Terapia duszy

Dodano:   /  Zmieniono: 
W ciągu najbliższych dwóch, trzech lat leczenie chorych na schizofrenię mogą zrewolucjonizować nowe leki
 

"Jesteśmy na etapie znacznego przyspieszenia badań nad schizofrenią. Ich praktycznym rezultatem są zupełnie nowe możliwości diagnozowania i leczenia tej choroby" - twierdzili naukowcy obecni w Davos na dziesiątym zimowym biennale poświęconym schizofrenii. Niektórzy uczestnicy konferencji twierdzili, że reakcja części pacjentów, którym zaczęto podawać leki nowej generacji, przypomina nagłe ożywienie chorych na Parkinsona w słynnym filmie "Przebudzenie". Mianem schizofrenii określa się chorobę, która charakteryzuje się objawami postępującej dezintegracji osobowości. Są to między innymi zaburzenia myślenia, zmniejszona zdolność do jasnego i logicznego rozumowania, urojenia i omamy. Często osoba taka uważa, że przeciwko niej został zawiązany spisek. Objawy chorobowe przyczyniają się do jej wyobcowania z rodziny, grona przyjaciół i społeczeństwa. W rezultacie chorzy wykazują tendencję do wycofywania się z realnego życia do własnego świata, zdominowanego przez fantazje i urojenia.

