Prawdziwy wybór

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z DONALDEM TUSKIEM, wicemarszałkiem Senatu RP, członkiem Rady Krajowej Unii Wolności

Bogusław Mazur: - Czyją twarz powinna mieć Unia Wolności, aby być partią bardziej skuteczną: Leszka Balcerowicza, Bronisława Geremka, Andrzeja Olechowskiego czy Donalda Tuska?
Donald Tusk: - Unia Wolności powinna mieć swoją twarz. Na szczęście żadna partia nie jest skazana na polityczne oblicze jednego lidera. Stałym zadaniem pozostaje wykorzystanie polityków najskuteczniejszych w pozyskiwaniu wyborców.
- Wyborcy mogą jednak odnieść wrażenie, że podczas gdy SLD szykuje się do przejęcia władzy, a AWS ulega dezintegracji, Unia Wolności zastanawia się, czy skręcić o centymetr w prawo czy o dwa centymetry w lewo.
- Programowy dorobek UW stanowi świetny program dla partii, która może być oczekiwaną przez wyborców nowoczesną centroprawicą. Zapisane w naszym programie słowa i myśli są wystarczająco klarowne, żeby miliony Polaków, które głosowały na Andrzeja Olechowskiego, teraz wybrały Unię Wolności. Jedno jest jednak niezbędne - wewnętrzna determinacja w unii, aby z tego programu robić użytek, żeby to unia stała się atrakcyjną dla wyborców alternatywą.
- Jeśli program jest - jak pan twierdzi - tak bardzo atrakcyjny, dlaczego unia utraciła część wyborców?
- Unia powinna w swym wolnościowym przesłaniu odważniej posługiwać się językiem zrozumiałym dla wyborców. Jeśli mówimy, że chcemy, aby było mniej państwa, mniej biurokracji, mniej wydatków publicznych, to musimy konsekwentnie mówić, że oznacza to zmniejszenie liczby agencji rządowych, liczby członków w radach kas chorych, liczby radnych. Za tym powinny iść konkretne decyzje, od których czasem stronimy, obawiając się wyjścia poza pewną rutynę myślenia. Na przykład dziś głośno powinniśmy się domagać zniesienia listy krajowej, przeciwstawić się propozycji tworzenia identycznych okręgów wyborczych dla Sejmu i Senatu oraz finansowania na wielką skalę partii przez budżet państwa. A wszystko to znajdujemy w projekcie ordynacji wyborczej. Unia w żadnym wypadku nie powinna też uczestniczyć w ciągłym "wyścigu szczurów" do stanowisk w rozrastającej się biurokracji państwowej, tylko stanowczo przeciwdziałać powoływaniu coraz to nowych urzędów, agencji i regulacji.
- Większość Polaków zdaje się jednak popierać lewicę, zarówno tę "chrześcijańską", sytuującą się między innymi w AWS, jak i "laicką", czyli SLD.
- Z całą pewnością Polska narodowo-katolicko-związkowa i Polska SLD mają serce po lewej stronie, co oznacza wsadzanie ręki do kieszeni podatnika. Jednak z całą pewnością istnieje też rosnące zapotrzebowanie społeczne na formację, która będzie skutecznie broniła tych, którym pieniądze z kieszeni się wyjmuje. I nie jest to problem wyłącznie pieniędzy. Przerośnięte państwo jest nie tylko kosztowne, ale także bezwładne i przeregulowane. Zabiera nam pieniądze, czas i wolność, zabija konkurencję i odpowiedzialność. Rachityczna polska wolność, której z prawa i lewa zagraża syndykalizm, może zostać wzmocniona przez alternatywę, czyli Unię Wolności. To wymaga dynamiki i odwagi. Mówię o tym z przekonaniem, gdyż wybory prezydenckie po raz pierwszy udowodniły, że prezentacja programu wolnościowego jest nie tylko obowiązkiem dla tych, którzy się z takim programem utożsamiają, lecz może być także opłacalna politycznie. Kluczem do sukcesu pozostanie jednak jasne i twarde stanowisko Unii Wolności, a nie próby rozmycia programu, dryfu w lewo, równoczesnego upodabniania się do SLD i AWS.
- Partie tak jednoznacznie liberalne, jak pan to określa, z reguły mają kilka procent zwolenników. Może więc unii również są potrzebne twarze polityków, którzy czasem posługują się określeniem "społeczna gospodarka rynkowa"?
- Najpopularniejszy polityk Unii Wolności i polskiej socjaldemokracji - Jacek Kuroń - zdobył w wyborach prezydenckich 8 proc. głosów. Nie popierany przez żadną partię, głoszący twardy wolnorynkowy program Andrzej Olechowski dostał prawie 18 proc. głosów. Można bez ryzyka powiedzieć, że dzisiejsza wolnościowa propozycja Unii Wolności ma szerokiego odbiorcę, trzeba tylko przekonać, że jesteśmy rycerzami tej propozycji, a nie kunktatorami, którzy szukają zaułków i bezpiecznych nisz pod skrzydłami większego partnera.
- Odcinanie się od haseł "społecznej sprawiedliwości" ma więc zmniejszyć rozmiary prawdopodobnego zwycięstwa SLD?
- Nie wierzę w to, że SLD musi wygrać wybory - nie ma takiej determinanty. Ale jedyną siłą, która zdolna jest przeciwstawić się sojuszowi, jest dziś Unia Wolności. Społeczeństwo oczekuje silnej formacji, która lewicy odpowiada prawicowym językiem. Proszę zwrócić uwagę, że w Polsce już nikt nie kwestionuje wolnego rynku, własności prywatnej, praw i wolności obywatelskich. Równocześnie wielu polityków chętnie posługuje się pojęciem wspomnianej przez pana "społecznej gospodarki rynkowej". Dlatego jest ważne, aby sprawy nazywać po imieniu. Unia nie może być partią, która mówi, że trzeba wprowadzić niższe podatki, a zarazem zwiększyć wydatki państwa. Musimy zmusić konkurentów do poważnej dyskusji i wtedy obywatele otrzymają możliwość dokonania prawdziwego wyboru między tymi, którzy chcą obniżyć podatki i obniżyć wydatki, a tymi, którzy proponują podwyższenie podatków i podwyższenie wydatków. Dla SLD, PSL czy AWS sposobem na rozwiązanie problemów państwa pozostaje tworzenie kolejnych biurokracji, a później toczenie nieustannej walki o obsadzenie ich swoimi ludźmi. Naszym przepisem na sukces unii jest mówienie, że nie chcemy uczestniczyć w konkursie o miejsca, lecz chcemy inaczej budować państwo, tworzyć je ograniczonym i skutecznym, nie zaś rozrosłym i niewydolnym.
- Mówi pan o ofercie dla centrowych wyborców, tymczasem oferta ta nie jest akceptowana nawet przez wszystkich przywódców unii.
- Taki jest program unii, ale nie wszys-cy są jego entuzjastami. Istnieje w unii pokusa dryfowania w bezpieczniejsze - wydawałoby się - rejony. W istocie chodzi o miejsca, które zostały już doskonale zagospodarowane przez SLD. Unia jest jednak partią spójną i decyzje polityczne podejmie w drodze poważnej debaty, a nie gorszącego sporu. A obecna chwila wymaga rozstrzygnięcia politycznego: umiarkowana centroprawica z takimi partnerami jak Andrzej Olechowski czy korekta kursu w lewo, co dla mnie oznacza niebezpieczny dryf, gdyż na końcu tej drogi widać twarz Leszka Millera.

Więcej możesz przeczytać w 47/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.