Cukier krzepi

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fikcyjne dokumenty potwierdzające eksport cukru wystawiano na większości zachodnich przejść granicznych
Błędne koło

Większość cukrowni w Polsce jest tak zadłużona, że nie mogłyby one rozpocząć tegorocznej kampanii buraczanej, gdyby nie rządowe gwarancje kredytowe na zakup surowca. Aż 58 z 76 funkcjonujących w naszym kraju wytwórni skupionych jest w czterech - skądinąd wyjątkowo niewydolnych - grupach cukrowych: lubelsko-małopolskiej, mazowiecko-kujawskiej, poznańsko-pomorskiej i śląskiej. Szacuje się, że samo oddłużenie cukrowni potrwa dwa, trzy lata, ich restrukturyzacja zaś znacznie dłużej. Nie znana jest też do końca metoda restrukturyzacji, bowiem związki rolnicze (m.in. "Solidarność" RI i Samoobrona) protestują ostatnio przeciw ich prywatyzacji z udziałem kapitału zagranicznego. W zamian proponuje się utworzenie monopolistycznego związku spółek cukrowych pod nazwą Polski Cukier SA. Jego udziałowcami mieliby być m.in. plantatorzy. Podobny pomysł testowano już na Węgrzech, gdzie wybrano pięć z trzynastu cukrowni, a udziały w nich podzielono między plantatorów, pracowników i skarb państwa. Operacja zakończyła się fiaskiem i wytwórnie trzeba było sprzedać. Obecnie krajowi producenci sprzedają cukier poniżej kosztów wytwarzania, a i tak jest on droższy niż na giełdach światowych. Do restrukturyzacji cukrowni konieczne są nie tylko dobre chęci, ale przede wszystkim dopływ kapitału i zmiana zasad zarządzania i produkcji. Sytuację utrudnia nadprodukcja, szacowana na 400 tys. ton cukru rocznie. Jeżeli szybko nie rozwiąże się problemów przemysłu cukrowniczego, do kolejnych kampanii buraczanych znów będzie dopłacać całe społeczeństwo. Utrzymywanie cukrowych absurdów stwarzać też będzie możliwości kolejnych malwersacji.

