Powrót mordercy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Od lat bagatelizowana gruźlica powraca do Europy, ale w znacznie groźniejszej i zmutowanej formie. Epidemiolodzy przestrzegają, że tak jak wiek XX należał do wirusa HIV, tak przekleństwem XXI w. może być gruźlica.
Mieszkańcy Teksasu niespodziewanie zapadają na dziwne, nieuleczalne choroby, ślepną, nie mogą poruszać kończynami. Okazuje się, że to szalony mikrobiolog terroryzuje środkową Amerykę bakteriami przeniesionymi z prehistorii. To tylko futurystyczna wizja Johna S. Marra i Johna Baldwina, autorów książki "Jedenasta plaga", ale z podobną sytuacją możemy mieć do czynienia w rzeczywistości. Z jedną różnicą - tym razem terrorystą będzie sama matka natura, która przywraca do życia dawno zapomniane i pokonane szczepy bakterii w nowej, odpornej na leki formie.
Po pięćdziesięciu latach przerwy gruźlica znów zaczyna zbierać żniwo i to tam, gdzie najmniej się tego spodziewaliśmy. Nie tylko wśród ubogich mieszkańców byłego Związku Radzieckiego czy Rumunii, ale również w bogatej Unii Europejskiej. Dzisiaj problemem nie jest jednak brak leków, lecz ich nieskuteczność. Sprawdzone antybiotyki i kuracje przestają działać. Polskę gruźlica atakuje ze Wschodu i z Zachodu. Z jednej strony przybywają do nas zakażeni mieszkańcy byłego ZSRR, z drugiej zaś - nowe bakterie oporne na antybiotyki.
Kiedy na początku lat 50. pojawiły się leki zwalczające gruźlicę, świat odetchnął z ulgą. W 1984 r. amerykańskie służby medyczne zanotowały, że w porównaniu z 1953 r. liczba cierpiących na tę chorobę zmalała o 74 proc. W Polsce od 1965 r. epidemiolodzy mówili o wręcz lawinowym spadku zachorowań. Powszechne było przekonanie, że niebawem ludzkość będzie mogła zapomnieć o chorobie, która przez dziesięciolecia była pierwszą przyczyną zgonów w Europie. Radość trwała jednak krótko. Gruźlica wróciła i to z niespodziewaną siłą. Od 1985 r. w Stanach Zjednoczonych rejestruje się co roku 26 tys. nowych chorych. W Szwajcarii liczba ta wzrosła o 40 proc.
W Europie Zachodniej wzrost zachorowań łączony jest z dużą migracją. Turcy, Algierczycy, Ukraińcy, Rosjanie przenoszą bakterie na europejską społeczność, której układ odpornościowy został zaburzony. Nadużywanie leków, poddawanie się licznym zabiegom medycznym, niezdrowy styl życia powodują, że organizm staje się coraz słabszy. - Na gruźlicę zapadają ludzie z najlepiej prosperujących grup społecznych. Tygodnik "Time" pisał ostatnio o rozprzestrzenianiu się tej choroby wśród urzędników i młodych biznesmenów pracoholików. "Zagrożeni są wszyscy ci, którzy zapominają o najprostszych potrzebach organizmu, choćby o niezbędnym odpoczynku czy nawet jedzeniu" - mówi dr Ireneusz Szczuka, kierownik Zakładu Epidemiologii Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie. Ekspansji gruźlicy sprzyjają także typowe dla zachodnich bogatych cywilizacji przewlekłe choroby (np. cukrzyca), przeszczepy, długotrwały stres, a u kobiet dodatkowo zaburzenia hormonalne.
Coraz częściej pojawiają się takie postacie gruźlicy, z którymi lekarze nie potrafią sobie poradzić. W Danii i Niemczech oporność bakterii na leki przeciwgruźlicze wzrosła o 50 proc. W "The New England Journal of Medicine" opublikowano niedawno dane na temat lekooporności prątków w 35 krajach. Na co dziesiąty szczep wyizolowany od pacjentów leczonych po raz pierwszy nie działał przynajmniej jeden lek. Znacznie gorzej było w grupie osób już wcześniej poddawanych terapii.
