Seksbiznes

Dodano:   /  Zmieniono: 
Powinniśmy jak najszybciej zalegalizować prostytucję
To jest normalny biznes rozrywkowy. Mamy nabór, czyli casting, dziewczyny mają kosmetyczki, masażystów, opiekę medyczną i ochronę - mówi Janusz R., szef łódzkiej agencji towarzyskiej. - Muszą mieć czas na wypoczynek. Są ubezpieczone. Tu nie ma przymusu - na każde miejsce zgłaszają się trzy, cztery kandydatki. Na początek zarabiają około pięciu tysięcy złotych miesięcznie, a po trzech miesiącach 10 000 zł - dodaje.

Agencja Janusza R. jest jednym z pięciu tysięcy działających w Polsce domów publicznych, najczęściej pod szyldem agencji towarzyskich (funkcjonują one nawet w miasteczkach liczących 2-3 tys. mieszkańców). Z usług prostytutek korzysta co dziesiąty Polak. To chyba europejski rekord, zważywszy nato, że czerpanie korzyści z nierządu jest w naszym kraju formalnie karalne.
Prostytucję uprawia się głównie dlatego, że jest opłacalna. Kobiety trudniące się tym zajęciem traktują swoją urodę jak towar, na którym można zarobić kilka-, kilkanaście razy więcej niż w szkole, szpitalu, urzędzie czy sklepie. Wybierają prostytucję jako formę kariery - krótkotrwałej, lecz dochodowej. - Skończyłam lingwistykę, swobodnie mówię trzema językami obcymi. Obsługuję tylko cudzoziemców. Klientów umawia dla mnie "madame", której oddaję 250 z tysiąca dolarów - opowiada Joanna S. z Warszawy. - Na Ukrainie byłam lekarką. W Białymstoku obsługuję klientów i dorabiam jako lekarz zakładowy w mojej agencji. Zarabiam 12 tys. zł miesięcznie - mówi Żanna T. ze Lwowa. - Pracuję jako pielęgniarka w przychodni; w agencji tylko dorabiam, a i tak jest to czterokrotnie więcej niż moja pensja w służbie zdrowia - zwierza się krakowianka używająca pseudonimu Zuza.
W Polsce jest ponad 200 tys. zawodowych prostytutek (60 tys. to cudzoziemki) i drugie tyle prostytutek okazjonalnych - wynika z policyjnych szacunków. Pracują w agencjach towarzyskich i salonach masażu, przyjmują klientów we własnych mieszkaniach. W naszym kraju działa także kilkaset luksusowych call girls, są prostytutki uliczne i przydrożne (tirówki), nierządem dorabiają sobie studentki i pracownice budżetówki, gospodynie domowe, a nawet uczennice i wychowanki domów dziecka. Najmłodsze mają 12-13 lat, najstarsze - ponad 50.
Biznes związany z prostytucją obraca 20 mld zł rocznie. Do kasy państwa trafia z tego zaledwie kilka promili. Agencje i salony płacą bowiem podatki na zasadach ogólnych, rozliczając się wyłącznie z pieniędzy, które klienci wydają na jedzenie czy alkohol (większość agencji towarzyskich posiada kasy fiskalne). Salony masażu płacą znikomy podatek zryczałtowany, a niektóre z nich - jako świadczące usługi zdrowotne - miały nawet ulgi podatkowe. Podatku nie odprowadzają prostytutki działające indywidualnie, w tym uliczne i tirówki. Kiedy mówi się o legalizacji prostytucji, politycy oburzają się, że państwo nie może czerpać korzyści z nierządu. Tymczasem ono już te korzyści czerpie - z konsumpcyjnych usług agencji. Nie chodzi więc o problem, lecz o skalę. Kiedy prostytucja jest nielegalna, 99 proc. dochodów przechwytuje szara strefa i podziemie gospodarcze. - W wypadku legalizacji i koncesjonowania domów publicznych można by nałożyć na ich właścicieli jakieś specyficzne podatki - uważa dr Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha. Jak się szacuje, opodatkowanie prostytucji mogłoby przysporzyć budżetowi Polski około miliarda złotych rocznie.
- Sprawa jest dość prosta: należy zlikwidować nieżyciowy art. 204 kodeksu karnego, mówiący o zakazie sutenerstwa i kuplerstwa, co już kilka lat temu proponowałem komisji kodyfikacyjnej. Gdy nie ma mowy o przymusie, jeśli ktoś chce się prostytuować za pieniądze lub to ułatwiać, powinna to być jego sprawa - mówi prof. Marian Filar, kierownik Katedry Prawa Karnego i Polityki Kryminalnej UMK w Toruniu. - Brak zgody na legalizację prostytucji jest swego rodzaju faryzeizmem - dodaje prof. Zbigniew Lew-Starowicz, seksuolog. Goszczący w jednym z krakowskich hoteli znany brytyjski muzyk rockowy zażyczył sobie w recepcji sprowadzenia prostytutki do pokoju. Życzenie spełniono, lecz gwiazdor nie miał gotówki, by dziewczynie zapłacić. Recepcjonista przyniósł więc do pokoju czytnik kart kredytowych i skasował należność za usługę. - To klasyczny przykład polskiej hipokryzji. Społeczeństwo musi dojrzeć do decyzji o legalizacji prostytucji. Podobną drogę przechodziły kraje zachodnie. Dziś większość z nich ma to już za sobą, funkcjonuje tam legalny biznes w wydzielonych częściach miast, pod kontrolą policyjną i sanitarną - tłumaczy prof. Marian Filar.
