Prezydent świata

Dodano:   /  Zmieniono: 
Siłę amerykańskiej prezydentury tak naprawdę widać dopiero wtedy, gdy system zaczyna szwankować. Nazajutrz po falstarcie wyborczym dziennik "Austin American-Statesman" wielkimi literami wybił na pierwszej stronie: "Historia stanęła w miejscu".
Nagłówek w "Austin American-States-man" powinien jednak wyglądać zupełnie inaczej; powinien brzmieć: "Cały świat stanął w miejscu". Giełdy od Tokio po Frankurt siłą bezwładności zaczęły się staczać w dół. Korea Północna zawiesiła rozmowy z Koreą Południową, Izrael wstrzymał wszelkie ruchy na rzecz stabilizacji stosunków z Palestyną, MFW postanowił poczekać z przyznaniem dalszych kredytów oddłużeniowych dla Rosji, a telewizje na wszystkich kontynentach - niezależnie od tego, jak bardzo pro- czy antyamerykański jest kraj, w którym nadają - zepchnęły lokalne doniesienia na drugi plan. Nagle nie było na świecie większego problemu. Tylko Amerykanie z dziwnym spokojem albo wręcz rozbawieniem przyjęli wojnę o najwyższy urząd w kraju. Prezydenta USA nie wybrano, ale wybrano nowy Kongres i tysiące pomniejszych urzędników - od stanowych parlamentów przez sędziów, szeryfów po władze municypalne. "Ponowne obliczanie głosów na Florydzie jest fantastycznym wydarzeniem medialnym, ale kryzys Ameryce nie grozi" - mówi David Broder, komentator "Washington Post". Leon Paneta, były doradca strategiczny Clintona, zauważył, że w każdych wyborach prezydenckich pojawiały się wątpliwości, ale w tych zabrakło przywódcy o dominującej osobowości, mogącej te spory przeciąć: "Mieliśmy test możliwości grup wpływu i doradców, teraz mamy prawdziwy test silnych nerwów i osobowości".
Dokładnie 40 lat temu Richard Nixon pogratulował wygranej w wyborach Johnowi Kennedy’emu. Dziś historycy uważają, że Nixon miał znacznie więcej powodów do kontestowania wygranej konkurenta niż Gore. Jego doradcy sugerowali przeliczenie wszystkich głosów w kraju. Nixon nie zdecydował się na to, bojąc się, że osłabiłoby to międzynarodową pozycję przyszłego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Dziś Gore nie musi się tego obawiać. "Świat dawno temu zrozumiał, że praworządność jest naszą siłą i chodzi nam o egzekwowanie prawa - mówi William Daley szef kampanii wyborczej Gore’a. - Nic nie jest w stanie zachwiać pozycji niekwestionowanego lidera współczesnego świata".

