Korona w Normandii

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polski upór w sprawie terminu rozszerzenia UE wynika z racjonalnego rozumowania, którego zabrakło uczestnikom duńskiego referendum
"To nie jest lądowanie w Normandii"
José Maria Aznar


Duńczycy postanowili, że będą nadal płacili koroną. Zostali do tego zachęceni przez partie politycznych skrzydeł - z lewa i z prawa - a środek nie znalazł w sobie dość siły ani temperamentu, by przeważyć nad kampanią na rzecz "Nej".
Ich sprawa. Wielu ekonomistów ocenia, że nieuczestniczenie we wspólnej europejskiej walucie oznacza straty w wysokości 10-20 proc. Na tyle szacowane są koszty operacji dewizowych, ryzyk kursowych, odrębnych procedur bankowych i innych wydatków, z których zwolnieni są uczestnicy unii walutowej. 10-20 proc. to dla wielu aktorów obrotu kapitałowego być albo nie być. Może to oznaczać znalezienie się poniżej progu zysku i poza konkurencją. Na wielu rynkach konkuruje się dzisiaj właśnie w obrębie kilku, góra kilkunastu procent. Duńska decyzja nie należy więc zapewne do całkiem racjonalnych, a jej przesłanki były na ogół odległe od debaty stricte walutowej. Przeważyła polityka, a wygrały skrajności. Nawet słaba pozycja samego euro nie rokuje poprawy sytuacji, bo nic nie wskazuje na to, by obecne kraje członkowskie Europejskiej Unii Ekonomicznej i Monetarnej zamierzały się wycofać z historycznego przedsięwzięcia. Jest zresztą czymś zastanawiającym, że tęgie głowy "dolarowego" świata gospodarczego też się pocą, jak wesprzeć walutę, która stabilizuje sytuację nie tylko w krajach używających jej, ale także wokół nich.
Nie zdziwię się, jeśli i w Polsce pojawią się piewcy złotego, którzy będą się sprzeciwiać rezygnacji z historycznej polskiej waluty. Będą się odwoływać do 500-letniej historii oraz orzełka i reszki, będą opowiadać o suwerenności i nawet ci, którzy mają wszystko za złe Narodowemu Bankowi Polskiemu, tym razem staną się jego żarliwymi obrońcami. Oczywiście, nie będą nic mówić o kosztach i stratach, jakie wiązałyby się z pozostaniem poza kręgiem wspólnej waluty europejskiej. Sądzę, że w konstrukcji unii monetarnej popełniono jeden prosty błąd - należało uznać, że w każdym kraju euro będzie nosiło nazwę tradycyjnej waluty narodowej. Reszta, a zwłaszcza kryteria dopuszczające do ogólnoeuropejskiej waluty oraz sam mechanizm określający jej wartość, mogłaby z powodzeniem być stosowana tak, jak to przewidziano. Okazuje się bowiem, że w rozmaitych kampaniach czynnik narodowy jest używany ekstensywnie, żeby nie powiedzieć po prostu: nadużywany. Duński argument ochrony istniejącego systemu osłon społecznych, zwłaszcza systemu emerytalnego, jest bowiem wyjątkowo słaby, a zachowanie korony nie gwarantuje w istocie rzeczy niczego ani emerytom, ani duńskiemu budżetowi.
Przebywając w zeszłym tygodniu w Paryżu, hiszpański premier (wielokrotnie deklarujący swą osobistą przyjaźń z premierem Buzkiem i wypowiadający się zazwyczaj wyjątkowo życzliwie na temat Polski), pytany o naszą ulubioną kwestię daty przyjęcia do unii, miał powiedzieć, że wprawdzie dwóch, trzech kandydatów może zostać przyjętych około roku 2005, ale ustalanie daty już teraz byłoby "katastrofą". Żeby być do końca zrozumianym, dorzucił, że rozszerzenie unii nie jest operacją w rodzaju lądowania w Normandii i że w związku z tym nie ma potrzeby (w każdym razie teraz) takiego planowania kalendarza.
Uważam osobiście, że premier Aznar tak samo nie ma racji jak większość uczestników duńskiego referendum. Przykład lądowania w Normandii uważam za niefortunny. Rozszerzenie nie jest przecież żadną inwazją ani desantem, a choć istotnie nie jest też operacją wojskową, to wymaga skomplikowanych i kalendarzowo spójnych przygotowań. Polski upór w tej sprawie nie wynika z nerwowego przebierania nogami, lecz właśnie z racjonalnego rozumowania, którego zdaje się zabrakło uczestnikom duńskiego referendum.
Na razie pozostaje nam tylko pamiętać, że mimo wszelkich wahań i niepewności, w niedzielę musimy głosować, a od początku tygodnia jeździmy cały czas z włączonymi światłami. Zwykłymi - nie awaryjnymi.
Więcej możesz przeczytać w 41/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.