Angielski zakręt

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak historia zapamięta premiera Tony’ego Blaira?
Do niedawna wydawało się, że Tony Blair przejdzie do historii jako ostatni wielki, a przynajmniej najbardziej popularny premier brytyjski XX wieku i pierwszy szef rządu nowego stulecia. Sądzono, że będziemy jego nazwisko wymieniać jednym tchem obok Winstona Churchilla i Margaret Thatcher. Ale wystarczył tydzień protestów przewoźników samochodowych blokujących rafinerie, aby na horyzoncie pojawiło się widmo wyborczej klęski. Konserwatywna opozycja nie posiadała się z radości. Oto ulubieniec wyborców, "kapłan trzeciej drogi", propagator hybrydy kapitalizmu z socjalizmem znalazł się w potrzasku.
Podobno polityk to osoba, która myśli jedno, mówi drugie, a robi trzecie. Ale Blair chciałby być postrzegany jako uczciwy człowiek, który mówi to, co myśli, a w dodatku prezentuje się jako nieskazitelny i nieomylny przywódca. Tymczasem na głowę premiera zaczęły się zwalać problemy, które poddały próbie jego zdolności przywódcze. Transportowcy sparaliżowali kraj, blokując dostawy paliw. Protestowali - jak inni w Europie - przeciwko rosnącym cenom ropy i najwyższym w Unii Europejskiej podatkom. Brakowało benzyny dla pogotowia i straży. Brytyjczycy skierowali swój gniew przeciwko rządzącym. Blair musiał wybierać - ugiąć się pod presją opinii publicznej albo siłą złamać blokady. Premier wprawdzie się nie ugiął, wystarczyły groźby wobec producentów i protestujących, lecz stanowczość nie popłaciła, przynajmniej jeśli chodzi o popularność. Konserwatyści po raz pierwszy od czasu druzgocącej porażki wyborczej z 1997 r. wysunęli się na prowadzenie w sondażach. Tymczasem rząd - jak na ironię - zyskał na wiarygodności. Otóż laburzyści dali dowód, że nie będzie powrotu do lat 70., kiedy to Partia Pracy działała pod dyktando związków zawodowych. Wielkich polityków charakteryzuje umiejętność podejmowania decyzji. W tej dziedzinie Blairowi nie można nic zarzucić. Najważniejsza jego decyzja gospodarcza - przekazanie Bankowi Anglii uprawnień do ustalania stóp procentowych - zapadła w pierwszym tygodniu sprawowania przez niego urzędu premiera! Ponadto w ciągu trzech lat rząd Blaira oddał więcej władzy niż jakikolwiek inny w historii kraju - wystarczy wspomnieć decentralizację państwa, reformę administracji, ustanowienie parlamentu w Szkocji i zgromadzeń w Irlandii Północnej oraz Walii.
Jeden z członków gabinetu wyznał, że Blair pełni funkcję premiera tak, jakby był dyrektorem generalnym wielkiego koncernu. Rząd to firma, w której ministerstwa odgrywają rolę filii przedsiębiorstwa, a szefowie resortów konferują z dyrektorem generalnym i są przed nim odpowiedzialni. Kolektyw - owszem, ale odpowiedzialność ponoszą jednostki. Peter Hennesy, profesor historii współczesnej na Uniwersytecie Londyńskim, zauważa, że jest to powrót do stylu Thatcher. Porównuje Blaira do Napoleona i wysuwa tezę, że chęć sprawowania kontroli nad rządem rodzi się u premiera z poczucia słabości, a nie siły.
Jak będzie się pamiętać Tony’ego Blaira? On sam mówi, że przyświecają mu dwa cele. Pierwszy to pogodzenie laburzystów i liberałów, czyli zjednoczenie centrolewicy. Drugi to większa integracja z Unią Europejską. Blair pragnie, by "Wielka Brytania była pierwszoplanowym graczem w Europie", na równi z Francją i Niemcami. W pierwszej kwestii Blair zrobił już wiele. Zaprosił liberalnych demokratów do rządu. Konserwatyści obiecują, że nie pozbędą się funta. Premier z kolei, aby móc odgrywać większą rolę w Europie, musi sprawić, by jego kraj przystąpił do unii walutowej. Czy uda mu się to osiągnąć, zależeć będzie od następnych wyborów, które najprawdopodobniej odbędą się wiosną 2001r.
Na zakończonej właśnie dorocznej konferencji Partii Pracy - ostatniej przed wyborami - Blair wyszedł cało z niebezpiecznego zakrętu. Przemówienie, jakie wygłosił do delegatów, było politycznym majstersztykiem. Po kryzysie paliwowym, oskarżeniach, że partia przyjmuje zawoalowane łapówki, że rząd jest arogancki i niewrażliwy, tylko wytrawny polityk potrafiłby w ciągu godzinnego przemówienia przekonać do swoich racji. Blairowi się to udało, choć spocił się przy tym, jakby przerzucił tonę węgla. Bił się w piersi za żenująco niską podwyżkę dla emerytów i rencistów, przyznał, że rządowi nie udała się inwestycja w Millenium Dome (kopułę milenijną w Greenwich) i obiecał poprawę. Nawet przeciwnicy polityczni byli pełni uznania dla energii, umiejętności i stylu. 


Więcej możesz przeczytać w 41/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.