Na świecie żyje prawie 50 mln zakażonych prątkami gruźlicy opornymi na dotychczas stosowane leki - wynika z szacunków WHO. Dla porównania - "zaledwie" 34 mln osób to nosiciele wirusa HIV. Każdego roku na gruźlicę umiera 3 mln osób. Wielu z nich ginie tylko dlatego, że nie wynaleziono jeszcze leku, który pokonałby zmutowane bakterie. W Stanach Zjednoczonych lekarze nie umieją pomóc aż 70 proc. chorych na gruźlicę wielolekooporną - bije na alarm WHO.
Nadzieją są najnowsze odkrycia genetyki. Dzięki nim możliwe będzie stworzenie leku niszczącego bakterie. Na razie poznano jedynie cztery główne mechanizmy prowadzące do wzrostu oporności prątków. Może do tego dojść w wyniku przypadkowej zmiany DNA komórki lub przekazania części DNA z jednej komórki do drugiej. Jeśli nowy żywiciel przeżyje, bakteria otrzymuje zmodyfikowane DNA. Stosując te wszystkie zabiegi, bakteria "uczy się" wykrywać wroga. Chroni się między innymi przed antybiotykami, jak my coraz to nowymi metodami zabezpieczamy nasz dom przed coraz to zmyślniejszymi włamywaczami. Wynajduje nowe zamki szybciej niż naukowcy są w stanie stworzyć nowy lek-klucz.
Specjaliści obliczyli, że potrzebują trzech lat, by przygotować nowy preparat o działaniu antybakteryjnym. Bakteria zaś potrafi się uodpornić na nowy lek przez trzy miesiące. Wśród przyczyn narastającej oporności bakterii na antybiotyki naukowcy wymieniają nie tylko nadużywanie leków, ale też nieprawidłowe dawkowanie. Wie-lu pacjentów, kiedy czuje się lepiej, uznaje, że dalsze łykanie pigułek nie ma sensu. Zaobserwowano, że lepiej jest w ogóle nie rozpoczynać leczenia, niż prowadzić je źle.
Kolejny błąd to zbyt późne zgłoszenie się do lekarza. Pierwsze objawy choroby - brak apetytu, nocne poty, stan podgorączkowy, osłabienie i niechęć do życia oraz uporczywy, trwający kilka tygodni kaszel - rzadko budzą niepokój, szczególnie wśród bogatych zapracowanych mieszkańców krajów rozwiniętych, gdzie gruźlica dawno już nie jest uznawana za realne zagrożenie. Dotyczy to zarówno chorych, jak i lekarzy. Brytyjska prasa zwracała ostatnio uwagę, że wielokrotnie zdarzało się, iż diagnozowano gruźlicę jako nowotwór, a czasem jako przemęczenie czy zaziębienie, ponieważ młodzi zachodnioeuropejscy lekarze nie mieli wcześniej z chorobą styczności. Tymczasem tylko szybko wykryta gruźlica może być uleczona. Leczenie - nawet najprostszej jej postaci - jest jednak długotrwałe i trudne. Trwa aż sześć miesięcy. Ściany komórkowe prątków gruźlicy słabo przepuszczają leki. Stąd ich naturalna oporność na wiele antybiotyków i konieczność wyjątkowo długiego leczenia.
Przez pierwsze dwa miesiące chorzy otrzymują cztery rodzaje leków przeciwprątkowych, potem wystarczą już tylko dwa. Terapia ma jednak i zalety: jest skuteczna i wyjątkowo tania. Leki na sześciomiesięczną kurację kosztują zaledwie 250 zł. Kłopoty pojawiają się wówczas, gdy lekarze mają do czynienia z prątkami gruźlicy opornymi na działanie wielu leków. Kuracja jest wówczas średnio sto razy droższa (a może kosztować nawet 50 tys. USD), mniej skuteczna, bardziej dolegliwa i dłuższa (trwa od 18 do 24 miesięcy).
Wylęgarniami zmutowanych prątków gruźlicy stają się coraz częściej szpitale. W ostatnich latach w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i we Włoszech pojawiły się szczepy bakterii oporne na dwa najczęściej stosowane leki. "W niektórych szpitalach szczepy Mycobacterium tuberculosis były oporne na wszystkie dostępne leki. Śmiertelność wśród zarażonych nimi pacjentów wynosiła od 43 proc. do 93 proc." - piszą prof. Danuta Dzierżanowska i prof. Janusz Jeliaszewicz w pracy "Zakażenia szpitalne".
