Jazz pod arkadami

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z JANEM GARBARKIEM, saksofonistą jazzowym
Dionizy Piątkowski: - Pana ogromna popularność w naszym kraju ma zapewne związek z pana polskimi korzeniami.
Jan Garbarek: - Mój ojciec jest Polakiem. Wprawdzie ja nie mówię po polsku, ale zawsze ciepło myślę o waszym kraju. Często tu goszczę i jestem serdecznie przyjmowany. Kiedyś w Poznaniu spotkałem się z moimi polskimi krewnymi. To było urocze.
- Czy na zdobycie światowej pozycji przez "jazz Garbarka" miał wpływ sukces brzmienia wylansowanego przez ECM Record?
- Wcześniej nagrywałem płyty w wytwórniach skandynawskich i amerykańskich, ale dopiero w ECM wykrystalizowała się moja stylistyka. Zdecydował o tym z pewnością splot wielu elementów: mojej lirycznej stylistyki, specyficznego "brzmienia powyżej ciszy", jakie w ECM kreował producent Manfred Eicher, ale także dość zgodnej - jak na jazz - akceptacji słuchaczy.
- Obecne ożywienie zainteresowania pana osobą związane jest z albumem "Officium".
- The Hilliard Ensemble planował zrealizować nagranie średniowiecznej, hiszpańskiej kompozycji "Officium defunctorum" jako samodzielnego dzieła wokalnego. Manfred Eicher zaproponował wówczas stworzenie muzycznego misterium, w którym dźwięk jazzowego saksofonu komentowałby precyzyjnie interpretowane utwory wokalne. To był dziwny pomysł i nikt zbytnio się nie spodziewał, że poza eksperymentem brzmieniowym coś więcej z tego wyniknie.
- Zestawienie muzyki średniowiecznej z brzmieniem saksofonu specjalnie nie dziwi w pańskim wypadku. Czerpie pan inspirację z różnych źródeł: od ludowej muzyki skandynawskiej po etniczną muzykę Pakistanu.
- Eicher jest w swojej firmie producentem eksperymentatorem, dlatego "Officium" nie realizowaliśmy w studiu, lecz w ustronnym klasztorze św. Gerolda w Alpach. Było to dla mnie także twórcze wyzwanie: odnaleźć się z improwizacją jazzową w stylistyce średniowiecznej kompozycji. Podczas realizacji nie poddawałem się specjalnym inspiracjom. Był to raczej rodzaj muzycznego komentarza do wspaniałej sztuki wokalnej The Hilliard Ensemble.
- Jak przygotowuje pan swoje partie w tak rozbudowanym nagraniu?
- Kompozycje śpiewane przez The Hilliard Ensemble są strukturą, w którą wplatam swoje improwizacje i muzyczne komentarze. Każdy z naszych koncertów jest inny pod względem budowania emocji i nastroju. Wprawdzie nasze kompozycje są utworami zamkniętymi, ale mam sporą swobodę. Oczywiście, nie ma mowy o tworzeniu wariacji na temat, lecz mogę kontrolować improwizację i budować nastrój. Te dwa światy - precyzyjnie skomponowanego utworu wokalnego i jazzowej improwizacji - których połączenie wydawało się pomysłem karkołomnym, teraz doskonale współgrają.
- Ile w "Officium" i "Mnemosyne" jest prawdziwego Garbarka, jazzmana z zespołów Keitha Jarretta, George?a Russella, Dona Cherry?ego?
- Nie jestem typowym jazzmanem, choć tak bywam oceniany. Rozumiem jazz bardzo szeroko: od muzyki improwizowanej po komentarz do utworów etnicznych czy sakralnych. W każdym nagraniu - zarówno z zespołem jazzowym, jak i z muzykami ludowymi czy kwartetem Hilliard - jestem twórcą autentycznym, to znaczy muzykiem emocjonalnie związanym z tym, co gram, co tworzę.
- Projekt "Officium" odniósł wielki artystyczny i komercyjny sukces i wśród fanów jazzu, i wśród miłośników muzyki klasycznej.
- Nikt nie spodziewał się, że album "Officium" stanie się komercyjnym sukcesem. Kiedy nagrywaliśmy tę płytę, traktowaliśmy ją przede wszystkim jako eksperyment brzmieniowy. Eicher często ulegał takim fascynacjom i w swojej wytwórni realizował nagrania odległe od jazzowej stylistyki: od kompozycji Arvo Pärta po klasyczne nagrania na przykład Keitha Jarretta. "Officium" jest jednym z takich odrębnych projektów akceptowanych zarówno przez słuchaczy jazzu, jak i klasyki muzycznej.
- Płyta "Mnemosyne" była kontynuacją poprzedniego projektu i również odniosła sukces.
- Po nagraniu "Officium" sporo koncertowaliśmy i naturalne było to, że graliśmy również kompozycje, które nie znalazły się na pierwszym albumie. Płyta "Mnemosyne" gotowa była od kilku lat, ale nie wydawało się nam konieczne wydawanie albumu będącego kopią "Officium". "Mnemosyne" jest znacznie pojemniejsza: oprócz kompozycji sakralnych zamieściliśmy tam także utwory oparte na ludowych pieśniach z Estonii, Peru, Grecji, Kraju Basków. Obok "Agnus Dei" pojawia się szesnastowieczny psalm rosyjski, dwunastowieczny "Athenaeus" oraz utrzymane w podobnej stylistyce dwie moje solowe kompozycje.
- Projekt "Officium & Mnemosyne" prezentowany jest wyłącznie w kościołach - najczęściej w najbardziej prestiżowych świątyniach świata.
- O wyborze miejsc występów decyduje przede wszystkim repertuar, brzmienie oraz najwspanialsza akustyka, jaką mają kamienne świątynie. Nie używamy nagłośnienia, mikrofonów. Cały koncert pokazuje bogactwo dźwięków, nieskazitelność muzyki. Nastroju "Officium" lub "Mnemosyne" nie można stworzyć w sali koncertowej bądź teatrze. To brzmienie, muzyka i emocje oraz specyfika kościoła wywołują u słuchaczy rodzaj szczególnej zadumy. Gramy w paryskiej i kolońskiej katedrze, w ogromnych bazylikach, ale i w niewielkich kościółkach w Anglii i Austrii. Teraz koncertujemy w najpiękniejszych świątyniach w Polsce.

Więcej możesz przeczytać w 47/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.