Tandetny szantaż

Tandetny szantaż

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Dług" w reżyserii Krzysztofa Krauzego
Dwójka młodych biznesmenów zostaje omotana przez bezwzględnego szantażystę, który - przy pełnej obojętności policji - omal nie doprowadza ich do finansowej i życiowej ruiny. To résumé "Długu" Krzysztofa Krauzego - najzgrabniej nakręconej fabułki sezonu ?99. Wreszcie sprawnie podany, nie wydumany temat współczesny. Podział na poczciwych biznesmenów i łajdaka szantażystę poprowadzony - dla ułatwienia - równiuteńko. Przyjrzyjmy się mu bliżej.
Wschodzący biznesmeni są, jak na koniec pierwszej kapitalistycznej dekady, zatrważająco odważni. Pomysł wprawdzie dopisał: zbudować montownię włoskich skuterów, każdy w cenie zaledwie trzech rowerów, a nabywców będzie zapewne wystarczająco wielu, by interes się opłacił. Problem tkwi w pieniądzach. Młodzi ludzie porywający się na montownię zasadniczo biedują. Bytują w mieszkaniach ciasnych i zagraconych, żywią się jogurtami i wczorajszym chlebem. Na co dzień chodzą w łachach, ale do banku wdziewają olśniewający garnitur, zapewne jedyny.
Wcześniej kombinowali w wózkach dziecięcych, ale na coraz bardziej uszczelnionym rynku trudno je sprzedać. Kiedy z forsą jest naprawdę krucho, dorabiają jako kelnerzy i szoferzy. No, ale jest jeszcze rodzina. To ona zapewne stoi za działką i domkiem w bardzo atrakcyjnej nadrzecznej okolicy, bo młodego człowieka nie byłoby stać na taki luksus nawet po owocnym pobycie we Włoszech. Zwłaszcza że z trudem płaci nawet robotnikom budowlanym. Tatuś poczciwina zasadniczo konserwatywny. Zajmuje skromny metraż, ściany od sufitu do podłogi zajmują książki, a senior rodu za najważniejsze w trakcie obiadu uważa recytację "Inwokacji" Mickiewicza na użytek wnuczka, który także powinien docenić piękno narodowej poezji.
Tyle że tatuś dzięki kolegom z harcerstwa, myślącym i działającym podobnie, z tym że na wysokich szczeblach władzy, jest w stanie synkowi załatwić całkiem intratny kredyt. Podsumujmy biznesmena: sam nie doszedł na razie do niczego, jego pozycja opiera się na kontaktach tatusia i własnej ambicji. Bardziej niepokoi jednak demonstrowana w detalu i to ze sceny na scenę gruntowna niefrasobliwość. Facet porywa się na montownię, a nie radzi sobie z antykoncepcją, bo oto jego dziewczyna zaskakuje go informacją o ciąży, której donoszenie w dodatku wymaga trwałej hospitalizacji. I na parę, a potem trójkę takich amatorów biznesu spada nieszczęście, jakim jest bezwzględny i nadinteligentny szantażysta z bogatym stażem egzekutora długów. Szantażysty publiczność kinowa z determinacją nienawidzi (od aktora Andrzeja Chyry w kuluarach gdyńskiego festiwalu odsuwano się z odrazą). Nie słyszałem jednak, by ktoś się bodaj zająknął, że te bęcwały, które próbują na wilczym rynku "doskoczyć" do montowni, aż się o takiego szantażystę proszą.
Więcej - gdyby nawet montownia ruszyła, przy taktyce, jaką stosują młodzieńcy, kłopoty pojawiłyby się zapewne szybko i w pełnym asortymencie. Biznesmeni planujący zarządzanie poważną inwestycją w sytuacji zagrożenia nie potrafią z sobą spokojnie porozmawiać, ułożyć jednolitego planu obrony. Co więcej, nie umieją nawet wymienić najprostszych informacji. Demonstrują za to w pełnym wyborze neurasteniczne zachowania bohaterów dzieł filmowych z zasobów kina moralnego niepokoju sprzed ćwierćwiecza i z zupełnie innej formacji społecznej. Krzyki, pohukiwania, pyskówki, ataki złości zamiast rzeczowej - na miarę sytua- cji - narady. Zmierzyliśmy z zegarkiem w ręku: godzinę projekcji filmowej zajmuje bohaterom bezładne szamotanie się, zanim wreszcie podejmują w miarę skoordynowaną samoobronę.
Tu konieczny przyczynek dotyczący kwestii kobiecej. Otóż los obdarzył biznesmenów kobietami, z którymi związek z czasem zapewne zyska notarialne potwierdzenie. Tymczasem w sytuacji nieszczęścia panowie nie tylko nie informują ich o swych kłopotach, nie szukają rady i wsparcia, ale jeszcze - w najlepszej wierze, dla ich bezpieczeństwa - wyrzucają je z domu bez podania przyczyny. A przecież kobiety udowadniają, że z ukochanym skłonne są nawet łamać prawo i udać się na tułaczkę. Psychiczna izolacja, w jakiej zostały postawione, w jednym wypadku skutkuje nawet poronieniem. Tymczasem szantażysta pracuje planowo, perfekcyjnie organizuje robotę personelowi (świeżo po odsiadce). Na handlu, bankowości i prawie zna się lepiej niż jego dyplomowane ofiary. Już wydaje się nawet, że i psychologicznie rozpracował swe ofiary, kiedy chłopcy mobilizują się, organizują pułapkę i chwytają szantażystę w sidła. I tu największe zaskoczenie. Ten cwany kombinator, który wodził na pasku dwóch biznesmenów i ich rodziny, nie zabezpieczył się na ewentualność zamachu z ich strony. Przecieramy oczy ze zdumienia - żadnego planu B. No tak, demon szantażu to wprawdzie profesjonalista, ale bez przesady. 

Więcej możesz przeczytać w 47/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.