Barwy ochronne

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sami swoi" Sylwestra Chęcińskiego i "Jak rozpętałem II wojnę światową" Tadeusza Chmielewskiego - te czarno-białe filmy będzie można obejrzeć w wersji barwnej.
W Hollywood dobiegają końca prace nad ich koloryzowaniem. Polsat, pomysłodawca przedsięwzięcia, uzyskał prawa do dystrybucji barwnych wersji obu komedii i planuje ich projekcję na koniec listopada. Ta troska o zabytki kultury jest zarazem kolejnym gestem rozpaczy polskiego kina, które zamiast kreować nowe wartości, koncentruje się na recyklingu własnej historii.
Scenarzyści cierpią na uwiąd pomysłowości, do zdarcia bywa więc eksploatowany Sienkiewicz. Jeśli reżyserowi trudno, jak Krzysztofowi Zanussiemu, wykreować przekonujący konflikt współczesny - sporządza remiks najefektowniejszych sekwencji z wcześniejszego dorobku. Jeżeli Andrzejowi Wajdzie trudno nawiązać żywy kontakt z widzami, ratuje się przemontowywaniem "Ziemi obiecanej". Nic dziwnego, że bardziej opłaca się inwestować w rewaloryzację dzieła sprawdzonego niż ryzykować produkcję nowego obrazu siłami twórców, których wolny rynek poddał bezlitosnej weryfikacji.
Koszt koloryzacji filmu czarno-białego jest najczęściej porównywalny z sumą, jaką należy wyłożyć na wyprodukowanie obrazu współczesnego o przeciętnym budżecie. Tyle trzeba zapłacić za nałożenie barw na film trzyczęściowy "Jak rozpętałem II wojnę światową"; koloryzacja krótszych "Samych swoich" pochłonie połowę tej kwoty. Prace trwają średnio pół roku i przebiegają w dwóch fazach. Najpierw analizuje się obraz pod kątem odpowiedniego doboru barw. Strzelec Franek Dolas musi mieć taki sam kolor włosów i oczu jak grający tę rolę Marian Kociniak. Zgodne z prawdą historyczną powinny też być kolory sześciu mundurów, które przywdziewa w trakcie żołnierskiej tułaczki. Do tego dochodzą detale: kolory tablic informacyjnych, portretów wiszących w urzędach, znaków drogowych. W wypadku filmu rozgrywającego się na wielu frontach ostatniej wojny wymaga to skorzystania z wiedzy kostiumologów. Odpowiednie odcienie należy nadać także pejzażowi. Po ustaleniu barw "kanonicznych" technicy w studiu komputerowym nanoszą je na kliszę i szukają najlepszego sposobu kolorystycznego zagospodarowania pozostałych obszarów kadru.
Filmy czarno-białe utrzymały się w światowym kinie do lat 70. - zwłaszcza w dziełach o zakroju psychologicznym bądź w "czarnym" kryminale. I dziś wielu reżyserów tak operuje oświetleniem, że film barwny wygląda jak pozbawiony koloru. Niekiedy całe sekwencje filmowane są na jednej dominancie barwnej ("Trzy kolory" Krzysztofa Kieślowskiego), mającej wprawić widza w określony nastrój. Zdarzają się filmy w całości utrzymane w jednej tonacji. "Krzyżaków" (1960 r.) Aleksandra Forda operator Mieczysław Jahoda filmował w barwach przygaszonych i rdzawych, gdyż reżyser życzył sobie, by tonacja kadru harmonizowała z kolorystyką malarstwa doby gotyku. Nie są to bynajmniej zabiegi odkrywcze. Jeszcze w latach 20. taśmę filmową pokrywano pigmentem: błękitnym w scenach miłosnych, czerwonym w sekwencjach walk. Trzeba było jednak z tego zrezygnować, gdy na tej samej błonie musiała się jeszcze zmieścić ścieżka dźwiękowa - pigment ją przeżerał i z głośników wydobywało się rzężenie. Z lekka wyblakłe i "spatynowane" barwy, jakie pamiętamy z "Przeminęło z wiatrem", to już technicolor. Ujęcia rejestrowano na trzech rodzajach błon - każda reagowała na inną grupę kolorów, a następnie miksowano je na jednej taśmie. Uzyskany zestrój barw przypomina płótna mistrzów holenderskich. I właśnie on kojarzy się kinomanom ze starym filmem.
Obraz czarno-biały ma w wersji kolorowej niejako drugą premierę - dzięki barwie może zyskać zwolenników w nowym pokoleniu widzów. Dotyczy to zwłaszcza filmów o charakterze komercyjnym, gorzej przyjmują się barwne wersje filmów artystycznych. Dlatego czarno-biały pozostaje "Rejs" Marka Piwowskiego, "Zezowate szczęście" Andrzeja Munka czy "Popiół i diament" Andrzeja Wajdy. Nie opłaciłoby się koloryzowanie "Kanału" - ze względu na miejsce akcji obie wersje niemal by się nie różniły. Osobna sprawa to kwestia zaakceptowania nowej wersji przez widzów wychowanych na starej. W 1985 r. wytwórnia Metro Goldwyn Mayer pokazała pierwszą koloryzowaną komputerowo wersję "Yankee Doodle Dandy" (z 1942 r.) z Jamesem Cogneyem w roli głównej. Przyniosło to lawinę protestów ze strony reżyserów i aktorów, ale rzecz podobała się masowej publiczności. Sporządzona na początku lat 90. kolorowa wersja kultowej "Casablanki" (1942) sprawiła, że obraz ten zyskał nowe pokolenie fanów.
Aby wersja barwna znanego dzieła przyniosła zysk, w chwili jej udostępnienia w telewizji i na kasetach wideo (kolorowane filmy nie będą pokazywane w kinach) na pewien czas "zamraża" się pierwotną wersję filmu. Z czasem będą ją smakować z pewnością tylko koneserzy. 

Więcej możesz przeczytać w 47/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor:
Współpraca: