Przyjaciele "Pruszkowa"

Przyjaciele "Pruszkowa"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kto ze świata polityki, biznesu oraz rozrywki współpracował z najgroźniejszym polskim gangiem?
W pliku zatytułowanym "bank" w laptopie Leszka D. (ps. Wańka), jednego z bossów "Pruszkowa", znajdują się m.in. takie adnotacje: "wybory - 70 tys., przystojniak - 2 raty", "Zyga - 3 mln", "prokurator - 12 000", "telewizja - wycofać 500 tys.", "Mirek - jeszcze 70 000", "senator - nie przedłużać", "profesor - potrącić 5 tysięcy", "hokeista - rozliczyć zakup działki". W poczcie elektronicznej Wańki odnotowane są potwierdzenia wysłania e-mailów do szefa gabinetu politycznego jednego z ministrów, do właściciela dużej firmy medialnej, do znanego warszawskiego radnego i do skarbnika kampanii jednego z kandydatów na prezydenta. Jak się dowiedzieliśmy, takie informacje na temat pruszkowskiego gangu zdobyła już policja. Czy dlatego Leszek D. powiedział przesłuchującemu go prokuratorowi: "Jest pan na mnie za krótki - tak samo jak pański szef"?


Zanim Wańkę aresztowano, chwalił się (m.in. w restauracji warszawskiego hotelu Marriott), że przekazał po 100 tys. USD na fundusze wyborcze czterech kandydatów w obecnych wyborach prezydenckich. Pokazał nawet jedno pokwitowanie. Oficjalnie darczyńcą nie był jednak Wańka, lecz szanowana fundacja. W zapiskach Wańki znajduje się kilkadziesiąt inicjałów nazwisk - niektóre ze znakami zapytania, inne z wykrzyknikami, a także informacja, z której wynika, że niektóre osoby ukryte pod inicjałami kontaktowały się również z konkurencyjnym gangiem z Wołomina. - Jeśli się okaże, że zapiski Wańki są prawdziwe, w polskiej polityce, biznesie i mediach może dojść do prawdziwego trzęsienia ziemi. Od kilku dni adwokaci niektórych znanych osobistości próbują się od nas dowiedzieć, czy nazwiska ich klientów nie pojawiają się w kontekście śledztwa przeciwko "Pruszkowowi" - mówi oficer stołecznej policji.
Rozszyfrowaniem zdobytych informacji zajmuje się m.in. Jarosław S. (ps. Masa), jeden z szefów "Pruszkowa". Właściwie Masa nie powinien być świadkiem koronnym w tej sprawie, gdyż stosowna ustawa nie pozwala na odgrywanie takiej roli przywódcom gangów. Ponadto Masa podejrzewany jest o zlecenie dwóch zabójstw. Na razie składa obciążające "Pruszków" zeznania, gdyż obiecano mu nadzwyczajne złagodzenie kary - na podstawie art. 60, § 3 kk. Poza tym nie ma wyjścia - w gangu wydano na niego wyrok śmierci. Masa jest więc de facto świadkiem koronnym, choć przez kilka tygodni sąd wahał się, czy zgodzić się na taki jego status. Gdyby prawnicy Wańki podważyli legalność powołania Jarosława S. na świadka koronnego, jego zeznania musiałyby zostać wycofane - jako zdobyte niezgodnie z ustawą o świadku koronnym. Inną osobą pomagającą policji w rozpracowaniu interesów pruszkowskiego gangu jest jeden z księgowych grupy. Problemem jest to, że znał on tylko zaszyfrowane rozliczenia i w niewielkim stopniu orientował się, z jakimi firmami i osobami prowadzili interesy jego chlebodawcy.


