Kamień w wodę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdzie znika co roku piętnaście tysięcy Polaków, którzy wyszli z domu i nigdy nie wrócili?
Piotr Karpiel spod Warszawy trzy razy zakładał rodzinę i trzy razy bez słowa odchodził, zostawiając kolejne żony z dziećmi. Nie wiedziały, czy został zamordowany, wyjechał za granicę lub postanowił rozpocząć nowe życie. Iwona Drozd zostawiła czteroletnią córkę pod opieką babci i wyjechała do Niemiec. Przez piętnaście lat nie dawała znaku życia. Dopiero Interpol ustalił, że żyje, założyła rodzinę, wychowuje dzieci i nawet od czasu do czasu wpada do Polski. Marek Nowicki był na początku lat 90. jednym z najlepiej opłacanych menedżerów w kraju. W 1995 r. zniknął bez śladu. Rodzina i współpracownicy podejrzewali, że został zamordowany (był zamożny). W listopadzie 1999 r. natknął się na niego jeden z biznesowych partnerów - spotkał go na ulicy w kanadyjskim Calgary. Nazywał się już jednak inaczej, miał nową rodzinę, prowadził własną firmę.
W Polsce co roku ginie około piętnastu tysięcy osób. Ponad połowa z nich odnajduje się po kilku dniach, 20 proc. - po kilku tygodniach, 10 proc. - po kilku miesiącach. Policja poszukuje każdego, ale tylko do momentu, gdy wyeliminuje możliwość popełnienia przestępstwa. Funkcjonariusze co roku ustalają miejsce pobytu ponad sześciu tysięcy zaginionych. Kilkaset osób rocznie zapada się jednak pod ziemię i nie sposób stwierdzić nawet, czy żyją. Poszukują ich właściwie tylko najbliżsi. Kilku tysięcy zaś nie szuka nikt. O ich zniknięciu nie są powiadamiani nawet krewni. Dotyczy to najczęściej osób, które były balastem dla najbliższych - starców, alkoholików, chorych, upośledzonych, nieprzystosowanych, przestępców.
Większość poszukiwanych chce rozpocząć życie od nowa. Wychodzą z domu w kapciach, bez dokumentów, pieniędzy i słowa wyjaśnienia.
- Zniknęłam, bo matce przeszkadzało, że zużywam za dużo cukru, słodząc herbatę - wyznaje Małgorzata L., zarabiająca śpiewem na krakowskim Rynku. - Uciekłem, kiedy wierzyciele wynajęli Ukraińców do egzekwowania długów. Zostawiłem żonę i trójkę małych dzieci - opowiada Janusz N. z Katowic, który teraz mieszka w Berlinie. Znowu ma długi, a najwięcej jest winien handlarzom kokainą. - Pierwszego maja 1997 r. powiedziałem "dość". Pracowałem po czternaście godzin na dobę, wybudowałem dom, co roku zmieniałem samochód. Byłem jednak kompletnie wypalony, a dla żony liczyły się tylko pieniądze - mówi Karol T., kiedyś mieszkaniec Krakowa, obecnie Trójmiasta.
- Uciekinierzy wybierają łagodniejszą formę samobójstwa. Stare życie kasują jak niechciany zapis na twardym dysku i rodzą się na nowo - mówi Maciej Myszka, psychiatra z warszawskiej Akademii Medycznej. - Dopada ich poczucie przeciążenia. Muszą się zerwać, gdyż dręczy ich niepewność co do własnej tożsamości. Chcą życie rozegrać raz jeszcze - dodaje prof. Krystyna Drat-Ruszczak z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Gdańskiego.
Osoby wyjeżdżające za granicę nie muszą nawet zmieniać tożsamości - formalnie nie popełniły przecież przestępstwa. Jeśli jednak chcą to uczynić, za kilkaset marek mogą kupić kradziony polski paszport i posługiwać się nim przez wiele lat. W kraju mogą się zgłosić do swojego urzędu z dowolnym dokumentem i wystąpić o zmianę nazwiska. Na każdym bazarze można kupić dowód osobisty in blanco, podobnie jak prawo jazdy czy dyplom wyższej uczelni. W uzyskaniu nowej tożsamości nie przeszkadza także system PESEL i NIP, gdyż przywłaszczenie cudzych numerów nie jest wychwytywane.
