Krowokrady

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przyjmuję zamówienia na dostawy świeżej wołowiny do małych rzeźni - ogłoszenie tej treści ukazało się w sierpniu w kilku gazetach na Lubelszczyźnie.
Kiedy lubelska policja podążyła tym śladem, okazało się, że ogłoszenie zamieścił emeryt zatrudniający trzech bezrobotnych, którzy kradli w okolicy krowy. Pierwszą jałówkę przewieźli w przyczepie kampingowej ciągniętej przez należącego do emeryta małego fiata, później używali żuka.
Każdego dnia w województwach na wschodzie i południu Polski z pastwisk i obór ginie kilkanaście krów, byków i cieląt. Brak jasnych przepisów zobowiązujących sprzedawcę do udokumentowania pochodzenia bydła spowodował, że tylko od początku tego roku ukradziono w Polsce ponad tysiąc krów. W województwie mazowieckim policja odnotowała dotychczas ponad 170 wypadków kradzieży, w podlaskim - prawie 160, w świętokrzyskim - 90.
Zwierzętom kradzionym z obór owija się szmatami racice i obwiązuje pyski, żeby ryczeniem nie zaalarmowały właścicieli. Takich środków ostrożności nie muszą podejmować przestępcy uprowadzający bydło z pastwisk. Schwytane zwierzęta doprowadzane są do najbliższej drogi, gdzie najczęściej czeka ciężarówka, ciągnik z przyczepą lub dostawczy żuk.
- Złodzieje okradają przede wszystkim starszych rolników, dla których jedna czy dwie krowy to często cały majątek. Zwierzęta nie są oczywiście ubezpieczone – mówi komisarz Elżbieta Różańska-Komorowicz, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach. W województwie świętokrzyskim przestępcy mają ułatwione zadanie, gdyż miejscowi rolnicy nie zamykają obór na noc.
- Ludzie kradną na własny użytek albo sprzedają zwierzęta na targach bądź do nielegalnych ubojni. Potem to mięso najczęściej trafia do jatek na bazarach – wyjaśnia komisarz Różańska-Komorowicz. Kielecka policja ujawniła w tym roku dwie nielegalnie działające rzeźnie, w których zabijano i oprawiano kradzione krowy.
Formalnie każde zwierzę zabijane w ubojni powinno mieć tzw. świadectwo pochodzenia. Ten wymóg łatwo jest jednak ominąć. W tym roku przed Sądem Rejonowym w Rypinie stanął sołtys wsi Rympałki, oskarżony o kradzieże krów w sąsiednich wsiach. Przed sprzedażą wystawiał zwierzętom fałszywe świadectwa pochodzenia.
Tylko kilkakrotnie złodziei bydła udało się złapać na gorącym uczynku. Nie była to jednak zasługa policji, lecz efekt działania straży obywatelskiej. Własną straż powołali na przykład rolnicy z gminy Zbójna w powiecie łomżyńskim, szczególnie często nawiedzanym przez złodziei bydła. Mieszkańcy Wygnanowa koło Radomia, zdesperowani powtarzającymi się kradzieżami i bezradnością tamtejszej policji, postanowili sami wymierzyć złodziejom sprawiedliwość. Ujętych w nocy dwóch mieszkańców Radomia dotkliwie pobili, a potem oddali w ręce policji.
- Złodzieje bydła działają na rozległych, słabo zaludnionych terenach, a my nie mamy tylu patroli, żeby kontrolowały w nocy tak duży obszar. Apelujemy do rolników, by przyprowadzali krowy na noc do obór albo pilnowali ich na łąkach – mówi podinspektor Andrzej Hajdenrajch z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku. Jeden z podlaskich policjantów zaproponował właścicielowi stada wyposażenie krów w nadajniki GPS, czyli system satelitarnej lokalizacji.

Więcej możesz przeczytać w 39/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.