Uczniowie Dionizosa

Uczniowie Dionizosa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Bez historii wina nie istnieje historia Europy
 

Niedawno opublikowano miłą statystykę, z której wynika, że Polacy piją mniej alkoholu. Jest to dobra wiadomość, choć tego rodzaju statystyki mają pewną wadę - podają spożycie alkoholu w przeliczeniu na czysty spirytus. A przecież jest pewna różnica między wypiciem rocznie ośmiu litrów spirytusu zawartego w wódce a taką samą ilością czystego alkoholu w winie dobrej klasy. Co innego wypić dziennie butelkę burgunda czy bordeaux, a co innego raz w tygodniu pół litra wódki. Różnica jest choćby taka, że nie zdarzyło się jeszcze, by po butelce wina ktoś zarąbał siekierą całą rodzinę. Po butelce wódki to się zdarza.


Statystyka spadku spożycia alkoholu (czystego) pokazuje, że dokonuje się u nas przełom obyczajowy, ale jeszcze nie rewolucja. Zauważalne stało się, że Polacy interesują się winami, podają wina na przyjęciach, przynoszą wina jako prezenty, ale statystyczne zmiany wynikają raczej z inwazji piwa. Upowszechnienie wina hamują dwie bariery: nieznajomość winnej materii w społeczeństwie, odciętym przez dziesięciolecia od europejskiego sposobu życia, i obłędne ceny. Wystarczy się przejść po polskim supermarkecie którejś z francuskich sieci handlowych z katalogiem win, wydawanym przez tę samą sieć we Francji, aby zobaczyć kosmiczną wręcz różnicę cen.
Wielka Rewolucja Francuska zaczęła się od wina i jego cen. 11 lipca 1789 r. dwóch paryskich szlifibruków, Monnier i Darbon, na czele grupy rozjuszonych paryżan podpaliło rogatkę celną stojącą w poprzek szosy dAntin. Cały Paryż był wówczas otoczony takimi rogatkami, na których przez 400 lat pobierano podatek akcyzowy od wwożonego do stolicy wina. W rezultacie wino w Paryżu było trzykrotnie droższe niż za murami miasta. Paryżanie byli jednak pomysłowi. Szmuglowali wino rurociągami, z których najdłuższy miał 750 metrów, a nawet przemycali wino w balonach na gorące powietrze.
Obchodzimy rocznicę rewolucji 14 lipca, a nie 11 lipca, z powodu obłudy. Z tej samej przyczyny znikły z historii nazwiska Monniera i Darbona, a pozostało nazwisko pijącego tylko wodę ponurego ascety Robespierrea. Tymczasem to właśnie wino łączyło francuską rewolucję z dziejami Europy, wpisywało ją w ciągłość historyczną. Cywilizację, do której należymy, wraz z jej kulturą obdarzaną przymiotnikiem "europejska", zwykło się określać dwoma pojęciami: christianitas i humanitas. O trzecim elemencie tej europejskiej triady, o barokowej vanitas, radości życia, błogosławionej lekkomyślności, zawsze się zapomina w solennych rozważaniach o specyfice i odmienności Europy. Tymczasem vanitas, użycie i radość, pozostaje konstytuującym elementem tej cywilizacji, do której przyznaje się Polska. A jej symbolem jest wino - najstarszy wytwarzany przez człowieka artykuł spożywczy; element sposobu bycia całych narodów; symbol religijny; lekarstwo i sposób przedłużania życia. I wreszcie, pośrednik w komunikacji między ludźmi, którego - trzeba mieć nadzieję - nie wytrzebi Internet.
Bez historii wina nie istnieje historia Europy. Grecki historyk Tukidydes pod koniec V wieku przed Chrystusem, gdy kultura ateńska osiągnęła swoje apogeum, napisał, że narody basenu Morza Śródziemnego zaczęły wychodzić z barbarzyństwa wraz z rozpoczęciem uprawy drzew oliwnych i winorośli. Bez wina nie ma też judaizmu i chrześcijaństwa. Pierwszą biblijną winnicę założył Noe natychmiast po potopie. Ojciec rodzaju ludzkiego był też pierwszym, który się winem odurzył, a potomkowie Chama szydzącego z nagości Noego cierpią z tego powodu do dziś. Baskowie mówiący jednym z najstarszych języków europejskich mają legendę o bohaterze imieniem Ano, który uratował z potopu sadzonkę winorośli. Ratowanie winorośli z potopu leży gdzieś u wspólnych źródeł kultury.
W babilońskim eposie o Gilgameszu, też opowiadającym o potopie, bohater w poszukiwaniu wiecznego życia odkrywa zaczarowaną winnicę, której wino daje nieśmiertelność. Wiosenne święto Dionizosa w starożytnej Grecji odbywało się na pamiątkę potopu zesłanego na ludzkość przez rozgniewanego Zeusa. Przeżyła tylko jedna para. Jej synami byli Orestes (założył pierwszą winnicę), Amfiktion (Dionizos nauczył go robić wino) i Hellen (praojciec Greków).
Wino zbliżało oddalone kultury, budując Europę. Kiedy Jazon wyprawił się z Argonautami po złote runo do Kolchidy (na terytorium dzisiejszej Gruzji), poznał tamtejsze obyczaje: keipi - uroczystą ucztę, instytucję tamady, mistrza ceremonii, zwyczaj wygłaszania długich toastów.