General Motors, General Electric, generał Gates
Ameryka jest "nowym Rzymem" - uważa prof. Chalmers Johnson, politolog. Ale to wcale nie rakiety i czołgi są dziś głównym instrumentem ekspansji Cezara z Białego Domu. George Bush Jr nie chce zresztą, by jego kraj pełnił niewdzięczną funkcję światowego żandarma. W ostatniej dekadzie Amerykanie przekonali się, że znacznie większa jest siła oddziaływania procesorów i mikrochipów, sieci światłowodowych, satelitów i nie kończących się ciągów zerojedynkowych. Paryż, Berlin i Tokio podbijają dywizje Hollywood i Doliny Krzemowej. Cały świat niepostrzeżenie staje się prowincją współczesnego Rzymu. Do rangi łaciny nowoczesnego świata awansował język angielski, a właściwie amerykański, w którym publikuje się nie tylko dane o sytuacji na Wall Street, ale także wszystkie najważniejsze prace naukowe i literackie. Trzy czwarte noblistów pochodzi ze Stanów Zjednoczonych. Wszystko to sprawia, że nie ma międzynarodowego wydarzenia politycznego śledzonego z większą uwagą niż wybór prezydenta USA - człowieka, który w rzeczywistości bardziej uosabia supermocarstwo, niż sam je tworzy.
Siły, dzięki którym zwycięża nowoczesna Ameryka, zidentyfikował kilka lat temu Lech Wałęsa: to General Motors i General Electric. Dzisiaj jeszcze ważniejszą rolę odgrywają "generałowie" nowej epoki informatycznej, sprawiający, że nikt nie podaje w wątpliwość prymatu gospodarki amerykańskiej - Bill Gates, Michael Dell, Jeff Bezos. To oni budują nową ziemię obiecaną, i to tam, gdzie wydawało się, że postęp cywilizacji przemysłowej osiąga już kres możliwości. To dzięki nim gospodarka USA znajduje się na pierwszym miejscu listy najbardziej konkurencyjnych gospodarek świata, a eksport amerykański stanowi ponad 14 proc. eksportu światowego. PKB Stanów Zjednoczonych przewyższa łączny PKB Japonii i Niemiec. Co więcej, trwający od 9 lat okres prosperity spowodował, że Ameryka znacznie wyprzedziła swych globalnych konkurentów.
Lepiej niż w zestawieniach danych statystycznych boom gospodarczy widać na amerykańskich ulicach, na przedmieściach pełnych elektronicznych billboardów z ofertami pracy i zachętami w rodzaju: każdemu nowemu pracownikowi telewizor - jak obiecuje houstońska sieć sklepów elektronicznych Crazy Max. Każdemu nowemu pracownikowi Burger Kinga w Bostonie pracodawca oferuje świadczenia emerytalne i opłacenie czynszu za pierwszy miesiąc. Do historii przeszły małe kompaktowe samochody epoki kryzysu paliwowego. Tu problemy wysokich cen benzyny jakby nie istnieją. Ulice pełne są najnowszych modeli samochodów terenowych i minivanów. sześć i osiem cylindrów to dziś standard na ulicach Chicago czy Bostonu. Popyt na dobra konsumpcyjne przerasta wszystkie prognozy, ale ceny samochodów czy komputerów, zamiast rosnąć, lecą na łeb na szyję. Nigdzie nie widać tego tak wyraźnie jak na granicy z Meksykiem. Amerykańskie Brownsville pełne jest ubogich Meksykanów przychodzących tu z meksykańskiego Matamoros nie tylko w poszukiwaniu pracy, ale też produktów tańszych niż w Meksyku. Spotkaliśmy nawet dwóch Meksykanów, którzy przenosili przez most nad Rio Grande worek meksykańskich papryczek. Na pytanie, dokąd to niosą, odparli: "Do Meksyku. W Matamoros sprzedamy je znacznie drożej".

Gospodarka globalna, czyli amerykańska trzecia droga
Bill Clinton uznał, że Tofflerowska "trzecia fala" to odpowiedź Ameryki na poszukiwania trzeciej drogi między socjalizmem a kapitalizmem. Ekonomistka Goil D. Fosler mówi, że koniec XX wieku w Ameryce to czas pionierów nowej epoki. Nikt wcześniej nie szedł tym szlakiem, więc trudno określić tempo marszu, jednak wciąż okazuje się ono szybsze, niż przypuszczano. Zadaniem nowego prezydenta USA będzie utrzymanie równego kroku.
Gospodarkę amerykańską napędza technika cyfrowa. Alan Greenspan, szef Zarządu Rezerwy Federalnej, przyznaje, że jeszcze pięć lat temu nie wyobrażał sobie, iż tak szybko zmieni się sposób, w jaki funkcjonuje gospodarka. "Szybki wzrost ekonomiczny w 70 proc. umożliwia Internet i nowe technologie" - uważa Robert B. Reich, były sekretarz pracy USA. Jeszcze dziesięć lat temu wydajność amerykańskiego pracownika wzrastała o 1 proc. rocznie. Teraz rośnie trzykrotnie szybciej. Równie szybko zwiększa się zamożność społeczeństwa. Co roku przybywa 100 tys. ludzi, których dochody przekraczają milion dolarów rocznie. Dolar stał się najważniejszą walutą świata, o roli tezaurycznej większej niż złoto, a Alan Greenspan mógłby zyskać miano "globalnego skarbnika". Każde uniesienie przez niego brwi powoduje wstrzymanie oddechu na najważniejszych giełdach świata.

