Samowolka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Codziennie z koszar ucieka batalion żołnierzy
Stopień rozprzężenia w wojsku polskim zaczyna powoli oszałamiać. Liczeni w setkach żołnierze opuszczają jednostki bez zezwolenia lub nie wracają z przepustek i urlopów. Niedawną ucieczkę wartownika z jednostki w Pile nagłośniono tylko dlatego, że żołnierz zabrał broń, a w pościg ruszyła za nim duża grupa żandarmów i policjantów. Tymczasem już podczas lipcowego posiedzenia sejmowej Komisji Obrony Narodowej wiceminister Robert Lipka oznajmił zdumionym posłom, że każdego dnia brakuje w polskich koszarach co najmniej jednego batalionu żołnierzy.
Równie głośna jak pilska ucieczka żołnierza z bronią zdarzyła się przed rokiem. Posterunek opuścił wówczas 21-letni żołnierz 10. Brygady Kawalerii Pancernej ze Świętoszowa. Zabrał pistolet maszynowy i 50 sztuk amunicji. Zanim został ujęty, zastrzelił napotkanego w lesie leśniczego i jego córkę.
Ucieczki z bronią nie są jeszcze codziennością, ale samowolne oddalenia bez broni to już prawdziwa plaga. W styczniu złapano żołnierza krakowskiego garnizonu, który chcąc wymusić przepustkę, podrobił na komputerze odpisy aktów zgonu rodziców. Następnym razem opuścił koszary, aby - jak oświadczył dowódcy - pomóc nieletnim braciom w załatwieniu renty rodzinnej. - Tak sprytni żołnierze należą do rzadkości. Większość po prostu wychodzi z koszar jak na spacer. Poza jednostką piją alkohol, odwiedzają rodzinę, wielu wchodzi w konflikt z prawem i wpada w ręce policji - mówi płk Jan Madeja, wojskowy prokurator garnizonowy w Krakowie.
W ubiegłym roku żołnierz z jednostki wojskowej w Komprachcicach pobił miejscowego chłopca, a trzech innych poborowych pilnowało, aby napastnikowi nikt nie przeszkadzał. Do ataku doszło przed restauracją. Wszyscy przebywali poza koszarami nielegalnie. Napastnik zeznał, że bił, bo chłopak naśmiewał się z jego wojskowej czapki. Dwaj żołnierze z jednostki wojskowej w Zamościu skakali w nocy po zaparkowanych w pobliżu koszar samochodach, a do dwóch aut włamali się i ukradli sprzęt radiowy. Po ich zatrzymaniu stwierdzono, że mają 1,5 promila alkoholu we krwi. Na początku września toruńska policja aresztowała trzech mężczyzn służących w tamtejszej Wyższej Szkole Oficerskiej - za sprofanowanie letniego ołtarza kościoła garnizonowego w Toruniu. Wypisali na nim wulgarne hasła. Wszyscy byli pijani, żaden nie miał ważnej przepustki.
Czasem żołnierze opuszczają koszary całymi pododdziałami. W sierpniu 29 marynarzy z Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej w Ustce wszczęło burdę w namiocie piwnym na plaży. Chcieli pomścić pobitego tu dzień wcześniej kolegę. Krzesłami i stołami zaatakowali gości i obsługę, niszcząc przy okazji sprzęt nagłaśniający. Większość była pod wpływem alkoholu, żaden nie miał przepustki. Nikt w jednostce nie zorientował się, że brakuje całego plutonu. Kilkudziesięciu żandarmów, policjantów i strażników granicznych potrzebowało godziny, aby przywrócić na plaży spokój.
Do krwawej bójki z cywilami doszło w Krakowie. Dwóch żołnierzy z batalionu dowodzenia VI Brygady Desantowo-Szturmowej próbowało ukraść żuka zaparkowanego niedaleko koszar. Spłoszeni przez właściciela uciekli do jednostki. Po chwili wrócili z kolegami uzbrojonymi w pałki. Jeden z cywilów został dotkliwie pobity, pozostali zdołali uciec. W czasie bijatyki ranny nożem został jeden z napastników.
