Europa w celi

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy więzienia mogą być zbyt komfortowe? Prawdopodobnie tak, skoro więźniowie nie chcą z nich wychodzić
Jeżeli nie stać nas na nowe więzienia, trzeba będzie zagęścić istniejące - twierdzi nowy minister sprawiedliwości Lech Kaczyński. - To powrót do filozofii gułagu, zachęta do buntów i eskalacji przemocy w więzieniach - odpowiadają zgodnie przeciwnicy zaostrzenia kar i zagęszczenia więzień. Czy rzeczywiście w polskich zakładach karnych nic nie da się zrobić, nie wywołując buntu?
Gdzie nam będzie tak dobrze jak tutaj? Aż żal wychodzić na wolność - mówią pensjonariusze więzienia na Koziej Górze w Radomiu. Główny hol wygląda jak wnętrze nowoczesnego biurowca czy banku. W celach znajdują się dobrze wyposażone łazienki: oprócz standardowych umywalek i sedesów są kabiny prysznicowe. Każdy więzień może mieć prywatny telewizor, a niektórym udostępnia się nawet odbiorniki służbowe. Osadzeni mogą się swobodnie poruszać po oddziałach. Cele są otwarte. Można korzystać ze świetlicy, siłowni, pracowni, czytelni czy sali gier. Na terenie więzienia znajduje się także nowoczesna lecznica, której wyposażenia mógłby pozazdrościć niejeden właściciel prywatnego gabinetu.


Polskie więzienia należą do grupy kilku instytucji, w których standardy socjalno-bytowe nie odbiegają od obowiązujących w Unii Europejskiej (obok żłobków i przedszkoli, szpitali specjalistycznych, uzdrowisk). O takich standardach mogą tylko pomarzyć wychowankowie domów dziecka, pensjonariusze domów opieki społecznej, a nawet mieszkańcy większości akademików. Utrzymanie więźnia w Radomiu kosztuje 1200 zł miesięcznie, co jest sumą wyższą od płacy netto trzech czwartych Polaków. Stawka żywieniowa w więzieniach - 6-10 zł dziennie - jest wyższa niż w wielu szpitalach czy domach opieki (4-5 zł).
- Zdaję sobie sprawę, jak powszechne są opinie o "wygodach", z jakich korzystają więźniowie. Jesteśmy jednak zobligowani do dostosowywania standardów naszych placówek penitencjarnych do wymogów Unii Europejskiej. To, ile pieniędzy wydaje się na więzienia i na jakich zasadach opiera się system resocjalizacji, nie zależy przy tym od więzienników, ale od rządu i parlamentu, uchwalających ustawy i przystępujących do międzynarodowych konwencji - tłumaczy Krzysztof Kulesza, zastępca dyrektora generalnego służby więziennej.
W zakładzie karnym w Krzywańcu (woj. lubuskie) skazane kobiety mieszkają wspólnie z dziećmi. Placówka ta bardziej przypomina ośrodek wczasowy niż miejsce przymusowego odosobnienia - zadbane domki pokryte dachówką stoją w sosnowym lasku, obok znajduje się plac zabaw. Nie ma cel, a nawet zrezygnowano z niektórych elementów regulaminu, na przykład meldowania się. Z kolei w więzieniu w Wojkowicach kwitnie twórczość artystyczna. Działa tam m.in. bluesowa grupa Cienkie Bolki (lider zespołu odsiaduje wyrok za zabójstwo). W ubiegłym roku muzyków chciano ściągnąć na katowicki festiwal Rawa Blues.
- W porównaniu z innymi krajami aspirującymi do członkostwa w Unii Europejskiej czy chociażby w Radzie Europy wypadamy naprawdę dobrze. Jako członek Rady Europy jesteśmy systematycznie kontrolowani przez Europejską Komisję Przeciwdziałania Torturom. Ostatni jej raport, sporządzony w 1996 r., był dla nas bardzo korzystny. Podobne opinie wyrażają inne międzynarodowe instytucje, które przyglądały się sytuacji w polskich więzieniach - opowiada Krzysztof Kulesza.
Względnie dobre warunki w polskich zakładach karnych to efekt reform, które zapoczątkował Paweł Moczydłowski, szef polskiego więziennictwa w latach 1990-1994. Za jego kadencji radykalnie zliberalizowano stosunki w więzieniach. Strażników zobowiązano nawet do zwracania się do więźniów per pan. Osadzeni w zakładach karnych i aresztach zyskali ponadto większą swobodę - wydłużono spacery, zwiększono dostęp do rozrywek, zaczęto stosować przepustki w odbywaniu kary, umożliwiono częstsze spotkania z rodzinami, powstały "pokoje intymne". Ci, którzy pracowali na rzecz zakładu karnego, zaczęli dostawać za to wynagrodzenie. Od połowy 1992 r. mniej więcej połowa skazanych pracuje na etatach więziennych opłacanych przez budżet.