Dzięki zeznaniom Masy i księgowego oraz archiwum Wańki, a także rozszyfrowywanej stopniowo bazie danych Pershinga (jego laptop policjanci przejęli po zamachu na gangstera w grudniu 1999 r.), policja i prokuratura po raz pierwszy mogą doprowadzić do ujawnienia powiązań przestępczego podziemia z przedstawicielami polityki, biznesu, mediów, rozrywki, wymiarem sprawiedliwości. Policjanci badają przede wszystkim kontakty rodziny D. z podwarszawskiego Ożarowa, najważniejszej w hierarchii "Pruszkowa".
Bracia D. korzystali z kolei ze znajomości i układów radomskich klanów D. i S., ważnego w Trójmieście Stanisława M., bardzo wpływowego w Warszawie pana T., a także P. z Lubelszczyzny, G. z Wielkopolski i R. z Dolnego Śląska. Poprzez swoich radomskich współpracowników "Pruszków" miał kontakty w byłych centralach handlu zagranicznego, a dzięki nim - wpływ na handel bronią. Panowie T. oraz M. zapewnili gangowi "dojścia" do ważnych osobistości w polskich mediach. Wańka chwalił się, że jest zaprzyjaźniony z członkami rad nadzorczych niektórych stacji telewizyjnych i radiowych. Pokazywał fotografię, na której znajduje się z jednym z nich (na okazałym jachcie). - Podczas przeszukań w domach gangsterów znaleźliśmy zdjęcia, na których pojawiają się oni w towarzystwie osób z pierwszych stron gazet. Sprawdzamy teraz ich autentyczność - opowiada oficer policji uczestniczący w zatrzymaniu przestępców.
Na przyjęciu wydanym przez Leszka D. (oficjalnie organizatorem była jedna z fundacji związanych z ochroną zdrowia) wiosną 1998 r. było kilku posłów, dwóch senatorów, dyrektorzy publicznych mediów elektronicznych, kilkunastu warszawskich radnych, wielu dziennikarzy oraz przedstawiciele kultury - aktorzy, reżyserzy, muzycy. Leszek D. miał dobre kontakty z politykami, w kręgach samorządowych, w mediach elektronicznych. Dobre znajomości wśród ludzi filmu i teatru miał z kolei Andrzej K., czyli Pershing. Po śmierci Andrzeja K. Wańka przejął większość jego układów. Okazało się, że wielu znajomych w kręgach artystycznych Pershing zdobył dzięki kokainie, którą dostarczał im bezpłatnie lub po bardzo okazyjnej cenie. Sam zresztą regularnie zażywał ten narkotyk. Po śmierci Pershinga zaopatrzeniem zajął się brat Wańki, poszukiwany listem gończym Malizna.

Dotychczas zebrane przez policję informacje dowodzą, że największe wpływy "Pruszków" starał się uzyskać wśród warszawskich samorządowców. Wiele wskazuje na to, że ostatnia kampania przynajmniej kilku radnych od początku była przez gang finansowana. Jeden z radnych, przesłuchiwany przez prokuratora, stwierdził, że nie miał pojęcia, iż Leszek D. nie jest biznesmenem. Widywał go przecież wyłącznie w towarzystwie przedsiębiorców i polityków, najczęściej na imprezach sportowych (w loży honorowej). "Pruszków" sponsorował koszykówkę, piłkę nożną, żużel, hokej, a nawet łucznictwo.
Gang miał silny przyczółek w sferach politycznych co najmniej od 1995 r. Sprawy te wyszły na jaw m.in. podczas śledztwa prowadzonego w związku z wypadkiem drogowym, w którym zginął poseł K. - Nie ma wątpliwości, że K. był człowiekiem podziemia w sferach politycznych. Jest zastanawiające, jak mógł zrobić taką karierę. Właściwie należałoby wszcząć śledztwo przeciwko osobom, które posła K. promowały i osłaniały jego karierę - mówi oficer pionu śledczego UOP.

