Transatlantyk

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy plany stworzenia europejskiego systemu obrony mogą zagrozić spójności NATO?
Kampania NATO w Kosowie zmieniła reguły gry wewnątrz sojuszu. Mimo że po 1991 r. przeprowadzono wiele instytucjonalnych reform, NATO weszło na Bałkany jako organizacja funkcjonująca do pewnego stopnia według norm odziedziczonych z okresu zimnej wojny, kiedy Stany Zjednoczone były niekwestionowanym liderem i głównym gwarantem bezpieczeństwa, a europejscy sojusznicy akceptowali swoją drugoplanową rolę. Operacja bałkańska zakończyła proces rewizji misji NATO. Określono nowe zadania organizacji, akceptując równocześnie szerszą podstawę ideologiczną dla przyszłych działań. Zapisano to w nowej doktrynie obronnej (New Strategic Concept), przyjętej w czasie waszyngtońskiego szczytu NATO w kwietniu tego roku.
Wojna w Kosowie udowodniła, że nowe NATO to organizacja oddana wspólnocie interesów i wartościom demokratycznym, działająca poza wąsko zdefiniowanym obszarem państw członkowskich. Kosowo postawiło też przed NATO podstawowe pytanie - czy europejscy sojusznicy będą w stanie funkcjonować w pakcie, jeśli działania poza obszarem sojuszu staną się częścią jego misji? Akcja w Kosowie dała na to odpowiedź negatywną. Przebieg ostatniej operacji bałkańskiej, przede wszystkim dramatyczna różnica jakości wyposażenia wojsk amerykańskich i europejskich, skłonił Waszyngton do wznowienia nacisku na Europejczyków, by ponieśli konieczne dodatkowe wydatki na modernizacje ich sił zbrojnych. Zdają sobie z tego sprawę nie tylko Amerykanie. Według raportu Instytutu Studiów Strategicznych w Londynie (IISS), kampania w Kosowie obnażyła poważne braki w europejskich armiach. Poza Anglią i Francją wojskom europejskim brakuje zarówno wyszkolonego personelu, jak i sprzętu niezbędnego do podjęcia operacji poza ich własnym terytorium. Bruksela zdaje się wyciągać z operacji bałkańskiej wnioski, które pod wieloma względami nie pokrywają się z oczekiwaniami Waszyngtonu. Ostatni rok daje powody do obaw, że zamiast modernizacji europejskich sił NATO Unia Europejska będzie chciała tworzyć własne struktury obronne. Poważnym krokiem w tej sprawie była podjęta w czerwcu w Kolonii decyzja liderów unii o stworzeniu potencjału militarnego, dającego UE możliwość interwencji w regionalnych konfliktach (takich jak Kosowo czy Bośnia), nawet jeśli Stany Zjednoczone zdecydowałyby nie brać w takich misjach udziału. Trwają debaty na temat rozwoju europejskiej strategii obronnej i stworzenia potencjału do działań militarnych poza układem atlantyckim. Francuski action plan przedłożony Unii Europejskiej przez prezydenta Jacques?a Chiraca w lipcu tego roku i mający poparcie Niemiec zakłada stworzenie struktur, których celem może być zbudowanie nowego europejskiego systemu obrony.
Plan stworzenia struktur obronnych dla piętnastu członków unii wywołał poważne obawy w Waszyngtonie. Amerykanie ostrzegają, że Europejczycy zamiast wzmacniać pakt, będą dublować jego struktury. Rząd amerykański domaga się od Europy, aby modernizacja jej sił zbrojnych odbywała się w strukturach NATO w celu przystosowania sojuszu do nowych misji. Nie jest jasne, czy Europejczycy podejmą wyzwanie i zdecydują się na kosztowną modernizację swych armii wedle sugestii sojuszników zza oceanu, nie mówiąc o stworzeniu autonomicznych sił zbrojnych. Według szacunków niemieckiego ministra obrony Rudolfa Scharpinga, Niemcy, które dysponują największym potencjałem wojskowym wśród europejskich członków NATO, powinny wydać w nadchodzącej dekadzie na wyżej wspomniany cel ok. 22 mld USD. Tymczasem Kanclerz Gerhard Schröder żąda, by do 2003 r. budżet wojskowy został obcięty o 10 mld USD.


NATO stworzyło podstawy bezpieczeństwa, dzięki czemu mógł się rozwinąć europejski wspólny rynek

