NOWOWIZJA

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nasi sportowcy, z kilkoma chlubnymi wyjątkami, postarali się, aby igrzyska olimpijskie za bardzo nie zakłóciły przebiegu igrzysk na krajowym podwórku.
Czwarta władza 

Medali przywieźli akurat tyle, by starczyło dla wszystkich trzynastu kandydatów. Czternasty proponowałbym przyznać telewizji publicznej. Może akurat nie za obsługę olimpiady, ile za całokształt.
Ostatnie dwa tygodnie pokazują, że nawet jeden wyborczy klip jest w stanie zachwiać ludzkimi preferencjami i tylko można pofantazjować, co by było, gdyby główne siły społeczne miały równy dostęp do telewizji. Mówię "główne", bo grozą wieje na myśl, że każdy, kto zbierze ileś podpisów, mógłby się dorwać do anteny. Pal sześć propagowane treści, chociaż pomysły jednego z kandydatów, aby wpisywać obywatelom do dokumentów pochodzenie i wyznanie (a czemu nie preferencje seksualne?), mogłyby zjeżyć włosy nawet łysemu cynikowi. Osobiście przeraża mnie przepaść profesjonalna widoczna podczas kampanii. Grafika komputerowa kontra zgrzebny samodział. Zagubione poczciwe niedorajdy z ustami pełnymi szlachetnych treści i na przykład Kalinowski tak opakowany, że omal na niego nie zagłosowałem. Zwykłe proszki z podwórkowej wytwórni i światowcy silni marketingiem i face liftingiem.
Do rzadkich etapów prawdy należały te, gdy kandydatowi udawało się dać głos. Co też nie było łatwe. I gdyby nie było to miejscami śmieszne, mogłoby budzić grozę. Oto na stołeczku, fotelu, krześle premier kraju, noblista, intelektualista ewentualnie guru jakiegoś ugrupowania, a z drugiej strony przesłuchująca go panieneczka, decydująca, co będzie mówił, jak i ile ma czasu - o ile mu pozwoli.
Bohater wieczoru skwierczy jak kurczak na grillu, a panieneczka fuka go, ruga, aż dziw, że nie bije. A wszystko z zapałem przypominającym zetempówkę z lat 50. przewodzącą sądowi nad przedwojennymi profesorami. Szacunek dla urzędu, zasług, siwych włosów, a co to takiego? Premier państwa usiłuje odpowiedzieć na zadane pytanie, prezenterka pogania go i mówi, że i tak za dużo mówi. - Ale to przecież pani przeprowadza wywiad ze mną, a nie ja z panią - zauważa w końcu przytomnie premier.
Aż czasami chciałoby się odwrócić sytuację i zamienić miejscami rozmówców i dać przesłuchującej posmakować roli przesłuchiwanego. Niestety, jest to niemożliwe. Nie byłoby o czym mówić.
Zapewne doczekamy czasów, kiedy posadzonemu ministrowi, premierowi, prezydentowi rozkoszna prezenterka rzuci pytanie, cztery możliwe odpowiedzi i zapyta: "Co wybierasz Misiek - podpowiedź publiczności, pół na pół, czy telefon do przyjaciela?".
Więcej możesz przeczytać w 42/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.