Ponad 70 proc. agencji kontrolują gangi, a od reszty biorą haracze. Własne sieci domów publicznych mieli nieżyjący już Nikoś (w Trójmieście) i Pershing (w Warszawie i Zakopanem) oraz siedzący w areszcie Oczko (w Szczecinie) i Krakowiak (na Śląsku). W Krakowie agencjami podzielili się Pyza i Marchewa. - To specyficznie polskie zjawisko, więc kontrolowanie agencji pozwoliłoby znacznie ograniczyć pranie brudnych pieniędzy - mówi dr Jerzy Jasiński z Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. Agencje są też przykrywką dla handlu kobietami. Warszawscy policjanci dowiedzieli się niedawno o dwóch z nich, w których odbywały się aukcje kobiet do domów publicznych w całej Europie. Po aukcjach kobiety były bite i gwałcone. Oporne kaleczono, a niektórym "dla przykładu" łamano nogi lub ręce.
W agencjach kontrolowanych przez gangi powstaje większość polskich filmów pornograficznych, szczególnie z udziałem dzieci. 90 proc. produkcji trafia do Skandynawii, ale są też sprzedawane w USA. Niektóre agencje trudnią się dostarczaniem klientom wyłącznie dwunasto-, piętnastoletnich dziewcząt. Pedofile za usługi seksualne dzieci płacą zazwyczaj przestępcom nie mniej niż 100-400 USD za godzinę.
- Prawne zadekretowanie działalności domów publicznych mogłoby spowodować uspokojenie rynku, ułatwić jego kontrolę z punktu widzenia prawa karnego i porządku publicznego oraz poprawić stan zdrowia i higieny prostytutek, a przez to także ich klientów - uważa Robert Gwiazdowski. Legalizacja nierządu oznacza, że zjawisko to zostanie poddane kontroli skarbowej - co utrudni wykorzystywanie agencji jako pralni brudnych pieniędzy. Kontrola sanitarna zmusi z kolei prostytutki do przeprowadzania regularnych badań lekarskich, dzięki czemu co najmniej 20 tys. klientów rocznie uniknie zarażenia chorobami wenerycznymi, a kilkuset - zarażenia wirusem HIV.
Poprawiłoby się bezpieczeństwo prostytutek, które teraz boją się zgłaszać policji wypadki pobić przez klientów. Dowodem niech będą doświadczenia innych krajów. Dzięki istnieniu tzw. czerwonej dzielnicy w Amsterdamie pięciokrotnie zmalała w tym mieście liczba gwałtów, czterokrotnie - liczba wypadków seksualnego molestowania, czterokrotnie - liczba zabójstw na tle seksualnym.
W prostytucji, jak w każdym biznesie, działają prawa rynku: pojawiają się nowe usługi, promocje, a nawet próby ograniczania kosztów. Stosunkowo nową usługą jest tzw. miłość sponsorowana. Młode, przedsiębiorcze kobiety, często studentki, oferują usługi bez pośrednictwa opiekunów - "w miłej, domowej atmosferze". Cena jest konkurencyjna: 100-150 zł. - Studiuję pedagogikę. Przez dwa lata na seksie "w domowej atmosferze" zarobiłam ponad 100 tys. zł. Do końca studiów uzbieram na mieszkanie - opowiada Liza, mieszkanka województwa dolnośląskiego.
Niektóre agencje stosują rabaty, wydają karty stałego klienta, uprawniające do sięgającej 25 proc. zniżki. W najlepszych można zapłacić kartą kredytową, a nawet otrzymać fakturę VAT. Specjalna oferta skierowana jest do klientów o upodobaniach sadomasochistycznych - dla nich przeznaczone są specjalnie wyposażone "pokoje dominacji". Większość agencji reklamuje się na stronach internetowych: oferta obejmuje zdjęcia pań, wnętrza, katalog specjalnych usług, a nawet opinie z księgi gości.
Największe zagłębia polskiego seksbiznesu to Szczecin, Trójmiasto, Warszawa, Poznań, Kraków, Łódź i Wrocław. Na Śląsku najwięcej prostytutek jest w Bielsku-Białej, Katowicach i Bytomiu. W liczącym niespełna 20 tys. mieszkańców Gubinie działa 20 agencji towarzyskich, a w pięćdziesięciotysięcznym Kołobrzegu - 30. W 1997 r. mieszkańcy Kołobrzegu wystąpili nawet do władz miasta o wprowadzenie koncesji dla miejscowych agencji. Proponowali wyznaczenie specjalnego rejonu miasta, w którym mogłyby one funkcjonować.
Agencje towarzyskie są jedynymi rentownymi firmami w miasteczkach o wysokim bezrobociu. Niedawno na ławie oskarżonych zasiadł Krzysztof B., który w południowo-wschodniej Polsce prowadził objazdową agencję towarzyską. Jego kariera zakończyła się, gdy doniesienie na policję złożyli klienci zarażeni chorobami wenerycznymi.
W 1997 r. dwie agencje towarzyskie skontaktowały się z wojewódzkim urzędem pracy w Rzeszowie - w sprawie zatrudnienia kobiet. Okazało się, że jako podmioty gospodarcze agencje mogą składać oferty pracy, a także ubiegać się o częściowy zwrot wynagrodzenia zatrudnionych tam bezrobotnych. Krajowy Urząd Pracy wydał wówczas oświadczenie, że nie należy kierować kobiet do pracy w agencjach. Dyrektor jednego z wojewódzkich urzędów pracy stwierdził jednak, że jeśli kobiety będą odmawiały podjęcia pracy w agencjach, stracą prawo do zasiłku. Zgodnie z prawem, a wbrew zaleceniom KUP, dyrektor urzędu pracy miałby do podjęcia takiej decyzji podstawy. I to najlepiej pokazuje, jak absurdalna jest obecna sytuacja.
Więcej możesz przeczytać w 38/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.