Jeszcze w latach 70. poszukiwano około czterech tysięcy osób rocznie. Po 1989 r. liczba ta trzykrotnie wzrosła i stale rośnie. Spowodowane jest to przede wszystkim otwarciem Polski na świat, swobodą podróżowania, rozluźnieniem kontroli państwa nad obywatelami, znacznie większą podażą na rynku mieszkaniowym. Łatwiej jest więc zniknąć, rozpocząć nowe życie, zachować anonimowość. Niektórym uciekinierom pomagają sekty, innym - wspólnoty anarchistów.
Co czwarta osoba zostawiająca dom jest nastolatkiem. Ostatnio uczyniło to kilkoro dziewcząt z różnych środowisk, namówionych przez trzydziestolatka podającego się za chorego na raka mózgu wnuka znanego poety. Tygodniami podróżują po kraju, towarzysząc mu w ostatnich chwilach życia. Potem orientują się, że rzekomy wnuk wieszcza symuluje chorobę, i wracają. Drugą pod względem liczebności grupę wśród uciekinierów stanowią ludzie pomiędzy 18. a 25. rokiem życia, przeżywający rozczarowanie po wkroczeniu w samodzielne życie. Trzecią zaś - osoby po trzydziestce, które nie ukończyły 45. roku życia. - Ludzie w tym wieku jeszcze nie chcą myśleć o starości. Często mają wszystko: dom, rodzinę, stabilną sytuację finansową. Nie czują się jednak z tym dobrze. Doskonale wiedzą, jak będzie wyglądała reszta ich życia, jeśli czegoś natychmiast nie zmienią. Powrót do punktu wyjścia to dla nich kolejne wyzwanie - mówi prof. Kazimierz Obuchowski z Instytutu Psychologii UAM w Poznaniu.
Rodziny zaginionych obawiają się najgorszego, czyli zabójstwa. Większość uciekinierów chce jednak po prostu zacząć życie od nowa. Gdyby ofiarami morderstw padały tylko osoby, których przez rok nie udało się znaleźć, liczba najcięższych zbrodni musiałaby u nas wzrosnąć co najmniej pięciokrotnie, czyniąc z Polski najniebezpieczniejszy kraj w Europie.
Łukasz Grechuta, absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, syn poety i pieśniarza Marka Grechuty, zniknął w marcu ubiegłego roku. - Spadło to na nas tak nagle, że nie było nawet czasu na poważną rozmowę. Syn mówił jedynie, że musi pobyć sam. Od tamtego ranka minęło osiemnaście miesięcy. Nie wiemy, gdzie i z kim mieszka, czym się zajmuje. Nie mamy nawet pewności, że żyje - opowiada Danuta Grechuta.
- Po zniknięciu współmałżonka rodzina nie może wziąć kredytu w banku, sprzedać samochodu, poprosić o paszport dla dziecka. Jeśli policji uda się ustalić miejsce pobytu zaginionego, można wystąpić do sądu o alimenty, ale informacje o tym, gdzie przebywa dana osoba, nie zostaną ujawnione. Zabrania tego ustawa o ochronie danych osobowych - mówi Alicja Tomaszewska z Fundacji Pomocy Osobom Dotkniętym Problemem Zaginięcia "Itaka". Stowarzyszenie organizuje grupy wsparcia rodzin. Prowadzi internetową bazę danych, pomaga osamotnionym mężom, żonom, matkom. Udostępnia też specjalną linię telefoniczną (022 6547070) dla osób, które zniknęły bez słowa, a teraz nie wiedzą, jak wrócić. Zadzwonić pod ten numer mogą także uciekinierzy chcący tylko poinformować, że żyją, lecz zamierzają pozostać w ukryciu.
- Ludzie znikają bez słowa, bo boją się konfrontacji. Wielu nie chce rozmawiać, tłumaczyć się. Mają poczucie wypalenia, żyją w depresji, ale jednocześnie narasta w nich determinacja, by coś zmienić. Dlatego nie powinno się namawiać ich do powrotu ani oceniać czy oskarżać - tłumaczy Maciej Myszka.

Więcej możesz przeczytać w 42/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.