Ze śmiercią Wojciecha Jerzego Hasa odchodzi niepowtarzalny rozdział polskiej kinematografii ostatniego półwiecza.
Wojciech Jerzy Has (1925-2000)
Has kierował się intuicyjnym wyczuciem literatury, zakładającym respekt dla dzieła. Nie traktował jej jak materiału fabularnego, będącego jedynie odskocznią dla zaprezentowania własnej wizji świata. Przystępując do realizacji "Rękopisu znalezionego w Saragossie", nie wiedział dokładnie, jak skończy film, który miał się stać arcydziełem. Kończąc pracę nad obrazem, nie zważał na rygory superprodukcji - pomieszał karty, zburzył labirynt, którym nas prowadził: fantazja zapanowała nad rozumem.W dziełach pisarzy sobie współczesnych wychwytywał raczej smak czasu i przekonująco przenosił go na celuloid. "Pożegnania", nakręcone według prozy Stanisława Dygata, oddawały niepokój pokolenia oderwanego nagle od kreowania wielkiej historii i nie umiejącego odnaleźć swojego miejsca w ramach prozaicznego codziennego bytowania. Obraz "Jak być kochaną", który powstał na kanwie prozy Kazimierza Brandysa, w mistrzowsko uporządkowanych odsłonach oddał całą złożoność relacji między mężczyzną i kobietą, poddanej ciśnieniu okupacyjnej rzeczywistości.
Has w swojej karierze przeżył kilka okresów przymusowego milczenia (w latach 50. i 70., choć w latach 60. realizował po dwa filmy rocznie). Do historii kina przejdzie jednak głównie jako wizjoner; także związany z literaturą najwyższego rzędu. Jego "Rękopis znaleziony w Saragossie" to porywający łatwością przekładu wizualny ekwiwalent szkatułkowej prozy Jana Potockiego. Podobnie "Sanatorium Pod Klepsydrą", które - mimo oczywistego zakorzenienia w prozie Brunona Schulza - jest autonomicznym zrywem wyobraźni filmowej. Kiedy jednak Has w niecierpliwych latach osiemdziesiątych próbował kontynuować tę poetykę w "Podróży Baltazara Kobera", okazało się, że tak wystudiowane kino nie ma już widzów. Nie będzie więc nadużyciem często powtarzane w podobnej sytuacji sformułowanie, że artysta przeżył swoją epokę.
Has kierował się intuicyjnym wyczuciem literatury, zakładającym respekt dla dzieła. Nie traktował jej jak materiału fabularnego, będącego jedynie odskocznią dla zaprezentowania własnej wizji świata. Przystępując do realizacji "Rękopisu znalezionego w Saragossie", nie wiedział dokładnie, jak skończy film, który miał się stać arcydziełem. Kończąc pracę nad obrazem, nie zważał na rygory superprodukcji - pomieszał karty, zburzył labirynt, którym nas prowadził: fantazja zapanowała nad rozumem.W dziełach pisarzy sobie współczesnych wychwytywał raczej smak czasu i przekonująco przenosił go na celuloid. "Pożegnania", nakręcone według prozy Stanisława Dygata, oddawały niepokój pokolenia oderwanego nagle od kreowania wielkiej historii i nie umiejącego odnaleźć swojego miejsca w ramach prozaicznego codziennego bytowania. Obraz "Jak być kochaną", który powstał na kanwie prozy Kazimierza Brandysa, w mistrzowsko uporządkowanych odsłonach oddał całą złożoność relacji między mężczyzną i kobietą, poddanej ciśnieniu okupacyjnej rzeczywistości.
Has w swojej karierze przeżył kilka okresów przymusowego milczenia (w latach 50. i 70., choć w latach 60. realizował po dwa filmy rocznie). Do historii kina przejdzie jednak głównie jako wizjoner; także związany z literaturą najwyższego rzędu. Jego "Rękopis znaleziony w Saragossie" to porywający łatwością przekładu wizualny ekwiwalent szkatułkowej prozy Jana Potockiego. Podobnie "Sanatorium Pod Klepsydrą", które - mimo oczywistego zakorzenienia w prozie Brunona Schulza - jest autonomicznym zrywem wyobraźni filmowej. Kiedy jednak Has w niecierpliwych latach osiemdziesiątych próbował kontynuować tę poetykę w "Podróży Baltazara Kobera", okazało się, że tak wystudiowane kino nie ma już widzów. Nie będzie więc nadużyciem często powtarzane w podobnej sytuacji sformułowanie, że artysta przeżył swoją epokę.
Więcej możesz przeczytać w 42/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.