- Półtora roku temu zaobserwowaliśmy trzykrotny wzrost samowolnych oddaleń z jednostek - mówi mjr Longin Kulik, zastępca wojskowego prokuratora garnizonowego we Wrocławiu. Oficjalne dane rejestrują jednak tylko część ucieczek. Mjr Andrzej Jezierski z Wojskowego Biura Badań Socjologicznych przeprowadził ankietę wśród żołnierzy służby zasadniczej z 14 jednostek. Do samowolnego opuszczania koszar przyznało się prawie 60 proc. żołnierzy. - "Samowolne oddalenie" to opuszczenie jednostki bez zgody przełożonych oraz późniejszy powrót z przepustki czy urlopu. Przyznać trzeba, że zjawisko to jest obecnie trudne do opanowania - mówi płk Adam Kołodziejczyk, szef WBBS.
Wojskowi socjolodzy przyznają, że w wielu jednostkach okoliczności sprzyjają ucieczkom. Ankietowani żołnierze zwrócili uwagę, że popołudniami i w nocy "stany osobowe" sprawdzane są sporadycznie. Wielu opuszcza koszary, licząc na to, że ich nieobecności nikt nie zauważy. Co trzeci żołnierz, który przyznał się do nielegalnego opuszczenia miejsca zakwaterowania, wyszedł po prostu przez bramę jednostki. Pozostali przeskoczyli przez płot. W Słupsku w czasie szarpaniny z patrolem powracający z nocnej wycieczki żołnierz został zraniony bagnetem. To ewenement, bowiem wartownicy - jeśli w ogóle są - najczęściej niczego nie widzą. Niemal co drugi uciekinier przyznał, że decyzję o opuszczeniu koszar podjął po spożyciu alkoholu. Spora grupa ankietowanych jako powód ucieczki podała nudę i brak interesujących zajęć.
- Służba wojskowa w wielu jednostkach ogranicza się do musztry, pełnienia warty i obierania ziemniaków. Tam, gdzie żołnierze mają zapewnione ciekawe szkolenie, na przykład w piechocie górskiej, ucieczek jest mniej - przyznaje jeden z oficerów ze sztabu Śląskiego Okręgu Wojskowego. Z badań WBBS wynika też, że czynnikiem zwiększającym skalę zjawiska jest korupcja w wojsku. Co piąty poborowy przyznał, że przedstawiciele starszego rocznika zmuszali go, by zapłacił za przepustkę. Co dziewiąty wskazał, że haraczu żądała także kadra zawodowa. Osobny problem to wcielanie do wojska kryminalistów. Ci, którzy już w cywilu weszli w konflikt z prawem, znacznie częściej uciekają z koszar. Z najnowszego raportu Departamentu Społeczno-Wychowawczego MON wynika, że osoby, które popełniły przestępstwo lub wykroczenie, stanowią 10-25 proc. przyjętych w tym roku poborowych.
Zdaniem wielu dowódców, gwałtowny wzrost ucieczek z wojska nieprzypadkowo zbiegł się z wejściem w życie nowej ustawy o dyscyplinie wojskowej, która wprowadziła skomplikowaną i długotrwałą procedurę postępowania dyscyplinarnego. Odebrała też dowódcom możliwość karania żołnierzy aresztem. Teraz zajmują się tym sądy wojskowe, nierzadko odległe od jednostek o kilkaset kilometrów. Postępowanie trwa tam kilka miesięcy i często zanim zapadnie wyrok, winowajca jest już w cywilu. Żołnierze mają tego świadomość i zwłaszcza w ostatnich tygodniach służby lekceważą przepisy.
- Ustawa o dyscyplinie wojskowej jest fatalna. Żołnierz za przewinienie powinien być ukarany natychmiast - mówi mjr Zbigniew Muszyński, zastępca prezesa Wojskowego Sądu Garnizonowego we Wrocławiu.
Więcej możesz przeczytać w 43/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.