Brudne białe kołnierzyki

Brudne białe kołnierzyki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Policja wpadła na trop grupy biznesmenów, bossów polskiego przestępczego podziemia
Ponad 40 mln USD wyprała doskonale zorganizowana grupa warszawskich biznesmenów - dotychczas nie notowanych, szanowanych obywateli. Z informacji zebranych przez policję i prokuraturę wynika, że kwota ta może być kilkakrotnie wyższa. To pierwsze i nieoficjalne wyniki śledztwa prowadzonego w sprawie organizacji, która od kilku lat działała w największych polskich miastach. To jednocześnie pierwsza sprawa dotycząca tzw. białych kołnierzyków, czyli osób faktycznie rządzących światem przestępczym.
Pershing, Dziad, Nikoś czy Oczko, uważani do niedawna za przywódców największych zorganizowanych grup kryminalnych, byli chłopcami do brudnej roboty i pilnowania cudzych, należących do "białych kołnierzyków" interesów. Gangsterzy otrzymywali z tego najwyżej 10 proc. prowizji. Śledztwo prowadzi też do innych przywódców polskiego podziemia, a także polityków, byłych funkcjonariuszy służb specjalnych oraz legalnie działających biznesmenów. Firmy powiązane z podejrzanymi zlecały na przykład różne zadania byłym oficerom SB i MO, w tym pułkownikowi G. - Na tym etapie dochodzenia nie mogę potwierdzić żadnych informacji - mówi prowadzący śledztwo prokurator Marek Wełna.
Już pół roku temu zakończono dochodzenie dotyczące jednego z wątków sprawy, a akt oskarżenia przeciwko dziewięciu biznesmenom przesłano do Sądu Okręgowego w Krakowie. Jednym z liderów grupy ma być Zbigniew B., znany warszawski przedsiębiorca, właściciel lub współwłaściciel kilkunastu firm oraz nieruchomości, w tym terenów po byłych PGR-ach. Zbigniew B. chwalił się znajomościami w świecie polityki. Potrafił także dbać o ich umacnianie. Z informacji zebranych przez policję wynika, że za kilkadziesiąt tysięcy dolarów wykupił cegiełki wyborcze jednego z kandydatów podczas kampanii prezydenckiej w 1995 r. Miał się chwalić, że wytapetował nimi pokój w swojej rezydencji. Zbigniew B. twierdzi też, że jest dobrym znajomym Bogusława Bagsika i odwiedzał go, gdy ten przebywał w areszcie.
Zdaniem naszego policyjnego informatora, niektórzy liderzy grupy, w której działał Zbigniew B., zostali wyznaczeni do zadań specjalnych, na przykład kontaktów z największymi naszymi gangami. Ustalono też, że jeden z nich uczestniczył w głośnym spotkaniu szefów polskich organizacji przestępczych na wybrzeżu. Policyjne "wtyczki" potwierdzają również kontakty tych biznesmenów z liderami Wołomina i Pruszkowa. Kryminalną przeszłość ma jednak tylko jedna osoba - Jan L. Zatrzymywano go między innymi za przerzut narkotyków z Brazylii do Wiednia, kradzieże samochodów, nielegalne posiadanie broni i fałszerstwa. W trakcie rozpracowywania "białych kołnierzyków" tymczasowo aresztowano dwóch szefów grupy, ale po wpłaceniu 600 tys. zł i 700 tys. zł kaucji obaj zostali zwolnieni.
Policja potwierdziła ścisłe kontakty "białych kołnierzyków" z przestępcami ze Wspólnoty Niepodległych Państw. W mieszkaniu jednego z liderów organizacji odnaleziono na przykład gangstera ściganego w Rosji listem gończym za kradzież kilku milionów dolarów. Właścicielem spółki J., należącej do "białych kołnierzyków", był w swoim czasie poszukiwany przez policję Jurij K., obywatel jednego z krajów WNP.
Interes działał niczym dobrze zorganizowane przedsiębiorstwo: liderzy tworzyli swoistą radę nadzorczą, a Zbigniew B. był kimś w rodzaju prezesa. "Firma" zatrudniała skarbników, księgowych, współpracowała z kancelariami adwokackimi w kilku miastach. Starannie opracowano też schemat funkcjonowania kilkudziesięciu spółek powiązanych legalnymi i nielegalnymi interesami. Tworzono dziesiątki przedsiębiorstw mających za zadanie przeprowadzenie tylko jednej transakcji. Zakładano firmy rejestrowane w państwach uznawanych za podatkowe raje oraz legalne spółki, z których większość działa do dziś, zajmując się produkcją, usługami, gastronomią i show-businessem.