Problem stworzenia nowoczesnych armii w Europie polega również na braku wymaganych nakładów na badania nad nowymi technologiami o wojskowym zastosowaniu (military R&D). Na prace badawczo-rozwojowe Europejczycy wydają łącznie zaledwie 9 mld USD - jedną czwartą tego, co na ten sam cel przeznaczają Amerykanie. Nawet jeśli Europejczycy chcieliby szybko zmodernizować swoje siły zbrojne, kupując amerykański sprzęt, słabość kursu euro w stosunku do dolara ogranicza możliwości takich zakupów. Europejczycy uważają nadto, że z politycznego punktu widzenia jest dla nich nie do przyjęcia przeznaczanie na zbrojenia 60 proc. tego, co wydają Amerykanie, by uzyskać stosunkowo nieduży przyrost wartości obronnej. Amerykanie obawiają się, o czym była już mowa, że tworzenie "europejskiej tożsamości obronnej" w obecnie rozważanej formie doprowadzi najpierw do dublowania struktur NATO w nowych europejskich strukturach, a w przyszłości staną się one dla sojuszu konkurentem. Waszyngton interpretuje ów plan jako niepokojący trend, poczynając od decyzji ubiegłorocznego francusko-angielskiego szczytu w St. Malo, która - zdaniem Amerykanów - pozostawiłaby kraje natowskie nie będące członkami UE poza przyszłymi strukturami obronnymi unii. Również decyzje szczytu Unii Europejskiej w Kolonii o stworzeniu potencjału do autonomicznego działania są interpretowane w Waszyngtonie jako potwierdzenie europejskiej polityki dublowania instytucji NATO. Obawy rządu amerykańskiego dotyczą przede wszystkim reakcji Kongresu, w którym izolacjonizm jest nadal silnym elementem gry politycznej.
Na Kapitolu dominuje przekonanie, że kampania w Kosowie była nieproporcjonalnie dużym obciążeniem dla Stanów Zjednoczonych w porównaniu z wkładem europejskich sojuszników. Zarówno rząd, jak i Kongres są zdania, że w wypadku następnego kryzysu w Europie Ameryka nie byłaby w stanie odegrać równie dominującej roli, zwłaszcza biorąc pod uwagę koncentrację amerykańskiej polityki bezpieczeństwa na innych regionach świata, w szczególności na Azji. Strobe Talbott, zastępca sekretarza stanu, w czasie niedawnej wizyty w Wielkiej Brytanii ostrzegał europejskich partnerów, że Waszyngton nie chce, by "europejska tożsamość obronna", która zaczyna się w NATO, wyrosła poza sojusz, aby się wreszcie od niego oddalić. Spór pomiędzy UE a Waszyngtonem o wydatki na zbrojenia i struktury europejskiego systemu bezpieczeństwa mógłby być uznany za jeszcze jeden przykład tarć wewnątrz sojuszu, których było przecież wiele w historii tej organizacji i zawsze były skutecznie łagodzone. Obecna konfrontacja toczy się jednak w kontekście rosnącego napięcia politycznego miedzy Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi.
Obserwatorzy ze Starego Kontynentu uważają, że wiele niedawnych wydarzeń w amerykańskiej polityce wewnętrznej, przede wszystkim odrzucenie przez Senat traktatu o globalnym zakazie prób nuklearnych i kampania w Waszyngtonie o wprowadzenie systemu obrony antyrakietowej (co wymaga renegocjacji traktatu ABM z 1972 r. bądź jego odrzucenia przez Stany Zjednoczone), jest symptomem neoizolacjonizmu Ameryki. Bruksela obawia się, że decyzja o stworzeniu systemu obrony antyrakietowej dla Stanów Zjednoczonych (Waszyngton może ją podjąć już w przyszłym roku) zniweczy poczucie "wspólnoty ryzyka w dziedzinie bezpieczeństwa" i pogorszy stosunki Paktu Północnoatlantyckiego z Rosją i Chinami. Europejczycy twierdzą, że to nie oni, lecz Amerykanie oddzielają bezpieczeństwo Europy od bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. Od półwiecza bezpieczeństwo Europy i Stanów Zjednoczonych jest integral- nie związane w struktu- rach NATO. Transatlantycka wspólnota nie tylko zdała egzamin, blokując ekspansjonizm ZSRR, ale również stworzyła Europie historyczną szansę rozwiązania dylematów bezpieczeństwa, które doprowadziły do dwóch wojen w obecnym stuleciu. NATO stworzyło podstawy bezpieczeństwa, dzięki czemu mógł się rozwinąć europejski wspólny rynek, a Unia Europejska osiągnęła swój obecny kształt. Co więcej, po załamaniu się komunizmu NATO stało się koniecznym elementem stabilizacji i demokratyzacji w Europie Środkowej, wynosząc Polskę, Czechy i Węgry z szarej strefy i dając im szanse na podjęcie dalszych kroków integracyjnych z Europą.
Bez struktur atlantyckich rozpoczęte w 1991 r. pojednanie polsko-niemieckie czy dialog niemiecko-czeski i węgiersko-rumuński nie miałyby równie dużych szans powodzenia. Różnice zdań pomiędzy Brukselą a Waszyngtonem w sprawie przyszłego charakteru europejskiego potencjału obronnego można zapewne zniwelować. Członkowie UE nie są jednomyślni, jeśli chodzi o nowy plan. Brytyjczyk Christopher Patten, reprezentujący Komisję Europejską w jej stosunkach zewnętrznych, uważa, że obawy Amerykanów dotyczące kierunku nowej inicjatywy obronnej unii są przesadzone. Wątpliwe, czy Europejczycy będą potrafili się zdobyć na wydatki konieczne dla stworzenia autonomicznych sił zbrojnych. Nie jest więc przesądzone, że plan tożsamości obronnej Unii Europejskiej doprowadzi ostatecznie do oddzielenia sił europejskich od NATO. Gdyby jednak powstały niezależne europejskie struktury obronne poza NATO, mogłoby się to przyczynić do załamania trzonu systemu transatlantyckiego. W takim wypadku członkowie NATO nie będący członkami Unii Europejskiej, w tym nowi członkowie na wschodniej flance sojuszu, znaleźliby się poza europejskim systemem bezpieczeństwa, zaś system taki doprowadziłby do rozłamu wewnątrz NATO i postawił ponownie pod znakiem zapytania bezpieczeństwo Europy Środkowej.

Więcej możesz przeczytać w 47/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.