Kalendarz

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kiedy politycy zapominają spoglądać na zegarek, robią to za nich obywatele
Moją ambicją jest sensowne wypełnianie kalendarza. Bronię w nim priorytetów przed zalewem spraw błahych. Definiując agendę projektu, stawiam punkt z lewej strony kartki i linię zakończoną strzałką prowadzę do terminu ukończenia pracy. Potem cofam się, wyznaczając punktami kontrolnymi kolejne odcinki czasu. Przyjmuję termin z zapasem i odliczam wstecz terminy pośrednie, aż do dnia, kiedy wprowadzam odległy zapis w kalendarzu. Uparcie bronię się przed widzeniem czasu jako półprostej, której strzałka mknie naprzód bez żadnych ograniczeń poza jednym: ruchomym punktem następnego "dzisiaj", wyznaczającego kolejny początek planu. Czas składa się z odcinków i liczb, płynącą agendę pozostawiam amatorom, uważając się za profesjonalistę w pracy nad kalendarzem.
Spróbujmy teraz wspólnie, Czytelniku, przeprowadzić ćwiczenie "optymistyczne, ale nie nierealistyczne" - jak to powiedział komisarz ds. poszerzenia UE Günter Verheugen, mając na myśli wejście Polski do Unii Europejskiej 1 stycznia 2003 r. Gdybym miał uszeregować odpowiedzialnych za dotrzymanie terminu gotowości, musiałbym zacząć od rządu, na miejscu drugim postawić parlament, a na trzecim - media. Zacznijmy więc odliczać czas od godziny "W", a przekonamy się, że pierwszym terminem kon- trolnym będzie koniec tego roku. Jeśli Agenda 2003, wyznaczająca w rytmie tygodni i miesięcy zadania rządu, parlamentu i mediów w związku z przystąpieniem do unii, zakorzeni się w świadomości społecznej, termin optymistyczny stanie się realny. Wejście Polski do UE 1 stycznia 2003 r. oznacza, że do końca grudnia roku 2001 musimy przeprowadzić w Sejmie wszystkie prace legislacyjne, przystosowujące nasze prawo do acquis communautaire - zasobu regulacji, którymi kierują się kraje członkowskie. Przez cały rok 2002 trwać będzie proces ratyfikacyjny w parlamentach piętnastki, dla nas będzie to już tylko czas korekt. Jeśli uwzględnimy, że kampania przed wyborami parlamentarnymi w 2001 r. zacznie się wiosną, to choćbyśmy wypracowali idealną współpracę z opozycją, marzec jest ostatnim miesiącem, kiedy do parlamentu mogą trafić ustawy w kwestiach kontrowersyjnych. Pozostanie dziewięć miesięcy na wypracowanie kompromisu i uzyskanie większości.
W ten sposób skróciliśmy już czas na największy wysiłek akcesyjny do piętnastu miesięcy. Tyle i tylko tyle mamy na przeprowadzenie w parlamencie decyzji, które zaproponować musi rząd, konsultując je z opozycją, gdyż koalicja na rzecz integracji musi być szersza i nie wolno tu ryzykować kunktatorstwa podobnego debacie podatkowej. Zatem na początku roku 2000 musimy wiedzieć, kiedy i jakie ustawy rząd skieruje do parlamentu. Jeśli obywatele deklarują dzisiaj sceptycyzm w kwestii gotowości Polski do integracji, to dlatego, że bardziej serio patrzą na kalendarz niż niejeden minister. Kiedy politycy zapominają spoglądać na zegarek, robią to za nich obywatele - prawdziwi twórcy zwycięstw dekady Wielkiego Przyspieszenia
Więcej możesz przeczytać w 47/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.