Etap górski

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nie wolno się łudzić, że robota jest bliska skończenia i teraz przed nami lekkość bytu w gospodarce o trwałym wysokim wzroście
Dwa weekendy temu przez media przeszła fala zagniewanych wręcz zdziwień i zaskoczeń analityków, że oto gospodarka ośmieliła się nie spełnić ich prognoz, bo produkcja przemysłowa w styczniu zamiast wzrosnąć o ponad 20 proc., wzrosła tylko o 8 proc. Z jednomiesięcznej migawki, czy to dobrej, czy złej, nie można wyciągać zbyt stanowczych wniosków. Dodam jednak, że nie mówi ona wszystkiego, co warto wiedzieć. Otóż w styczniu 1999 r. produkcja przemysłowa była niższa o 6 proc. niż w styczniu 1998 r. Gdyby nie ten spadek, tegoroczna produkcja styczniowa, zakładając, że informacja GUS jest precyzyjna, byłaby tylko nieco ponad 2 proc. wyższa od ubiegłorocznej. Dwa procent powyżej poziomu sprzed tak zwanego kryzysu rosyjskiego, od którego gospodarka wyraźnie zwolniła tempo.
Jak powiedziałem wyżej, nie można z jednomiesięcznej migawki wyciągać stanowczych wniosków, luty może być lepszy. Nie jest jednak najważniejsze, jaki będzie wskaźnik produkcji za miesiąc czy dwa, lecz to, czy gospodarka w obecnym stanie utrzyma szybki rozwój przez dłuższy czas. Niski wzrost produkcji w styczniu mnie nie zaskoczył. Od dość dawna powtarzam, że gospodarka polska nie ma cech gospodarki zdolnej do trwałego wysokiego wzrostu, jakiego byśmy sobie życzyli. Prężność eksportowa jest mizerna, stopień transformacji mniejszy niż się nam wydawało kilka lat temu. Szybki rozwój zawdzięczaliśmy częściowo czynnikom nadzwyczajnym. Oznaki przegrzania gospodarki występują przy coraz niższym tempie wzrostu i jest mało prawdopodobne, by szybko, łatwo i na trwałe wróciła wysoka koniunktura lat 1993-1997. Gospodarka nasza od pewnego czasu robi wrażenie kulawej kaczki - próbuje frunąć wyżej i spada. To, co napisałem, nie jest propagandą klęski. To są wnioski z obserwacji większej liczby faktów niż te, które mieszczą się w modnej dziś i zanadto dominującej analizie makroekonomicznej, finansowej. Żeby nie dziwić się wydarzeniom gospodarczym ostatnich dwu lat, wystarczy popatrzeć na małą innowacyjność naszych firm w dziedzinie technologii i produktów, na ciągle niedostateczną jakość i solidność ich oferty, na strukturę rodzimego eksportu, na nie służącą konkurencyjności sztywność zatrudnienia i płac, na niskie oszczędności i małą zdolność gospodarki do tworzenia kapitału i tak dalej. Zrobiliśmy w minionym dziesięcioleciu ogromny postęp, jesteśmy w czołówce krajów wychodzących z komunizmu, mamy powody do satysfakcji. Nie wolno jednak się łudzić, że robota jest bliska skończenia i teraz przed nami lekkość bytu w gospodarce o trwałym wysokim wzroście.
Wyczerpały się lub wyczerpują nadzwyczajne stymulatory rozwoju, jak np. handel przygraniczny. Zarazem rynek krajowy jest coraz bardziej otwarty, zaś konsument polski, mając do wyboru produkt krajowy lub z importu, nadal wybiera chętniej, i ma do tego powody, produkt importowany. Mamy więc nową sytuację - rodzime firmy straciły znaczną część rynków nadzwyczajnych, chwilowych, a na rynku krajowym rośnie konkurencja importu, zaspokajającego coraz większą część popytu wewnętrznego. Mamy tu do czynienia z procesem "katastroficznym", takim, który jeśli nie zostanie zastopowany, doprowadzi do kryzysu. Nie można go zatrzymać przez radykalne ograniczenie dostępu zagranicznym produktom do krajowego rynku, bo wymagałoby to rezygnacji Polski z członkostwa w Unii Europejskiej i skazywałoby nasz kraj na rolę zaścianka. Nie można go więc zatrzymać z dnia na dzień.
Aby to się stało, konieczne jest uświadomienie sobie przez uczestników życia gospodarczego, od najmniejszych firm do central związkowych i rządu, zasadniczo odmiennej sytuacji w porównaniu z tą, z jaką mieliśmy do czynienia powiedzmy od 1992 r., gdy gospodarka odzyskała wzrost po przejściu przez kryzys transformacyjny. Płaski etap się skończył, zaczął się etap górski, nieuchronna konieczność wspięcia się na o wiele wyższy poziom konkurencyjności od tego, jaki osiągnęliśmy do tej pory i który już zaczął się nam wydawać wystarczający, by gospodarka polska zyskała tempo i miano tygrysa.
Więcej możesz przeczytać w 10/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.