- Specjaliści z Europy Zachodniej i USA uważają te zmiany za jeden z przełomowych momentów dla więziennictwa na świecie. Doszło do tego, że organizacje pozarządowe zalecają krajom naszego regionu tzw. polską drogę reformy więziennictwa - mówi Paweł Moczydłowski. Podkreśla, że jego reformy powiodły się, choć nie miał na nie pieniędzy. Twierdzi, że "polska droga" nie oznacza ogromnych wydatków, lecz zmiany systemowe. Dzięki temu w naszych placówkach nie ma buntów, przemocy, strajków.
Opinia publiczna uważa jednak, że więźniowie odbywają u nas kary w zbyt komfortowych warunkach. I nie chodzi tu tylko o bossów podziemia, którym - jak Pershingowi - przynoszono do aresztu obiady z restauracji, lecz o przeciętnych osadzonych. Część polskich zakładów karnych posiada już wyposażenie porównywalne z więzieniami skandynawskimi, które uchodzą za najwygodniejsze w Europie.
Właśnie model skandynawski wybrano, reformując nasze więziennictwo na początku lat 90. W Danii prawie wszystkie więzienia są otwarte, nie ma murów i krat. W Norwegii większość więźniów wychodzi do domu na weekendy. Za szczyt luksusu nie jest jednak uznawany żaden ze skandynawskich zakładów karnych, lecz apartament w kolumbijskim więzieniu Envigado, w którym siedział Pablo Escobar, szef kokainowego kartelu. Był tam świetnie wyposażony barek, obrotowe łoże, luksusowy zestaw audio-wideo i telefon. Także w Stanach Zjednoczonych coraz więcej zakładów karnych niczym już nie przypomina znanego z surowości więzienia Alcatraz.
Na podstawie wyrywkowych informacji zgromadzonych przez psychologów więziennych można stwierdzić, że co dziesiąty skazany woli pobyt za kratami niż na wolności. Dlatego niektórzy umyślnie popełniają drobne przestępstwa, by wrócić do celi. Podobnie postępują niektórzy bezdomni. - Wolą oni spędzić zimę w więzieniu niż pod mostem, w kanale czy nawet w domu opieki społecznej - mówi Krzysztof Kulesza.
Twórcy reformy więziennictwa uważają, iż problemy pojawiły się nie dlatego, iż poszli za daleko, ale wskutek zahamowania przemian. - Reformy nie zostały dokończone. Po 1994 r. rozpoczął się okres stagnacji. Dwu-, trzykrotnie rozrosła się więzienna biurokracja. Pojawił się problem korupcji - tłumaczy Paweł Moczydłowski. Ważne jest też to, że opinia publiczna nie rozumie, dlaczego podatnicy mieliby łożyć akurat na więzienia, skoro tyle jest innych pilnych potrzeb, a wyrok odsiadywany we względnie komfortowych warunkach nie jest żadną karą. Dlatego tak trudno znaleźć pieniądze na budowę nowych więzień, których standard - zgodnie z zaleceniami UE - byłby jeszcze wyższy.
- Kiedy mówimy o pieniądzach na więziennictwo, napotykamy opór opinii publicznej. Oczekuje ona, by kara więzienia była jak najbardziej dolegliwa. Mimo to sądzę, że w więziennictwo trzeba inwestować. Inna sprawa, że zbyt dużo funduszy przeznacza się na nie przemyślane inwestycje - mówi Jerzy Wierchowicz, poseł UW, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka.
Od 1989 r., czyli od ostatniej amnestii, gdy za kratami przebywało 40,3 tys. osób, liczba osadzonych systematycznie wzrastała - do 66,5 tys. w październiku 1995 r. Potem nastąpił okresowy spadek liczby więźniów (do 57,7 tys.), wynikający ze zmiany ustawodawstwa karnego. Od 1998 r. osadzonych znowu zaczęło przybywać. Obecnie w więzieniach i aresztach jest 64,4 tys. osadzonych. Co zastanawiające i bezprecedensowe, w ostatnich latach spadła liczba chętnych do warunkowego zwolnienia.
Placówki penitencjarne w naszym kraju mogą pomieścić 63 336 więźniów w pawilonach mieszkalnych i 1344 osoby w szpitalach. Zostało więc zaledwie kilkaset wolnych miejsc. Paradoksalnie - reforma więziennictwa, która miała doprowadzić do poprawy warunków odbywania kary, przyczyniła się do przeludnienia więzień. Choć zabrzmi to groteskowo, polskie więzienia stały się dla osadzonych atrakcyjnym miejscem.
Więcej możesz przeczytać w 36/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.