Grupa starannie unikała konfliktów z prawem. Konsekwentnie i z powodzeniem ukrywała też swoje kontakty ze światem przestępczym. Na pierwszy ślad "białych kołnierzyków" trafiono przypadkiem. Tarnowski Urząd Kontroli Skarbowej stwierdził nieprawidłowości w dokumentach jednej z firm holdingu. Członkowie grupy (w tym Zbigniew B. i Jan L.) zaliczani byli wówczas do największych importerów sprzętu elektronicznego w Polsce. Po kilku kolejnych kontrolach odkryto, że spółka nie zapłaciła 24 mln zł należnych podatków. Znaleziono też wówczas pośrednie dowody, że biznesmeni ci wyprali ponad 22 mln USD. Kontrola skarbowa ustaliła, że tylko z tytułu nie zapłaconego podatku VAT skarb państwa stracił ponad 15 mln USD. Schemat oszustwa był bardzo prosty. - Z zagranicy sprowadzano hurtowo sprzęt elektroniczny. Gdy miał trafić na polski obszar celny, zaniżano wartość faktur. Chcąc zmylić celników, rachunki wystawiano zazwyczaj w walutach innych niż dolary czy marki niemieckie. Wszystko po to, by nie chciało się im przeliczać i dochodzić prawdy o dokładnej wartości towaru. Sprzęt oferowano fikcyjnej firmie, która natychmiast go odsprzedawała. Przeważnie trafiał on do jednej ze spółek joint venture działających w holdingu "białych kołnierzyków". Przedsiębiorstwa te z tytułu udziału kapitału zagranicznego były przez kilka lat zwolnione z płacenia podatku - podkreśla prokurator Marek Wełna.
Spółki joint venture już legalnie obracały towarem. Szefowie holdingu szybko wypłacali pieniądze z kont pośredników i likwidowali firmy widma. Zarabiali więc dwukrotnie. Tymczasem fałszywe deklaracje celne wwozu do kraju obcych walut pozwalały zalegalizować zyski. W trakcie śledztwa zabezpieczono kilkadziesiąt takich podrobionych dokumentów opiewających na 22 mln USD i 3,5 mln DM. Znaleziono też wiele druków celnych in blanco. Fałszowano również dokumentację rejestrową i księgową firm. Jeden z członków grupy posługiwał się na przykład trzema nazwiskami. Często w papierach figurowały dane osób nie istniejących lub zmarłych kilka lat temu. Dotychczasowe wyniki dochodzenia wskazują, że do stworzenia siatki przedsiębiorstw "białe kołnierzyki" przygotowały się już na początku lat 90., kiedy tzw. słupy, czyli osoby podstawione, zarejestrowały dzięki pomocy kancelarii państwa K. kilkadziesiąt firm. Część z nich było spółkami joint venture - wykorzystywano je później do nielegalnych operacji finansowych.
Podejrzane przedsiębiorstwa rozwijały też usługi leasingowe. - Niektóre umowy leasingu, a także zmiany kapitałowe w firmach zawierających te umowy, mogą wskazywać na praktykę prania w ten sposób brudnych pieniędzy - twierdzi nasz policyjny informator. - Istotnie, leasing oraz obracanie kapitałem w spółkach joint venture są wygodnymi narzędziami wykorzystywanymi przy legalizacji brudnego kapitału - potwierdza Zenon Pauk, starszy specjalista ds. przestępczości gospodarczej w Biurze Koordynacji Służby Kryminalnej Komendy Głównej Policji.
Śledztwo w sprawie "białych kołnierzyków" wchodzi właśnie w decydującą fazę. Osoby je prowadzące uważają, że materiały zgromadzone dotychczas odsłoniły zaledwie część zawiłych powiązań gospodarczych i towarzyskich grupy. W sprawach dotyczących prania brudnych pieniędzy pracę policji i prokuratury komplikuje to, że w naszym kraju nadal nie ma aktów prawnych, które pozwoliłyby na skuteczną walkę z tym procederem, choć od lat przygotowywane są regulacje zgodne z zaleceniami organizacji międzynarodowych. Bez wprowadzenia tych przepisów Polska nie będzie mogła przystąpić do Unii Europejskiej. Nie będzie też mogła przeciwdziałać napływowi do nas kapitału niewiadomego pochodzenia. A trzeba pamiętać, że nasz kraj jest obecnie uważany przez specjalistów za jedną z największych pralni w Europie.

Więcej możesz przeczytać w 9/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.