Kreator radości

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z ALBERTO ALESSIM
Anita Szarlik: - W Museum of Modern Art w Nowym Jorku zgromadzono już pokaźny zbiór pana dzieł - kolekcję "radośnie niepoważnych przedmiotów", jak zgodnie orzekli krytycy.
Alberto Alessi: - Bawimy się naszą pracą. Podchodzimy do niej z radością. Pojemnik na mydło w płynie nazwaliśmy "Pan Katar", z profilu to mały człowiek. Poza humorem niezwykle ważna jest dla mnie także poezja. Dlaczego nie ma jej być także w przedmiotach codziennego użytku? W otaczających nas rzeczach jest ona niezbędna, by życie przeżyć w radości, z uśmiechem - mimo wszystko.
- Bardziej niż do tej pory zwracamy uwagę na wygląd przedmiotów, którymi się otaczamy?
- Im mniej musimy się martwić o zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych, tym bardziej poszukujemy w swoim otoczeniu piękna. I to się nie zmienia, mimo galopu technologii. Począwszy od secesji, kiedy powstawało mnóstwo wyszukanych przedmiotów. Wtedy jednak trafiały one w ręce nielicznych. Przełom nastąpił stosunkowo niedawno, dziś każdy może otaczać się pięknem. Nasze wyroby kierujemy do bardzo dużego grona odbiorców. Podstawowe potrzeby tych ludzi, a wręcz całych społeczeństw, zostały już zaspokojone. Oni dziś potrzebują marzeń. I my je spełniamy.
- W ten sam sposób na całym świecie?
- Nasze przedmioty cieszą Polaków tak samo jak Włochów czy Niemców. Design jest językiem uniwersalnym. Dziś jest to szczególnie widoczne. Żyjemy w społeczeństwie globalnym i konsumpcyjnym, ze wszystkimi tego plusami i minusami. Nie ma zdecydowanej różnicy między tym, co podoba się w Stanach Zjednoczonych, w Japonii czy we Włoszech. Sposób odbierania Alessiego jest podobny na całym świecie, także w innych kręgach kulturowych, nawet w Indiach. Różnica polega tylko na liczbie osób, które mogą sobie na nasze produkty pozwolić.
- Piękno dla elit?
- Nie jest to założenie firmy. W Polsce rzeczywiście nasze wyroby trafiają do klasy wyższej, powiększającej się z roku na rok. Ale we Włoszech marka Alessi jest już bardzo popularna. Nie jest przywilejem elit. Na przykład wszyscy pracownicy mojej firmy, nawet robotnicy, mogą sobie na te przedmioty pozwolić. Nie tylko dlatego, że mają rabat.
- Firma zaczynała od mosiądzu. Teraz wyroby Alessiego wykonane są głównie ze stali szlachetnej. Poszukuje pan nowych materiałów?
- Na razie nie widać nowego metalu, który mógłby być wykorzystywany na skalę przemysłową. Zastanawialiśmy się nad tytanem, jest on jednak zbyt drogi. Jestem przekonany, że przez najbliższe kilkadziesiąt lat garnki nadal będą robione ze stali nierdzewnej, naczynia z porcelany, a kieliszki ze szkła. Jedynym materiałem, który bardzo szybko ewoluuje, są tworzywa sztuczne. Ale nie możemy przesadzać z ich wykorzystaniem. Przyzwyczailiśmy się jeść z naczyń ceramicznych i raptownie nie da się tego zmienić.
- Zgromadził pan wokół siebie silne osobowości. Dla Officina Alessi pracowało prawie dwustu projektantów.
- Oni byli i są siłą naszej marki. Na całym świecie szukamy najlepszych projektantów. Autorami tego, co uznawane jest za włoski design, są dziś nie tylko Włosi, ale także Anglicy, Amerykanie, Szwajcarzy czy Hiszpanie. Mając najlepszych projektantów, dajemy im maksymalnie dużo swobody. Prawdopodobieństwo, że rezultat będzie najwyższej jakości, jest więc bardzo duże. Tym, co w moim odczuciu wyróżnia naszą firmę, jest właśnie wysoka jakość. W naszych katalogach mamy najpiękniejsze rzeczy na świecie. Dopóki projektanci są dobrzy, dopóty ich nie wypuszczamy. Między firmą a nimi panują relacje małżeńskie. Współpracujemy tak długo, jak długo jest uczucie.
Więcej możesz przeczytać w 47/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Rozmawiał: