Sierpnia duch i upiór

Sierpnia duch i upiór

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kiedy w roku 1989 historia wypuściła naród z mamra, to i solidarność zbuntowanych rozwiała się jak mgła
Dzięki Bogu już po Sierpniu i po obchodach rocznicowych. Kiedy oglądam obrazy z tamtych dni, to sam nie wiem, czy się bardziej wzruszam, czy się bardziej wzdrygam. Jedno jest pewne: za żadne skarby nie chciałbym się ponownie znaleźć w tamtym czasie i żadnemu polskiemu pokoleniu tego nie życzę. To nie była piękna bajka, jak o strajku w stoczni mówiła Ewa Milewicz w radiowej rozmowie. Ja też tam byłem - miodu i wina nie piłem. To był czas realny, wielki, ale i groźny; przez cały strajk i przez następne szesnaście miesięcy kraj - jak ta kulka w chwiejnej równowadze ze szkolnego doświadczenia - wahał się między jedną przepaścią i drugą, a w końcu w jedną spadł.
Czas był wielki, bo oto większość narodu, organizując się w gigantyczną organizację, wywiała na wolność. Po raz pierwszy od 1939 r. odczuwaliśmy smak swobody, a odczucie było intensywne, bo słyszeliśmy z tyłu odgłosy pościgu, przez co wolność, jako dobro zagrożone, była tym cenniejsza. Na dodatek nie odczuwaliśmy jeszcze jej codziennych trudów, bo te, które się rysowały, przypisywaliśmy, podobnie jak wszystkie inne, knowaniom władz, obecności czerwonego diabła. Czas był groźny, bo starcia z władzą, które następowały co kilka tygodni, coraz to wystawiały na próbę instynkt samozachowawczy narodu, tworząc sytuacje (przypomnijmy dni kryzysu bydgoskiego) zbiorowego zawału serca. U kresu tego musiał, tak czy owak, być dramat. Kiedyś przyrównałem Sierpień ’80 do płomienia, który wybuchł gdzieś na bagnach. To był dramat narodu obudzonego do samostanowienia we wnętrzu imperium sowieckiego u szczytu potęgi. Wolność uciekających jest inna od tej zwykłej; słodsza i upiorna jednocześnie.
Solidarność, która wtedy pojawiła się na ustach, a także - nie waham się powiedzieć - w najpiękniejszej grafice ostatniego półwiecza, też nie była tą zwykłą solidarnością, która jest najwartościowsza, bo trwała, choć rzadka. To była solidarność zbuntowanych, zrodzona przez sytuację i z nią związana, to była solidarność w obliczu pogoni i w lęku przed nią. Kiedy w 1989 r. historia wypuściła naród z mamra definitywnie, kiedy wolność przestała zależeć od buntu i stanęła na własnych nogach, to i solidarność zbuntowanych rozwiała się jak mgła i pozostało w nas tyle solidarności, ile było tej zwykłej, a - jak powiedziałem - nigdy i nigdzie nie była ona i nie jest dobrem obfitym.
To zresztą było widoczne już wtedy - Sierpień miał wiele chwil euforycznych, całe okresy, kiedy wielkimi grupami społecznymi rządziły wartości uroczyste: solidarność, godność i tak dalej. Ale nawet w tych momentach zza tej uroczystej zbroi wyzierała codzienność. Wystarczało na chwilę zapomnieć, że "czerwony czyha", że klatka "najlepszego ustroju", choć pusta, to trwa i czeka, by górę zaczynały brać ambicje, konflikty, gry i układy personalne, prywata i nieufność. Nieufność - to było słowo, które szybko robiło karierę, a podczas I Zjazdu Krajowego krążyła nawet anegdota, że "Solidarność" zmienia nazwę na "Nieufność". To był rzeczywisty konkurent, a miał jeszcze sojusznika: manipulację. Manipulacja to było wtedy słowo wszechobecne w Olivii i okolicy. Była nawet popularna gazetka zjazdowa "Pełzający Manipulo", której redaktorzy wykpiwali podejrzliwość, jaka ogarnęła niemało delegatów, że oto wszyscy wokoło wszystkimi manipulują. Nic więc po 1989 r. w nas nie pękło, jak parę lat temu lamentowali dziennikarze, lecz po prostu objawiło się swobodnie wszystko, co było. Jacy się w wolności objawiliśmy, tacy byliśmy, gdy zniewolenie pełnej prawdzie przebić się nie dawało.
Sierpień w swej wielkości i grozie, w swych wzniosłościach i małościach zasługuje na pochylenie głów, podobnie jak nasze powstania, ale też inaczej, bo w odróżnieniu od nich, był wyraźnym pomostem do wolności. Nie trzeba pocieszających i zarazem naciąganych wywodów, by tę jego rolę dostrzec. Więc chylmy głowy, lecz nie róbmy z Sierpnia miar do mierzenia czasu dzisiejszego, bo te miary do niego nie przystają; to są miary nadające się do mierzenia czasu burz. Sierpniowi winni jesteśmy szacunek, ale nie tęsknotę.
Więcej możesz przeczytać w 38/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.