Komportuniści

Komportuniści

Dodano:   /  Zmieniono: 
Impas ideologiczny i finansowy, w jakim się znalazła Francuska Partia Komunistyczna, jest tak głęboki, że szuka ona kontaktów w kręgach, których do tej pory unikała równie starannie jak diabeł święconej wody
W Paryżu otwarto wystawę "Wizerunek Jezusa Chrystusa 2000 lat później", w której bierze udział około trzydziestu współczesnych malarzy i rzeźbiarzy. Na wernisażu wszyscy chcieli się dopchać do biskupa, żeby ucałować pierścień, ale okazało się, że biskupa nie dowieźli. Powód był natury zasadniczej: organizatorem wystawy jest Francuska Partia Komunistyczna, a formacja ta cierpi na dotkliwy brak biskupów. Nie ukrywamy, że ostatnio zaczyna jej brakować także kilku innych artykułów pierwszej potrzeby: wyborców, pieniędzy i pomysłów na życie. Impas ideologiczny i finansowy, w jakim się znalazła, jest tak głęboki, że FPK zaczyna szukać kontaktów w kręgach, których do tej pory unikała równie starannie jak diabeł święconej wody.
Francuscy komuniści wyjaśniają, że zajęli się Synem Bożym, bo "Jezus jest niezbywalnym dziedzictwem ludzkości", a poza tym domagał się "sprawiedliwości i godności dla biednych". Można się domyślać, że czyni to z Jezusa niezłego kandydata na sekretarza komitetu centralnego. Autor cytowanych - niewątpliwie słusznych - ocen, partyjny historyk i działacz wysokiego szczebla Antoine Casanova, wskazuje dyskretnie jeszcze innego, jak się okazuje bliskiego ideowo FPK myśliciela, który mógłby chyba nawet łączyć funkcje sekretarza KC i członka biura politycznego, ponieważ ma większe od Jezusa doświadczenie w kierowaniu dużymi instytucjami: "Nawet Jan Paweł II - podkreśla z rozmarzeniem towarzysz Casanova - napisał piękne encykliki o wyzyskiwaniu ludzi pracy". Dodajmy, że dzieła Lenina można by zastąpić Nowym Testamentem, w którym znajdujemy stwierdzenie, iż łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego - co musi się bardzo podobać FPK również dlatego, że sama jest ostatnio biedniutka.
Kto by jednak sądził, że chce taka pozostać, aby zwiększyć swoje szanse na zakotwiczenie się we wspomnianym królestwie, ten się myli. Dialektyka od dawna poucza, że nie ma lepszego sposobu na zwalczenie biedy niż zaprzyjaźnienie się z bogatym lub - jeszcze lepiej - zostanie nim. Francuscy komuniści przeprosili się zatem nie tylko z Jezusem Chrystusem, ale i doprawdy z najbardziej wyuzdanymi krwiopijcami kapitalistycznymi. W najświętszym ze świętych miejsc francuskiego komunizmu - podziemnej sali obrad komitetu centralnego, zwanej często bunkrem - urządzono pokaz kolekcji znanego domu mody Prada, a potem ekskluzywną dyskotekę z udziałem projektantów mody, modelek, biznesmenów, gwiazd filmu (jak Catherine Deneuve) i muzyki rozrywkowej (jak Jean-Michel Jarre). Firma Prada uznała, że wystrój "bunkra" jest tak doskonały w swojej napuszonej surowości, iż nie trzeba niczego zmieniać. Partia zarobiła na wynajęciu sali na tę imprezę równowartość 180 tys. zł. Na powitanie takiej kwoty przybył oczywiście sam sekretarz generalny FPK Robert Hue. Rzut oka na sekretarza wystarczył, by przekonać się, iż jest to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Kto jak kto, ale on powinien poważnie porozmawiać z projektantami mody, bo przyszedł na dyskotekę w jasnoszarym garniturze, a do tego włożył pomarańczową koszulę i zielonkawy krawat. Można powiedzieć, że brakowało tylko pięknych brązowych sandałów, jakie z wdziękiem noszą do garniturów niektórzy przedstawiciele byłych krajów komunistycznych, przybywający do Paryża na delegacje służbowe.
Modelki, goście i żwawo adaptujący się do nowej sytuacji gospodarze pląsali, podziwiali ubraniową kolekcję i spożywali trunki oraz zakąski pośród rzędów siedzeń, z których na co dzień regularnie dochodzi melodyjna fraza: "Powstańcie, których dręczy głód/Myśl nowa blaski promiennymi/ Dziś wiedzie nas na bój, na trud". Przez cały dwudziesty wiek słyszeliśmy o komunistach. Na wiek dwudziesty pierwszy po kilkudziesięciu latach selekcji pozostał nam najwartościowszy element tej formacji, czyli komportuniści. Można na nich liczyć w każdych okolicznościach, w których mowa o władzy i pieniądzach. Można ich obsadzić w każdym politycznym emploi i zawsze nawołują, by wybrać się z nimi w przyszłość, ponieważ zazwyczaj tak się składa, że o ich poprzednim wcieleniu lepiej nie mówić. Ostatnio wśród komportunistów najmodniejsze jest emploi o nazwie "socjaldemokracja". Nie żeby mieli w planach prowadzenie polityki, która miałaby coś wspólnego z socjaldemokracją. To jest naprawdę najmniej ważne. Nazwa ta jest przydatna z innego powodu, szalenie ważnego, gdy przeciętny wyborca nie przeczytał choćby encyklopedycznej definicji jej znaczenia i przeczytać jej wcale nie ma zamiaru. Urok tego wyrażenia polega na tym, że pobrzmiewa w nim modne słowo "demokracja", a drugi człon mile kojarzy się z opieką socjalną.
Francuscy komuniści na razie zapewniają, że nie zmienią nazwy swojej partii. Jeszcze nie zauważyli, jak romanse z Kościołem, bogatymi firmami i dyskotekowymi pląsami skończyły się u innych.

Więcej możesz przeczytać w 44/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.