Wprost od czytelników

Wprost od czytelników

Dodano:   /  Zmieniono: 
Lek na amnezję

Z dużym zainteresowaniem czytam artykuły Jerzego Sławomira Maca poświęcone pamięci Polaków, Żydów i Niemców o drugiej wojnie światowej i okresie powojennym. Niestety, niewiele tego typu tekstów ukazuje się w polskiej prasie, co świadczy o znikomym znaczeniu problematyki historycznej i dotyczącej rozrachunku z przeszłością w życiu publicznym Polski. W artykule "Lek na amnezję" (nr 43) Jerzy Sławomir Mac zwrócił uwagę, że znaczna część polskiego społeczeństwa nie odróżnia obozów koncentracyjnych od obozów zagłady. Niewątpliwie jest to rezultat szkolnej edukacji historycznej i zrównywania przez wiele lat wojennych losów Żydów i Polaków. Ale czy nie powinno niepokoić, że to upraszczanie - żeby nie powiedzieć fałszowanie - historii sankcjonowane jest dzisiaj przez polskie prawo? Niedawno została uchwalona ustawa o ochronie terenów byłych hitlerowskich obozów zagłady ("Dziennik Ustaw", nr 41, poz. 412), w której obozami nazywane są obok faktycznych obozów śmierci (Treblinka, Sobibór, Bełżec) obozy koncentracyjne (m.in. Stutthof i Gross-Rosen). Jako pracownika jednego z muzeów upamiętnienia (Majdanek) ta nonszalancja, a raczej ignorancja przestała mnie dziwić. Nie dziwi mnie też brak zainteresowania środowisk politycznych działalnością muzeów (miejsc pamięci), które po spełnieniu określonych warunków mogłyby być istotnym czynnikiem determinującym postrzeganie historii i elementem budowania wolnej od fobii i opartej na prawdzie pamięci zbiorowej. W Polsce - w przeciwieństwie do Niemiec - instytucje te są jednak traktowane wyłącznie jako sarkofagi i pomniki, a nie jako miejsca edukacji historycznej.

TOMASZ KRANZ
Lublin



Nadgodziny

Prowadzona od kilku miesięcy dyskusja o projektowanych zmianach w kodeksie pracy - dotyczących między innymi nadgodzin, sposobu zatrudniania oraz ustawowo wolnych od pracy wszystkich sobót, począwszy od 2000 r. - przyniosła już efekty. Po górnikach "pomostowych" i zwykłych, zamurowujących siebie i innych w celu pobudzania miłości do zawodu, wymyślono, jak naliczać nadgodziny lekarzom na dyżurach oraz w domu przy telefonie i przed telewizorem. Nigdzie jednak nie znalazła się propozycja obligatoryjnego wliczania ponadnormatywnego czasu pracy (nadgodzin, pracy w dni wolne i święta) do stażu. Gdyby ktoś przez pięć dni w tygodniu pracował dwie godziny dłużej oraz sześć godzin w wolną sobotę, wypracowałby dodatkowo co najmniej szesnaście godzin w tygodniu, w miesiącu - 64 godziny, a w roku - 768 godzin. Dzieląc tę liczbę przez ok. 176 godzin pracy w miesiącu, otrzymujemy dodatkowo niemal cztery i pół miesiąca pracy rocznie, którą wykonujemy bez należnych świadczeń urlopowych. Oczywiście każdy może w najgorszym razie wziąć wolne za nadgodziny. Jak to wygląda w praktyce w dzisiejszej gospodarce rynkowej, przy konkurencji i bezrobociu, wiedzą dokładnie ci, którzy pracują w sektorze produkcji, na budowach czy prowadzą interesy.

TADEUSZ BROJANOWSKI
Szczecin
Więcej możesz przeczytać w 47/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.