siergiej S., podejrzewany o wykonanie wyroku na Papale, przed kilkoma miesiącami przyznał się - poza protokołem - do otrzymania m.in. zlecenia na zabójstwo generała. Przyznawał się też do innych zbrodni, lecz potem się wycofywał. Powodem takiego zachowania jest prawdopodobnie chęć zawarcia układu - jeśli nie z policjantami, to z byłymi kompanami i zwierzchnikami. Ostatecznie Siergiejowi S. nie postawiono dotychczas zarzutu zabójstwa gen. Papały. Policjanci uczestniczący w śledztwie twierdzą, że jest to wątek "najbardziej prawdopodobny". Nawet jeżeli Siergiej S. strzelał, z pewnością nie znał zleceniodawców. - Siergiej S. był najlepszym kandydatem do wyeliminowania Papały. Jego powiązania z półświatkiem początkowo odciągnęły uwagę od kręgów biznesowo-politycznych. Tymczasem nie ulega wątpliwości, że generał nie zagrażał grupom przestępczym, ale żądnym politycznych wpływów przedsiębiorcom - wyjaśnia nasz informator. Z wiarygodnych źródeł dowiedzieliśmy się, że z kręgu podejrzanych wyeliminowano biznesmenów powiązanych z handlem bronią. - Jedno jest pewne - decyzję o sposobie zamknięcia Papale ust podjęto na "wyższym piętrze" niż w wypadku zabójstwa Nikodema S., ps. Nikoś, choć zabójcą był prawdopodobnie ten sam człowiek - Siergiej S. - Nie ustaliliśmy jeszcze sprawcy, ale są niezłe rokowania - mówi Ryszard Rychlik, dyrektor Biura do Spraw Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej. Czy rzeczywiście? Wiele wskazuje na to, że policja i UOP są i będą w tej sprawie bezradne.

Więcej możesz przeczytać w 52/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.