Z materiałów UOP wynika, że kampanię parlamentarną K. sfinansowały radomskie gangi, mające bezpośrednie powiązania z "Pruszkowem". K. był o tyle dla polskiego podziemia ważny, że jako członek Politycznego Komitetu Doradczego przy szefie MSW miał dostęp do wielu tajemnic, w tym wiedzy policji i UOP o największych gangach. To poseł K. poręczył za Stanisława M., skazanego w Kopenhadze za przemyt narkotyków, w Niemczech podejrzanego o nielegalną produkcję koniaku i łamanie prawa narkotykowego, w Polsce ściganego listem gończym za zagarnięcie mienia znacznej wartości, podejrzewanego o obrót materiałami promieniotwórczymi, przemyt papierosów i alkoholu.
Stanisław M. był przyjacielem Andrzeja K., czyli Pershinga, i dobrym znajomym braci D. Razem z Pershingiem można ich było spotkać podczas sopockich festiwali piosenki. Obecnie Stanisław M. jest poważanym biznesmenem, m.in. właścicielem hoteli w Świnoujściu i Gdyni, w których często goszczą politycy, samorządowcy, ludzie kultury. Po aresztowaniu bossów "Pruszkowa" znaczenie Stanisława M. jeszcze wzrosło. Niedawno Piotr G., "człowiek" Stanisława M., o mało nie został radnym. Ujawnienie przez dziennikarzy związków między obu panami doprowadziło do wykreślenia Piotra G. z listy kandydatów. A co z kandydatami, o których media nie wiedziały? 


Najsłynniejszym znajomym Pershinga i "Pruszkowa" był jednak Ireneusz S., wicepremier w rządzie Mieczysława Rakowskiego, były poseł SLD. Pełniąc funkcje wicepremiera, a potem szefa Głównego Urzędu Ceł, S. dysponował wiedzą i możliwościami, które dla gangów były wprost bezcenne. Po śmierci S. policjanci otrzymali informację, że tej nocy, kiedy do siebie strzelał (oficjalnie mówi się o samobójstwie), złożyli mu wizytę dwaj wysłannicy "Pruszkowa". Gangsterzy już wcześniej domagali się zwrotu nie spłaconej pożyczki (chodziło o milion dolarów). Pieniądze miał pożyczyć Pershing, który potem anulował dług. Po śmierci Andrzeja K. "Pruszków" zażądał jednak spłaty zadłużenia. S. chciał pożyczyć pieniądze u kilku znajomych, lecz nie udało mu się. Wtedy podobno zagroził, że ujawni nazwiska znanych osób ze świata polityki i biznesu, którym służył jako pośrednik w kontaktach z Pershingiem. Dwie godziny po nocnej wizycie gangsterów S. trafił do szpitala ze śmiertelnym postrzałem.
Zarówno Pershing, jak i S. znali Bogusława B., byłego szefa Art-B, do niedawna prezesa zakładów futrzarskich w Kurowie, należących do Wiesława P. (ps. Wicek). Jarosław S. (ps. Masa) ujawnił, że Pershing inwestował w "fabryki kożuchów". Wcześniej Andrzej K. pomagał Wickowi w schwytaniu członków gangu, który napadł na jego dom. W tym kręgu obracał się też G., były senator i biznesmen, któremu Pershing udzielał pożyczek. Po śmierci Andrzeja K. jego najcenniejsze kontakty w świecie polityki, biznesu i rozrywki przejęli bracia D. - najczęściej szantażem. Od kilku lat systematycznie poszerzali oni zresztą własną strefę wpływów. Wykupili m.in. długi kilku znanych warszawskich biznesmenów, a przez nich umocnili swoje wpływy najpierw w warszawskiej, a potem ogólnopolskiej polityce. Pomagali im w tym przede wszystkim prawnicy, w tym osoby z tytułami naukowymi.
Wańka i inni prezesi "Pruszkowa" wysyłają z więzienia sygnały, że liczą na pomoc swych możnych protektorów. Nie wiadomo, czy się jej doczekają. Z informacji zebranych dotychczas przez policję wynika bowiem, że osoby mogące najwięcej stracić zebrały szczegółowe dossier dotyczące najcięższych przestępstw "Pruszkowa" - morderstw, porwań, handlu narkotykami. Informacje te zgromadzili byli oficerowie SB i milicji, którzy w czasach PRL kilku z obecnych bossów "Pruszkowa" prowadzili jako swoich konfidentów, a już w III RP robili z nimi wspólne interesy.

Więcej możesz przeczytać w 38/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.