W 1911 r. szwajcarski psychiatra Eugene Bleurer wprowadził termin "schizofrenia" (od słowa schizoin - oznaczającego dezorganizację, niespójność procesów psychicznych - i frenos - mózg, rozum). - Prawdopodobieństwo zapadnięcia na tę chorobę sięga 1 proc., natomiast ryzyko popadnięcia w jakiś stan, który wymagałby interwencji psychiatrycznej, może się odnosić do 20 proc. populacji. Jeśli chodzi o mężczyzn, to 10 proc. z nich zagrożonych jest uzależnieniem alkoholowym, 1 proc. - schizofrenią, 5 proc. - depresją, a pozostali innymi zaburzeniami - twierdzi prof. Janusz Rybakowski, kierownik Kliniki Psychiatrii Dorosłych Akademii Medycznej w Poznaniu. W wypadku kobiet - aż 10 proc. z nich jest zagrożonych depresją, 1 proc. - schizofrenią, a reszta - różnorodnymi zaburzeniami lękowymi i innymi. Większość tych stanów można leczyć w warunkach ambulatoryjnych, natomiast zdecydowana większość schizofreników trafia do szpitali psychiatrycznych. Na oddziałach stanowią oni prawie połowę hospitalizowanych.
Do tej pory nie wiadomo, jaka jest geneza tej choroby. Obecnie wyjątkowo dużą wagę przywiązuje się do biologicznych hipotez powstania schizofrenii. Prawdopodobny jest jej związek - mówiono podczas sympozjum - z nieprawidłowym rozmieszczeniem w mózgu substancji pośredniczących w przewodzeniu impulsów nerwowych lub z nagromadzeniem substancji toksycznych o działaniu psychozotwórczym. Współczesne techniki obrazowania mózgu, pokazujące, co się w nim naprawdę dzieje, wskazują na zmiany struktury mózgu, a także na odmienności anatomiczne mogące mieć związek z chorobą. Zmiany te są prawdopodobnie konsekwencją zaburzeń rozwoju mózgu. Teorię neurorozwojową schizofrenii sformułowali w ostatniej dekadzie amerykański psychiatra Daniel Wainberg i angielski psychiatra Robin Murray, którzy przedstawiali swoje badania na konferencji. Okazuje się, że nieprawidłowy rozwój mózgu zwiększa podatność na rozpoczęcie procesu chorobowego pod wpływem stresu. Czynniki stresowe odgrywają istotną rolę zarówno w zapoczątkowaniu schizofrenii, jak i w jej nawrotach. Obecnie bardzo dużą wagę przywiązuje się także do określenia wpływu dziedziczności i zmian genetycznych na rozwój schizofrenii. - Trudno jednak ocenić ciężar gatunkowy czynników genetycznych. Na razie konstruuje się jedynie modele przekazywania podatności genetycznej. Nie wykryto bowiem jednego genu schizofrenii - komentuje doc. Jacek Wciórka z I Kliniki Psychiatrii w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Jak przekonują naukowcy, jest to choroba poligenowa. Aby wywołać predyspozycje genetyczne, musi "współdziałać" aż kilkanaście genów. Stwierdzono już wiele miejsc na genomie, które są związane z jej występowaniem. "Taka informacja nic nam jednak nie daje, musimy się dowiedzieć, w jaki sposób patogenetyczny łańcuch wydarzeń prowadzi do rozwoju schizofrenii. Dopiero szczegółowe poznanie jego elementów daje nam możliwości wpływu terapeutycznego" - stwierdził jeden z dyskutantów. Uznano, że jest to bardzo obiecujący kierunek badań, ale może zostać wykorzystany w praktyce klinicznej dopiero za dziesięć, piętnaście lat. Tymczasem już w ciągu najbliższych dwóch, trzech lat terapię chorych na schizofrenię mogą zrewolucjonizować nowe leki.
- Do pierwszej rewolucji w leczeniu tego schorzenia doszło w latach 50., kiedy zaczęto stosować farmaceutyki neuroleptyczne - twierdzi prof. J. Rybakowski. Okazało się, że skutecznie likwidują one zaburzenia funkcji umysłowych, takich jak urojenia czy omamy słuchowe. Typowe leki neuroleptyczne wywołują jednak skutki uboczne, na przykład parkinsonizm. Ponadto nie działają na inne dolegliwości związane z chorobą, takie jak depresja czy deficyt aktywności oraz zaburzenia funkcji poznawczych - uwagi i pamięci. Są podstawowymi lekami do dzisiaj, mimo że u wielu pacjentów wywołują skutki uboczne, czasem bardziej uciążliwe niż psychozy. Dlatego chorzy muszą równocześnie przyjmować tzw. leki korygujące. Kolejny przełom w leczeniu dokonał się kilka lat temu. Pojawiły się farmaceutyki zwalczające znacznie więcej objawów schizofrenii. Są skuteczne nie tylko w leczeniu stanów psychotycznych, ale również likwidują depresję, poprawiają funkcje poznawcze i nie wywołują skutków wtórnych. Badania wykazują, iż niektóre osoby cierpiące na schizofrenię na skutek podjętego leczenia wróciły do zdrowia, a stan większości chorych poprawił się do tego stopnia, iż przyjmując leki, mogły żyć samodzielnie. Jest to rzeczywiście przełom, zważywszy, że stosowana wcześniej terapia neuroleptyczna u jednej trzeciej chorych dawała całkowicie niezadowalające wyniki. Leczeni w ten sposób wymagają częstych i długotrwałych hospitalizacji psychiatrycznych i znacznego wsparcia przez całe życie. Nowe metody stanowią więc nadzieję dla najciężej chorych. O ile bowiem podczas rocznej terapii nawroty choroby występują aż u 40-60 proc. pacjentów z ciężką postacią schizofrenii leczonych typowymi neuroleptykami, o tyle przy leczeniu nowymi neuroleptykami czasami - jak udowadniano na konferencji - zaledwie u 25 proc.
Leki nowej generacji są znacznie droższe od stosowanych dotychczas. Należy pamiętać, że koszty leczenia schizofrenii są wyższe niż innych chorób psychicznych. Związane jest to z częstymi nawrotami choroby i potrzebą wielokrotnej hospitalizacji, opieki ambulatoryjnej i środowiskowej. Trzeba doliczyć do tego wydatki na leki likwidujące objawy choroby i preparaty znoszące niepożądane skutki leczenia. Warto pamiętać, że pacjenci nie mogą podjąć pracy zawodowej, nie są też zdolni do kontynuowania nauki. Ponadto ich opiekunowie często muszą poświęcić wiele czasu i pieniędzy na walkę z nawrotami choroby. Okazuje się jednak, że stosowanie droższych, ale jednocześnie efektywniejszych farmaceutyków przyczynia się do obniżenia kosztów leczenia schizofrenii, gdyż na przykład pacjenci są rzadziej hospitalizowani. W efekcie, już w pierwszym roku prowadzenia nowej terapii (w porównaniu z rokiem poprzednim) całkowite koszty leczenia maleją o 25 proc. Dużym problemem jest stygmatyzacja pacjentów cierpiących na choroby psychiczne. Przez większość społeczeństw są oni uznawani za niebezpiecznych. Kilka lat temu w Genewie przyjęto światowy program destygmatyzacji. Mówił o nim prof. Norman Sartorius, były przewodniczący Światowego Towarzystwa Psychiatrycznego. Celem programu jest propagowanie wiedzy o problemach chorych i ułatwianie im powrotu do społeczeństwa. W Polsce jest w tej dziedzinie szczególnie dużo do zrobienia, gdyż - jak wynika ze statystyk - do lekarzy zgłasza się tylko jedna trzecia potrzebujących. W terapii schizofrenii ważne jest nie tylko podawanie leków, ale również stworzenie systemu pomocy środowiskowej. Zależnie od natężenia choroby, pacjent powinien móc korzystać z programów opieki dziennej, rehabilitacji oraz leczenia nie wymagającego pobytu w szpitalu. Cierpiący na schizofrenię mogą również potrzebować pomocy w ponownym dostosowywaniu się do życia w społeczeństwie, kiedy już objawy choroby będą pod kontrolą. - W ostatnich latach opracowano nowe metody psychoterapii, m.in. poznawczo-behawioralne, ukierunkowane na radzenie sobie z objawami psychotycznymi, które w istotny sposób wspomagają leczenie farmakologiczne - twierdził prof. Steven Lewis z Manchesteru. Terapia taka jest wprowadzana w kilku ośrodkach na świecie. - Jeszcze może trudno to zauważyć, ale naukowcy dowodzą, że możliwości leczenia schizofrenii porównywalne są z szansami, jakie współczesne terapie dają cierpiącym na cukrzycę czy chorobę wieńcową - twierdzi prof. Rybakowski. Uzasadnione nadzieje chorych ciągle rosną. Jak stwierdzili zebrani w Davos psychiatrzy, społeczeństwa trzeba lepiej informować o problemach chorych na schizofrenię, zwiększając równocześnie nakłady na ich wszechstronne leczenie i opiekę.

Więcej możesz przeczytać w 9/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.