Cywilizacja amerykańska
"Amerykanie kochają ryzyko. Europejczycy kochają bezpieczeństwo. Amerykanie próbują wykorzystać każdą okazję. Cecha ta pomaga im w interesach i upowszechnianiu wynalazków. Dlatego praktycznie wszystkie odkrycia dokonywane są w Stanach Zjednoczonych i dlatego jesteśmy tacy dynamiczni - powiedział prof. Michael Novak. - Historia Ameryki pełna jest przykładów wspaniałych karier ludzi, którzy nigdy nie mogliby zrealizować swoich ambicji w pełnych uprzedzeń społecznych i snobizmów społeczeństwach europejskich".
Europejscy politycy debatują nad stwarzaniem szans obywatelom, podczas gdy Ameryka koncentruje się raczej na usuwaniu przeszkód hamujących naturalną przedsiębiorczość jej obywateli. "Socjaldemokracja, państwo opiekuńcze to instrumenty kontroli i regulacji. Jednakże nie potrafią one funkcjonować, kostnieją - stwierdził Novak. - W USA ciągle żyje zmysł ryzyka i odkrycia". Minimalizowanie roli państwa w gospodarce stwarza dobry klimat dla przedsiębiorczości. "Dlatego niektórzy obserwatorzy mówią wręcz, że współczesna Ameryka jest najbliższa realizacji wizji 'społeczności ludzkiej'" - komentuje w rozmowie z "Wprost" prof. Andrew Michta, politolog z Rhodes College.
George Bush Jr w czasie kampanii wyborczej wciąż zapowiadał, że jeszcze bardziej ograniczy rolę rządu i redystrybucyjności dochodu narodowego. To z kolei jeszcze bardziej wzmocni ekonomiczną ekspansywność Ameryki. - W superscentralizowanych krajach, takich jak Francja czy Japonia, zniknięcie stolicy oznaczałoby katastrofę - uważa prof. Johnson. - Gdyby jednak jutro nagle Waszyngton zniknął z powierzchni Ziemi, w Kalifornii nikt by tego nawet nie zauważył.

Szkoła sukcesu
U źródeł amerykańskiego sukcesu leży przekonanie, że ludziom trzeba dawać szanse na starcie. Nic nie przyczynia się do tego lepiej niż edukacja i nauka. Właśnie dlatego w czasie kampanii obaj kandydaci tak bardzo podkreślali swoje zasługi dla rozwoju edukacji. Stany Zjednoczone mają najlepsze na świecie uczelnie i instytuty badawcze, choć tylko 10 proc. badań prowadzonych jest w rządowych (federalnych i stanowych) instytutach naukowych. Potężnym mecenasem nauki są fundacje, na przykład Carnegiego, Forda, Rockefellera, Mellona, które przyznając granty, finansują zarówno badania podstawowe, jak i stosowane. W budżecie federalnym USA nakłady na badania naukowe przekraczają ćwierć biliona dolarów. W badaniach wdrożeniowych prym wiodą firmy prywatne. Jak wynika z badań American Association for the Advancement of Science, nakłady prywatnego sektora na badania naukowe w latach 1994-1999 wzrastały o kilkanaście procent rocznie. W tym roku prywatne amerykańskie przedsiębiorstwa wydadzą na ten cel ok. 184 mld dolarów!

Głowa globu
- W USA panuje system prezydencki, ale prezydent nie jest oczywiście monarchą konstytucyjnym - mówi amerykanista prof. Krzysztof Michałek. Uprawnienia prezydenta USA są wyjątkowo szerokie: jest on jednocześnie głową państwa, szefem rządu, zwierzchnikiem sił zbrojnych i liderem rządzącej partii. To wystarczy, by skutecznie wpływać na politykę państwa, a dzięki jego globalnej roli także na sytuację daleko poza granicami USA. Ronald Reagan promował liberalizację gospodarki i obniżanie podatków. Kojarzona z jego nazwiskiem "reaganomika" dała impuls do późniejszej prosperity lat 90. Podjął także walkę z monopolami telekomunikacyjnymi, torując drogę Internetowi. Dzisiaj tym samym tropem podąża Europa; gdyby tego nie uczyniła, nie byłaby w stanie sprostać konkurencji.
Karen Huges, autorka medialnego sukcesu George’a W. Busha, w noc wyborczą w chwili największego załamania powiedziała nam, że nie boi się o wynik: "Koniec końców zwycięży wizja Ameryki, a wizja jest po naszej stronie". Patrząc na świat z perspektywy USA, można chwilami odnieść wrażenie, że świat stoi w miejscu. Huges twierdzi jednak, że świat idzie szybko do przodu, tyle że nie nadąża za Ameryką: "My wiemy, jak utrzymać ten stan rzeczy". 


Więcej możesz przeczytać w 47/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.