"Zbyt późno zaczęliśmy zdawać sobie sprawę z zagrożenia wynikającego z rosnącej oporności na antybiotyki" - przyznał już trzy lata temu dr Hiroshi Nakajima, ówczesny dyrektor generalny WHO. - Sądziliśmy, że mamy skuteczne leki i że choroba dotyczy ubogich krajów Trzeciego Świata. Dziś widzimy, że trzeba podjąć zdecydowaną walkę z tą chorobą. Dużą pomocą byłaby szczepionka skuteczniejsza niż te, którymi dysponujemy. Zbyt mało jednak wiemy o bakterii i jej mechanizmach obronnych, aby móc taki preparat przygotować w najbliższym czasie - mówi dr Szczuka.
Dostępna obecnie szczepionka zawiera żywe, odzjadliwione prątki typu bydlęcego. Jest jednak mało skuteczna. Przed gruźlicą płucną - najczęściej występującą - chroni jedynie w 50 proc. Naukowcy z National Institute of Allergy and Infectious Diseases (NIAID) opracowali wytyczne do prac nad skuteczną szczepionką przeciw gruźlicy. Jej stworzenie będzie jednak wymagało - jak twierdzą naukowcy z NIAID - zaangażowania rządów, instytucji naukowych i firm farmaceutycznych. Teraz naukowcy pracują nad trzema koncepcjami szczepionki. Ma ona zawierać albo żywe, osłabione prątki, albo fragmenty prątków, albo prątki zawierające tylko część materiału genetycznego.
Czy Europa zdąży się obronić przed grożącą jej plagą? Tak, ale tylko wówczas, gdy w walkę zaangażują się wszyscy. Potrzebne są przede wszystkim pieniądze. I to duże. Aby zwiększyć liczbę wyleczonych i zmniejszyć ryzyko kolejnych zakażeń, trzeba co najmniej 100 mln USD rocznie - szacują specjaliści z WHO. Pieniądze te mają być przeznaczone na szczepienie niemowląt w krajach najbardziej zagrożonych epidemią, na programy informacyjne, a także na tanie leki, których prawidłowe stosowanie powinno ograniczyć liczbę zakażonych opornymi bakteriami. Jednym słowem - musiałaby to być zmasowana kampania porównywalna z tą, jaką kraje rozwinięte przeprowadziły 50 lat temu. Na razie nie ma jednak na to pieniędzy. Wygrywa więc bakteria.
W Polsce wzrost zachorowań na gruźlicę zanotowano już w 1990 r. W ciągu pięciu lat zaczęło przybywać 100-300 nowych chorych rocznie, więcej niż w latach 80. Dopiero jednak w tym roku Ministerstwo Zdrowia przyjęło Narodowy Program Zwalczania Gruźlicy. Do końca roku ma przeznaczyć na leczenie 1,3 mln zł, a w przyszłym - 2 mln zł. Czy nie za późno? W Polsce na gruźlicę umiera 700 osób rocznie. W ubiegłym roku - wbrew światowym trendom - statystyki wyraźnie się jednak poprawiły. W niektórych województwach liczba nowych chorych zmalała nawet o 40 proc. - Nie świadczy to jednak o tym, że mniej ludzi zapada na gruźlicę, lecz o tym, że nie wszyscy potrzebujący dotarli do lekarza i rozpoczęli leczenie - mówił na konferencji prasowej prof. Kazimierz Roszkowski, konsultant krajowy w dziedzinie chorób płuc. Możliwe, że katastrofalne skutki tej sytuacji zaobserwujemy już w najbliższych latach. Polacy są narażeni na zakażenie gruźlicą bardziej niż mieszkańcy Europy Zachodniej, gdyż do naszego kraju przyjeżdża wielu chorych mieszkańców krajów byłego Związku Radzieckiego czy Rumunii, a jednocześnie dotarła do nas zachodnia moda na antybiotyki. Nasze organizmy zostały osłabione w nie mniejszym stopniu niż organizmy Francuzów czy Brytyjczyków. - Pod względem liczby nowych zachorowań na 100 tys. mieszkańców należymy do ścisłej czołówki Europy. Ryzyko zachorowania na gruźlicę jest w Polsce dwa razy większe niż w Niemczech i Czechach, a ponadsześciokrotnie większe niż w Norwegii i Szwecji. Panika, jaką wywołały ostatnio zachodnie media, przerażone danymi na temat rozprzestrzeniania się gruźlicy, do Polski jeszcze nie dotarła, ale to nie znaczy, że możemy się czuć bezpieczniej.
Więcej możesz przeczytać w 36/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.