Wszyscy producenci cukru zostali objęci kontrolą skarbową - zapewnia Anna Sobocińska z biura prasowego Departamentu Kontroli Skarbowej Ministerstwa Finansów. Nie zmienia to faktu, że w wyniku tzw. przekrętów cukrowych straty skarbu państwa można szacować na 50-60 mln zł. Prokuratura przyznaje oficjalnie, że chodzi co najmniej o 10 mln zł. - Zamierzamy rozszerzyć postępowanie na pracowników innych przejść granicznych - mówi prokurator Anna Gawłowska-Rynkiewicz z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie. Zatrzymano już szesnastu celników pracujących na przejściu granicznym w Kołbaskowie: jedenastu z nich aresztowano, pięciu zaś zwolniono za poręczeniem majątkowym (nie mogą opuszczać kraju). Tydzień temu zatrzymano też dwóch biznesmenów ze Śląska podejrzewanych o przywłaszczenie tysiąca ton cukru wartego na rynku ok. 2 mln zł. Zagrabiony towar stanowił rezerwę państwową i został w 1995 r. przekazany na przechowanie firmie należącej do jednego z aresztowanych. Agencja Rynku Rolnego zapłaciła biznesmenowi za składowanie go ok. 200 tys. zł. Tymczasem nieuczciwy przedsiębiorca sprzedał cukier już w 1996 r. i nadal przyjmował wpłaty za jego rzekome przechowywanie.
Okazało się przy tym, że oszuści bogacili się przynajmniej kilka lat - wykorzystywali przepisy, które miały chronić krajowy rynek cukru. Zdumiewające jest, że przez ostatnie lata nie dostrzegano, iż cena cukru w sklepach detalicznych była niższa niż jego minimalna cena sprzedaży w cukrowniach. Te ostatnie były w większości niedochodowe, toteż borykając się z nadmiarem towaru, szukały wszelkich sposobów na pozbycie się zapasów. Prawdopodobnie dlatego wytwórnie tak przyciągały oszustów gospodarczych. Przestępcy najczęściej wykorzystywali to, że w wytwórni cukier sprzedawany jest według dwóch stawek: 1,71 zł za kilogram (cena krajowa) i mniej więcej o połowę taniej (cena cukru przeznaczonego na eksport). Dla każdej wytwórni centralnie ustalono limity sprzedaży na rynku wewnętrznym oraz za granicą (wystarczała deklaracja eksportera, że zamierza towar wysłać poza Polskę). Kluczem do interesu były dokumenty potwierdzające, że transport przekroczył granicę (druki SAD), które należało odesłać do cukrowni, by ta otrzymała od skarbu państwa zwrot różnicy ceny.
- Chcąc legalnie kupić cukier po dwukrotnie niższej cenie, należało się postarać na jednym z przejść granicznych o prawdziwe dokumenty SAD. Do prokuratury przekazaliśmy spis firm i celników, którzy w ubiegłym roku dokonali 266 fikcyjnych odpraw cukru - mówi Witold Krochmal, dyrektor szczecińskiego urzędu celnego. Zdaniem pracowników tego urzędu, już dwa lata temu odnotowano kilkadziesiąt wypadków fałszywego eksportu. Wyniki dotychczasowych kontroli wskazują, że fikcyjne dokumenty SAD wystawiali celnicy na większości przejść granicznych w zachodniej Polsce. Nieoficjalnie wiadomo też, że za odprawienie w ten sposób tira otrzymywali 200-2000 zł. To właśnie szybkie bogacenie się szczecińskich celników zwróciło uwagę policji. Zdarzało się, że bardzo młodzi urzędnicy nagle kupowali drogie samochody, mieszkania, domy. Jeden dwudziestokilkulatek przygotowywał się nawet do otwarcia restauracji. Już dwa lata temu odnotowano pierwszy wypadek wyłudzenia cukru po cenie eksportowej z cukrowni Kluczewo w Stargardzie Szczecińskim. Około 50 ton cukru, który miał opuścić Polskę, kupił wtedy mieszkający na Białorusi Michaił K. Sprawa trafiła do wydziału ds. przestępczości zorganizowanej szczecińskiej policji, gdy do Kluczewa nie dotarły dokumenty SAD. Po sprawdzeniu w ambasadzie Białorusi okazało się, że Michaił K. nie istnieje. Następne oszustwa organizowano już w ten sposób, że przestępcy korumpowali celników, którzy wpisywali fałszywe dane w prawdziwe formularze SAD. Operacją kierowało prawdopodobnie pięciu biznesmenów z Warszawy i Łodzi. Niektóre transakcje przeprowadzała firma K. z Łodzi. Zdaniem naszego informatora, w sprawę zamieszanych jest również kilku polityków. W poprzedniej kadencji Sejmu olbrzymiej wartości kontrakty cukrowe omawiano podobno na przykład w sejmowej restauracji. Spółka A. (również działająca w Łodzi) oferowała wtedy tysiące ton cukru po cenie zaniżonej o kilkadziesiąt groszy na kilogramie.
Jednym ze sposobów zacierania śladów po fikcyjnych transakcjach eksportowych był łańcuszek pośredników. Firma X kupowała cukier na eksport i natychmiast odsprzedawała go firmie Y, sama zaś ogłaszała upadłość. W sprawie szczecińskiej prawdopodobnie wykorzystano tę metodę, a do wyłudzenia cukru po eksportowej cenie posłużyły niewielkie nikomu nie znane firmy. Jedna z hipotez śledztwa zakłada, że za firmami-fantomami stali prawdziwi organizatorzy "słodkiego biznesu". Pierwszego dużego "przekrętu cukrowego" w Polsce dokonały firmy związane z poznańskim Elektromisem. Cukrownia w Raciborzu sprzedała wtedy surowiec polecanej przez Elektromis spółce Fantastik, która natychmiast odsprzedała go Elektromisowi - ten Fantastikowi zapłacił (w barterze) przeterminowanymi odmrażaczami do szyb i bożonarodzeniowymi mikołajami. Transakcji dokonano w maju, kiedy trudno uznać czekoladowe mikołaje za towar chodliwy. Nie nadawał się on oczywiście do sprzedaży, więc Fantastik zbankrutował. Cukrownia z Racibo- rza zaczęła się domagać od Elektromisu zapłaty 13,5 mld starych złotych, ale przedstawiciele tego holdingu twierdzili, że za towar zapłacili już firmie Fantastik. W ten sposób w hurtowniach firm związanych z Elektromisem znalazło się co najmniej 500 ton cukru.
W podejrzanych transakcjach cukrowych brali też udział niektórzy politycy PSL. Przed ostatnią kampanią wyborczą do parlamentu Tadeusz Sytek, były poseł PSL i prezes Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Kotlinie, przyznał, że przetrzymuje pieniądze, które miały być zaliczką na poczet dostawy cukru dla ukraińskiej firmy Agro-Unex. Nie mogąc ich odzyskać, Ukraińcy skierowali w tej sprawie doniesienie do prokuratury. Okazało się, że poseł Sytek za pośrednictwem firmy Barbara oferował po atrakcyjnej cenie dużą ilość cukru. Spółka Agro-Unex wpłaciła na konto Barbary w formie przedpłaty 300 tys. USD. Pieniądze te zostały zaraz przetransferowane na konta RSP w Kotlinie. Jeszcze w sierpniu 1997 r. Tadeusz Sytek oraz pełnomocnicy Barbary deklarowali w piśmie do plenipotentów Agro-Unexu, że bezzwłocznie zwrócą zaliczkę, a kontrakt nie może dojść do skutku z powodu wzrostu cen cukru. We wrześniu, po złożeniu przez Agro-Unex zawiadomienia do prokuratury, Tadeusz Sytek tłumaczył jednak, że na razie pieniędzy nie odda, bo doszły do niego sygnały o podejrzanej reputacji ukraińskiej firmy. Nie wiadomo, na co wydawano pieniądze kontrahenta, przez wiele miesięcy przetrzymywane na koncie spółki Kotlin (w tym czasie toczyła się już kampania wyborcza do parlamentu, a Tadeusz Sytek starał się o mandat - bez powodzenia). Cukier sprzedawano też w ramach tzw. rozliczeń wiązanych. Jednym ze sposobów obniżania faktycznej ceny sprzedaży były "dżentelmeńskie umowy" między biznesmenami a cukrowniami. Znany jest przypadek firmy A., która kupowała cukier po aktualnej cenie rynkowej, a równocześnie przedstawiała wytwórni fakturę za inne usługi. W ten sposób cukrownia nie łamała przepisów, firma A. zaś otrzymywała towar po cenie niższej od minimalnej gwarantowanej stawki. Skalę procederu poznamy dopiero po zakończeniu kontroli prowadzonej w cukrowniach przez służby skarbowe Ministerstwa Finansów. Już teraz wiele wskazuje na to, że największe interesy robiły osoby, które już kilka lat temu zamieszane były w oszustwa przy sprzedaży cukru. Ostatnio doskonaliły tylko metody i skuteczniej zacierały ślady - transferując na przykład część pieniędzy za granicę, m.in. do Nowego Jorku.

Jarosław Knap
Więcej możesz przeczytać w 47/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.