W Mezopotamii, w sumeryjskich stolicach Kisz i Ur, pito wino trzy tysiące lat przed Chrystusem, choć Sumeryjczycy nie uprawiali winorośli. Wino było sprowadzane z południowego Kaukazu. Egipcjanie też importowali wino, choć uprawiali winorośl na miejscu. Egipcjanom przypisuje się wynalezienie prasy do wytłaczania moszczu oraz wirówki do oczyszczania soku. W grobowcu faraona Tutenchamona (zmarłego ok. 1349 r. p.n.e.) Howard Carter znalazł w 1922 r. 36 amfor - siedem z nich miało pieczęć jego dóbr królewskich, na szesnastu była nazwa domu królewskiego z Aten.
Babiloński władca Hammurabi (1792-1750 p.n.e.) przyznał monopol na handel winem kobietom. Z uzasadnieniem, że kobiety mają większe poczucie odpowiedzialności. Założycielka czwartej dynastii sumeryjskiej w Kisz, królowa Azag-Bau, określona została w dokumentach jako sprzedawczyni wina. Było to dowodem szlachetności jej charakteru. Platon, który chciał ustanowić idealne państwo rządzone przez filozofów, uregulował wszystko - jak każdy totalitarysta - niezmiernie dokładnie. Podał m.in. przepisy, kto i ile wina może i powinien pić. Młodzieńcom do lat 18 mędrzec zakazywał picia w ogóle, aby nie dodawali ognia do ognia w duszy i ciele. Mężczyznom do lat 30 zezwalał pić nieco wina, bardzo umiarkowanie, aby strzec się przed pijaństwem i opilstwem. Kto jednak wchodzi w lata czterdzieste, powinien oprócz innych bogów, do których się odwołuje, zaprosić także Dionizosa na święto wieku. Dionizos bowiem podarował ludziom wino jako uzdrawiający środek przeciwko ponurej powadze starości.
Dzięki Homerowi wiemy, jakie wina pito podczas oblężenia Troi. Armia oblegających piła wino z wyspy Lemnos. Jej wodzowie, na czele z Agamemnonem i Achillesem, pili wino z północnej Tracji. Trojanie mieli zapasy wina z Frygii. Odyseusz natomiast wziął z sobą w podróż wino z rodzinnej Itaki, ale również słodkie jak miód wino z Tracji, otrzymane w darze od Marona, kapłana Apolla z Ismaros. Wino było tak mocne, że trzeba je było rozwadniać w stosunku 1 do 20. Odyseusz użył tego wina jako tajnej broni przeciwko cyklopowi Polifemowi. Cyklop, przyzwyczajony do sycylijskiego cienkusza, zasnął po nie rozcieńczonym winie Marona snem kamiennym i Odys wyłupił mu wtedy jedyne oko.
Rzym był natomiast fundowany na mleku. We wczesnym okresie rzymskiej historii w mieście obowiązywały surowe zasady obyczajowe. Mężczyzna, który przyłapał żonę na piciu wina, mógł ją ukarać śmiercią. Wokół Rzymu rozciągała się jednak winna kraina Etrusków na północy i greckich kolonistów na południu. Rzymianie ulegli przemożnej sile wina podczas wojen punickich. Pierwszą rzymską księgę o uprawie winorośli napisał Katon Starszy, ten, który uparcie powtarzał w Senacie, że Kartagina musi zostać zburzona. Mało kto zdaje sobie sprawę, jak bardzo związane z winem jest chrześcijaństwo. Nie tylko przez osobę Chrystusa, cud przemiany wody w wino w Kanie Galilejskiej, ostatnią wieczerzę i symboliczną ofiarę krwi pod postacią wina podczas mszy świętej. Wcześni teologowie chrześcijańscy odkryli podobieństwo między Chrystusem i Bachusem. Grecki Dionizos był synem Boga i kobiety śmiertelnej, dokonywał cudów i był prześladowany.
Polska długie wieki należała do cywilizacji, której częścią jest wino. Ksiądz Skarga narzekał nawet w "Kazaniach sejmowych", że wino pije nie tylko szlachta, ale także mieszczanie, a nawet pachołkowie. W okresie rozbiorów odcięto nas od europejskiej vanitas, spychając w ogłupiającą kulturę ruskiej gorzały i tępą kulturę pruskiego piwska. Czas komunizmu - warto o tym pamiętać - był nie tylko czasem łamania sumień i charakterów, ale i epoką rozpasanego prymitywizmu, kulturalnego barbarzyństwa symbolizowanego przez pity w krzakach napój "Wino". Owszem, była poezja i sztuka, ale na bankietach dla literatów podawano koniak do śledzi i wermut do kotleta.
Obserwuję i w supermarketach, i w sklepach specjalistycznych ludzi oglądających z trwogą półki z winami z całego świata, a zwłaszcza ich ceny, absurdalne, obciążone morderczą akcyzą i cłami chroniącymi rodzimą siwuchę, a w konsekwencji kulturę wódy. Ci ludzie, odcięci przez dziesięciolecia od Europy, szukają drogi z powrotem. Często ze snobizmu, ale to najzdrowszy jego gatunek. Naprawdę uważam, że Polska wróci do Europy, kiedy na polskie stoły powróci pite ze znajomością rzeczy wino.
Z politykami jednak nigdy nic nie wiadomo. Krótko po zwycięstwie rewolucji francuskiej odbudowano spaloną przez Monniera i Darbona rogatkę dAntin i zatrudniono 600 nowych celników. Zwycięski lud nadal musiał pić drogie wino. My, polscy Europejczycy, na razie też.

Więcej możesz przeczytać w 9/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.