Alicja z Niemiec

Dodano:   /  Zmieniono: 
Alice Schwarzer chciałaby, żeby kobiety wreszcie przestały się bać wychodzić wieczorem z domu, przechodzić o zmroku przez park. Ale najważniejsze jest to, żeby przestały się bać mężczyzn. Czy będzie to kiedykolwiek możliwe?
Przed kilkoma miesiącami Warszawę odwiedziła jedna z najbardziej znanych w Europie feministek, Alice Schwarzer. Możliwość spędzenia kilku godzin z kobietą, od której przed laty uczyłam się feministycznego myślenia, była dla mnie nie lada gratką. Siedziałam więc przed gwiazdą niemieckich mediów, równie często wychwalaną, jak i równaną z ziemią. Idolką dla jednych i wariatką dla drugich, chociaż i jedni, i drudzy przyznają, że Schwarzer to już instytucja. Alice, ta nie znana, okazała się taka sama jak ta, którą znałam z telewizyjnych wypowiedzi i książek. Gwałtowna, spontaniczna, nie przebierająca w słowach, dowcipna i ciekawa świata. Podnosząca głos na stwierdzenie, że coś jest niemożliwe.
Dlatego w czasie swojej wizyty ciągle z tym samym niedowierzaniem pytała spotykane kobiety: "Dlaczego nie walczycie o więcej? Dlaczego zrezygnowałyście z prawa do aborcji? Dlaczego nie zmieniacie świata?". Pytane najczęściej wznosiły oczy ku niebu, dając tym samym do zrozumienia, że nie jest to takie proste i że Alicja, niestety, nie potrafi tego zrozumieć. Wiadomo: inny kraj, inne relacje, inni ludzie. Ale czy i inne kobiety? Widząc takie reakcje, niemiecka emancypantka wykrzykiwała: "Przecież to nieprawda! Nam też nie było łatwo. Mogłyśmy liczyć tylko na siebie. Miałyśmy więcej przeciwników niż zwolenników, a mimo to wywalczyłyśmy prawo do aborcji". Od trzech lat w niemieckim kodeksie funkcjonuje zapis, że mąż, który gwałci żonę, powołując się na jej małżeńskie obowiązki, idzie do kryminału.
Alicja poopowiadała, pozachęcała do walki o swoje i wyjechała. Przed kilkoma tygodniami zadzwoniła z informacją, że lada moment ukaże się jej najnowsza książka "Der Grosse Unterschied - gegen die Spaltung von Menschen in Männer und Frauen". Już się ukazała. Dokładnie dwadzieścia pięć lat po innym jej bestsellerze, który zmienił niemiecką obyczajowość - "Der kleine Unterschied und seine grossen Folgen". "Musisz ją przeczytać" - powiedziała Schwarzer i odłożyła słuchawkę. Ta najnowsza pozycja właśnie leży przede mną. Co było do przewidzenia, jest bardzo wnikliwą analizą tego, co dzieje się z szeroko rozumianym feminizmem. Jest równie udaną próbą nakreślenia jego przyszłości. Dla Schwarzer jest nią społeczeństwo, w którym płeć nie będzie miała znaczenia. Zaraz, zaraz, nie w kontekście damsko-męskich relacji, ale w kwestii dostępu do wysokich stanowisk, w sposobie zorganizowania społeczno-politycznego życia.
Szybciej, niż nam się wydaje, ważne stanie się to, co ma się do powiedzenia, a nie kto mówi. Oprócz znajomości realiów Schwarzer dzieli się jeszcze jednym, bardziej praktycznym marzeniem: chciałaby, żeby kobiety wreszcie przestały się bać. Żeby nie bały się wychodzić wieczorem z domu, przechodzić o zmroku przez park, iść w pojedynkę do kina. Ale najważniejsze jest to, żeby wreszcie przestały się bać mężczyzn. Czy będzie to kiedykolwiek możliwe? Alicja twierdzi, że nie może być inaczej. W wywiadach, które ukazały się w niemieckich mediach przy okazji tej literackiej premiery, po raz kolejny walczy ze stereotypami, które z feminizmu czynią bajkę o żelaznym wilku. I tak: "Feminizm nie jest aseksualny - powiada Alice - posiadanie dzieci jest wartością samą w sobie. Nie, nie jestem a priori przeciwko mężczyznom. Każda kobieta powinna zdawać sobie sprawę z tego, że jej uroda nie ma znaczenia do momentu, w którym mężczyzna nie wyda werdyktu na tak albo na nie. Od tej chwili dostanie pracę albo nie, jest odpowiednią kandydatką na żonę, kochankę albo nie". Przy każdej okazji Schwarzer przytacza także skandaliczne - jej zdaniem - niedawne zachowanie niemieckiego krytyka Marcela Reicha-Ranickiego w stosunku do koleżanki po fachu, pani Löffer, której publicznie zarzucił brak rozeznania w literaturze erotycznej. Według Schwarzer, podtekst był następujący: "Nie jest pani już seksowną blondynką, to i o takich sprawach nie ma pani najmniejszego pojęcia".
Co do jednego Alice Schwarzer nie ma wątpliwości: ciągle najpoważniejszym zagrożeniem dla kobiety jest inna kobieta. Mężczyźni zrozumieli to bardzo szybko i dziś nie walczą już tak zaciekle z feminizmem, oddając broń kobietom. Jedna przeciw drugiej - to przykry i żałosny obrazek. Na atak narażone są przede wszystkim kobiety silne, które mają na swoim zawodowym koncie osiągnięcia. Schwarzer także. Najlepszym dowodem na to są listy, które nadeszły do tygodnika "Der Spiegel" po opublikowaniu w nim fragmentów jej książki. Krytyczne w większości pochodziły od kobiet. Nie dziwi to samej atakowanej, bo - jak często powtarza - to ciągle tylko trzydzieści lat feminizmu przeciwko pięciu tysiącom lat męskiego przywództwa. Mężczyźni nauczyli się braterstwa, kobiety o solidarności nie mają jeszcze pojęcia - twierdzi Alicja. Czyżby znowu się nie myliła?

Więcej możesz przeczytać w 45/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.